Czekanie w bezruchu, w cieniu starego drzewa, które widziało już w swoim życiu sporo, mnie nie nużyło. Wręcz przeciwnie. Lubiłem tą ciszę otaczającą mnie ze wszystkich stron. Obserwowanie dzieci, nastolatków i osób znacznie od nich starszych wchodzących i wychodzących przez bramy cmentarza, dawało mi dziwną satysfakcję. Miałem tak od zawsze. Dostrzeganie emocji, skrytych pod maską uśmiechu, było moim talentem. A miejsca jak to, były jak scena w czasie interesującego przedstawienia. Smutek, żałoba, strach, przeplatały się z radością, satysfakcją i o ironio, miłością. Nie tylko do nieboszczyków. Widziałem pary zakochanych ludzi, którzy odwiedzali groby bliskich, dając sobie gorące pocałunki i szepcąc coś do ucha. Co niektórzy przychodzili tutaj na randki w świetle księżyca. Przynosili świece, wino i laptopa, żeby oglądnąć razem jakąś marną komedię romantyczną. Miałem wtedy ochotę wykurzyć ich, wydając z siebie upiorne dźwięki i żądając opuszczenia terenu głosem kogoś prosto z zza grobu. Nie zrobiłem tego jednak nigdy. Zachowanie ludzi przeszkadzało mi, ale nie na tyle, żeby zdradzać swoją obecność. Nienawidziłem wchodzenia w interakcje z żywymi. Każdy z nich po bliższym poznaniu, mógł znaleźć swoje miejsce w moim sercu, a strata przyjaciela czy kochanka, nie była na mojej życiowej liście. Nie żeby była jakaś lista, po prostu nie bardzo chciałem przechodzić przez takie piekło ponownie.
Czasami skupiałem się na kimś konkretniej. Tak jak tym razem.
...
Tak jak na codzień spoglądałem w tłum osób zmierzających w kierunku nekropolii. Tego dnia było ich wielu. Czarny, długi samochód wjeżdżał właśnie na parking. Wiedziałem co to oznacza i po tylu miesiącach przyzwyczaiłem się już do tego widoku, ale za każdym razem czułem niezmiennie te same emocje. Może dlatego, że przypominały mi o tamtym dniu.
Grupa rozstąpiła się, aby przepuścić mężczyznę ubranego na czarno, który razem ze swoim towarzyszem właśnie wyciągał z wnętrza pojazdu drewnianą trumnę.
Nie miałem pojęcia kim jest nieboszczyk, co się z nim stało i co robił za życia. Zazwyczaj mnie to nie interesowało.
Tym jednak razem jedna rzecz sprawiła, że się zatrzymałem.
Płacz dziecka.
Pełen najgorszych przeczuć, odwróciłem głowę w kierunku, z którego dochodził.
Na początku nikogo nie dostrzegłem, ale po chwili mój mózg zerejestrował malutką dziewczynkę wtuloną w postawnego mężczyznę.
On ją przytulał, ale wyraźnie widać było, że sam jest na skraju płaczu. Nie wiedziałem tylko czy z powodu jej kwilenia, czy losu ciała spoczywającego nieopodal.
Ludzie wokół starali się chyba nie dostrzegać jego stanu, za to skupili się na dziecku.
- David, ucisz ją. Trzeba okazać choć trochę szacunku dla Janet. - syknęła elegancka starsza pani. Miała na sobie kapelusz, który zasłaniał jej prawie całą twarz, więc nie było widać za wiele.
Wyraz twarzy mężczyzny zmienił się na zdeterminowany.
- Jej już z nami nie ma. - Wydusił ledwo. Łzy napłynęły mu do oczu, otarł je szybko rękawem, choć jego rozmówczyni nie była najwyraźniej na tyle spostrzegawcza, by to zauważyć.
Wziął głęboki wdech. - Będę zawsze bronić mojej córki i pozwolę jej na każdą emocję, którą zechce okazać. Płacz jest czymś naturalnym, Carol. Zmarła jej matka, były ze sobą blisko. Oczekujesz, że zacznie się śmiać z tego powodu? A może ma ci zaśpiewać piosenkę, jakie to cudowne, że jej mama nie żyje? - zaśmiał się, wyraźnie zestresowany.Wypowiedź mężczyzny sprawiła, że zadrżałem.
Mamo, poczułem znów to samo. Emocje, które czułem, wróciły ze zdwojoną, niepokonaną siłą.
CZYTASZ
𝐌𝐘 𝐝𝐞𝐚𝐫 𝐒𝐎𝐔𝐋 𝐌𝐀𝐓𝐄
Roman pour AdolescentsCzłowiek może przetrwać wiele. Tak ktoś kiedyś powiedział. Może też znaleźć miłość i czuć szczęście. Co jednak, kiedy to uczucie cię zgubi, pochłonie tak mocno, że nie zauważysz, że toniesz, dopóki nie znajdziesz się głęboko w otchłani? Gdzie nadzie...