Siedząc w biurze popijając kawę i dokańczając projekt pomieszczenia, pomyślałam o... w sumie to po prostu o życiu.
Ostatnio dostałam wypłatę i przez chwilę wydawało mi się, że pan Martini był słaby z matmy i pomylił cyferki. Jebane trzy tysiące dolarów. Ja za dziesięć bym sobie życie ułożyła, a nawet by zostało.
Dostałam wczoraj dziwną wiadomość o treści "Niedługo znów się spotkamy". Z kim? I jak ten ktoś ma mój numer? Nie mam żadnych znajomych, którzy mieli by go mieli.
Nigdy nie miałam przyjaciół przez to jak żyłam kiedyś. We wszystkim byłam ta gorsza. Nie miałam markowych ciuchów, czasami jedzenia do szkoły, nowego plecaka.
Najczęściej byłam gnębiona przez "bananowe dzieci". Nieraz wyzywana od biedaka, żebraka i coś w tym stylu.
Usłyszałam otwierające się drzwi drzwi, więc spojrzałam w tamtą stronę.
Do pomieszczenia wszedł Pan William z uśmiechem na twarzy, ale widziałam że był sztuczny.
- Adeline, mamy problem - jego uśmiech zniknął.
- Co się dokładnie stało? - wstałam z miejsca i obeszłam biurko opierając się o nie, zakładając ręce na piersi.
- Nasz główny inwestor zaprzestał współpracy z naszą firmą, więc szybko musimy znaleźć równie dobrego. Powiedzieli, że mają małe korzyści od nas.
Podeszłam do regału ze segregatorami i wzięłam ten konkretny z propozycjami współdziałania. No gdzie to cholerstwo?! NO JA PIERDOLE! A, tu jest.
Znalazłam odpowiedni papier wróciłam do mężczyzny i po kolei zaczęłam mówić plusy kandydata.
- Zapewniają w razie wypadku wyszkolonych pracowników, kierowników do różnych inwestycji i tym podobne. A w dodatku małe wymagania co do nas.
Szef wziął papiery z moich rąk delikatnie je muskając opuszkami palców, przez co tym miejscu poczułam miłe ciepło.
Przeglądał strony co chwilę kiwając głową, a w jednym momencie podniósł wzrok na mnie i się lekko uśmiechnął, przez co odwróciłam wzrok z pewnością spalając buraka.
Pan Martini wyglądał na zmęczonego, i to bardzo. Sińce pod jego oczami i lekko czerwone białka go zdradzały.
Przez to, że miał na głowie dużo spraw pewnie mało sypiał. Sprawdzanie części wiadomości z maila, chodzenie na różne bankiety, spotkania biznesowe i ogólnie szefowanie.
Naszą cisze przerwał dzwonek mojego telefonu. Spojrzałam na wyświetlacz, na którym widniało zdjęcie mamy.
- Halo - powiedziałam po odebraniu telefonu. - Coś się stało?
- W sumie to tak - jej głos był nieco nieobecny.
- Mamuś streszczaj się, bo jestem odrobinkę zaję... - nie pozwoliła mi dokończyć.
- Ivan wyszedł z więzienia.
Zamarłam. Ivan to imię mojego ojca. Nie, nie, nie. To nie może się dziać. Z jakiej jebanej racji? Ten pieprzony chuj ma wyjść z pierdla po tym co nam zrobił? Nie pozwolę na to.
- Zaraz oddzwonię - rozłączyłam się i odłożyłam telefon na biurko z hukiem.
Pan Martini uniósł wzrok ze zmarszczonymi brwiami patrząc na mnie niezrozumiale.
Kiedy dotarło do mnie co się stało, moje oczy się zaszkliły i wydobyły się pierwsze łzy, prze co mężczyzna położył papiery na biurko i podszedł do mnie i złapał za ramiona.
CZYTASZ
Mr. William
RomancePierwszy tom trylogii "Bracia Martini" Adeline Miller to piękna dwudziestolatka, która została samotną matką w wieku szesnastu lat. Dalej mieszka razem z rodzicami, a oni też nie mieli zbytnio pieniędzy, więc postanowiła znaleść pracę żeby mieć choć...