Rozdział 13

336 23 5
                                    

RACHEL

Osieim minut, właśnie tyle zajmuje mi zabranie swoich rzeczy i opuszczenie murów budynku firmy. Wsiadam do taksówki, ani przez chwilę nie przestając wyrzucać sobie jaką jestem naiwną kretynką. Podaję kierowcy adres opierając ociężałą głowę na niezbyt wygodnym zagłówku.

Przymykam oczy, jakby to miało w czymkolwiek pomóc. Niestety nic innego nie wymyśliłam, a nie wiem, jak sobie poradzić z nadmiarem odczuwanych właśnie emocji.

Stwierdzenie, że byłam wkurzona byłoby niedopowiedzeniem roku! Nic nie jest w stanie zagłuszyć wyrywającej się ze mnie wygłodniałej, bezwzględnej bestii.

Przysięgam, że byłam już bliska, aby ją z siebie całkowicie uwolnić! Patrzyłam na tego chamskiego dupka wpatrującego się w telefon mając ochotę rozszarpać go na drobne kawałeczki. W myślach nawet już zanotowałam, którą część jego nędznego ciała wyrzucić w jakim kraju. Tak, aby już nikt nigdy nie musiał nabierać się na tą cholernie przystojną maskę, na którą swoją drogą sama się naiwnie nabrałam.

W takich chwilach jeszcze bardziej nienawidzę się za próby dojrzenia dobra w każdym napotkanym człowieku. Powinnam być mądrzejsza, w końcu poznałam go w ciągu tych kilku dni na tyle, żeby wiedzieć, że nie jest tego wart.

Udawania to na każdym możliwym kroku, a wystarczyła która chwila, bym została zaślepiona jego uwodzicielskim spojrzeniem. Chciałam dać mu szansę, a on obrócił wszystko w pył w ciągu sekundy. Uderzam głową o zagłówek, chcąc ukarać się za to bezmyślne zachowanie.

Jeśli Leonardo tak bardzo pragnie wojny, to będzie ją miał. Wyciągam telefon nie przejmując się konsekwencjami. W zasadzie nigdy nie powinnam przyjmować tej posady, a teraz duma nie pozwala mi złożyć wypowiedzia. Po moim trupie, że zapłacę tą karę umowną temu gburowi, więc jeśli mnie zwolni lepiej dla mnie.

- Hej, coś się stało ? - pada po drugiej stronie telefonu, skutecznie przerywając moje rozmyślania.

- W zasadzie to tak. Potrzebuję pilnie twojej pomocy, także poinformuj Ryana, aby dziś odpuścił sobie wizytę - wyrzucam z siebie na jednym wdechu zanim zdążę zmienić zdanie.

- Jakiego Rayana ? Nie wiem o czym mówisz - odpowiada zdziwiona, na co wcale się nie nabrałam.

- Lara proszę cię, nie udawaj - mruknęłam, a potem śmiech sam wyrwał się z pomiędzy moich ust - połowa bloku od dwóch miesięcy słyszy jak wrzeszczysz jego imię w każdy czwartek przez trzy godziny.

-To nie ja ! - krzyczy tak głośno, że moje bębenki ledwo to wytrzymują - to musi być ta nowa rozwiązła sąsiadka z dołu.

Przewracam oczami, bo nie wierzę, że dalej nie potrafi się do tego przyznać.
Rozumiem, że widocznie miała jakieś powody, aby mi nie mówić o tym chłopaku, ale żeby od razu zwalać winne na tą nową lokatorkę, to już zbyt dużo.

- Och Ryan!! O boże Ryan, tak... Tak! - naśladuje przyjaciółkę dysząc do słuchawki, przez co niechcący przyciągam uwagę taksówkarza, który spogląda z dziwną miną w lusterko nie odrywając spojrzenia od mojej twarzy.

- Dobra wystarczy! - przerywa stanowczo z głośnym śmiechem - Oby to było warte mojego poświęcenia, bo ten kutas jest obłędny!

- Zapewniam, że będziesz podobnie jęczeć z radości. Będę za dwadzieścia minut, szykuj wino, bo na trzeźwo tego nie zniosę.

Niegrzeczny PrezesOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz