Zanim poszłam na rozmowę kwalifikacyjną, nie wiedziałam że będą emocje jak na grzybobraniu. Kurwa pocą się ręce, serce mi biję jakbym co najmniej przebiegła maraton na sto metrów, a w głowie mam jakieś popierdolone myśli, jak nie zrobić z siebie pośmiewiska. I tak pewnie zrobię, ale to nie ważne.
Chwyciłam za klamkę i spojrzałam na mężczyznę siedzącego za biurkiem, gadający coś do telefonu w innym języku - prawdopodobnie po włosku.
- Lorenzo, devo andare, è venuta una donna per un colloquio di lavoro - facet popatrzył na mnie - Sembra carino - zaśmiał się do telefonu i się rozłączył - Proszę usiąść - wskazał na krzesło naprzeciwko niego.
Miał on na sobie białą koszulę z odpiętymi dwoma guzikami, spodni nie widziałam przez biurko. Jego włosy były ciemno brązowe wręcz czarne, ostro zarysowane kości policzkowe i tygodniowy zarost.
Lecz szczególną uwagę na jego oczy, były one dwukolorowe. Prawe oko miał czarne, a lewe bardzo jasno niebieskie - prawie białe.
Mężczyzna posiadał również widoczną bliznę, przechodzącą przez jego jaśniejsze oko. Zaczynała się ona blisko jego linii włosów, a kończyła się obok nosa.
Dam sobie rękę uciąć, że Pan William ma dziewczynę, narzeczoną, żonę czy chuj wie tam kogo. Wygląda jakby z gazety wyciągnięty. Chwilę się zapatrzyłam na niego, bo kogoś mi przypominał.
Z rozmyślań wyciągnął mnie jego głos. Ewidentnie nie pochodził z Ameryki, ponieważ gdy zaczął mówić w jego głosie był ostro wyczuwalny włoski akcent:
- Panna Adeline Miller jak mniemam - kiwnęłam głową. - Jak pani pewnie wie nazywam się William Martini, mam trzydzieści pięć lat i... w sumie to tyle ci wystarczy - zaśmiał się, a ja lekko się uśmiechnęłam. - Czytałem pani CV, ale chcę usłyszeć o pani życiu.
- Dobrze. Więc nazywam się Adeline, mam dwadzieścia lat, mieszkam w Atlantii¹ od urodzenia, przez dwa lata szkoły średniej chodziłam do klasy biznesowej i.. - chwilę się zawahałam, ale co mam do stracenia. - Od czterech lat wychowuję mojego syna wraz z moją mamą i ojczymem.
Mężczyzna zmarszczył brwi zastanawiając się nad czymś.
- Czyli zaszłaś w ciąże w wieku szesnastu lat? - kiwnęłam głową. - Współczuje.
- Nie ma czego. Kocham mojego synka i zdjęłabym dla niego każdą gwiazdkę z nieba - uśmiechnął się. - Przepraszam, że się wtrącę, ale czy my się wcześniej nie widzieli? Wygląda pan znajomo.
- Nie chyba nie. Nie przypomina mi się w każdym razie - kiwnęłam głową w zrozumieniu. - Mam pytanie. Czy umiałaby pani zająć się papierkową robotą, umawianiem mnie na różne spotkania biznesowe, bankiety i coś w tym stylu.
- Z chujem w dupie - powiedziałam pewnie, ale potem zorientowałam się jakim zajebiście śmiesznym żartem palnęłam. Teraz to na pewno mnie nie przyjmie.
- Boże, przepraszam bardzo. Wymsknęło mi się. Nie miałam zamiaru tak powiedzieć.
A tu moje zdziwienie, gdy pan William zaczął się niekontrolowanie śmiać. Co kurwa?
- Adeline, to że jestem przed czterdziestką, to nie znaczy że mam być starym zgredem bez poczucia humoru. A ty ewidentnie masz go w chu-dużo - szybko się poprawił, a ja próbowałam nie parsknąć śmiechem. - Witamy w drużynie. Będziesz mogła zacząć od jutra jeśli ci pasuję
O mój Boże, dostałam pracę. Dostałam pracę! Ja pierdziele, ktoś w końcu mnie docenił.
- Jasne, że mi pasuję. Dziękuję Panie Williamie, postaram się się pana nie zawieść.
CZYTASZ
Mr. William
RomancePierwszy tom trylogii "Bracia Martini" Adeline Miller to piękna dwudziestolatka, która została samotną matką w wieku szesnastu lat. Dalej mieszka razem z rodzicami, a oni też nie mieli zbytnio pieniędzy, więc postanowiła znaleść pracę żeby mieć choć...