Właśnie wróciłam z zakupów, bo musiałam kupić jedzenie, trochę ubrań i sukienkę na dzisiejszy bankiet.
Jakie jest tego podsumowanie? Ambe Fatima był hajs i go ni ma.
Wydałam na tą sukienkę ponad sto dolarów, ale nie żałuje ani centa. Gdy ją zobaczyłam na manekinie wiedziałam, że ją biorę.
Charlie jest w przedszkolu, mama niestety w szpitalu po tym jak w nocy zaczęło ją coś boleć serce, a Marcus jak zwykle w pracy.
Weszłam na górę, kierując się do mojego pokoju. Zawiesiłam sukienkę na haczyk i zeszłam na dół robić jakiś obiad. Wyjęłam odpowiednie składniki i zaczęłam.
Usłyszałam skrzypienie schodów. A no tak, zapomniałam, że Liam dalej jest u nas. Jeszcze nie wrócił do swojego mieszkania i chyba się na to nie zapowiada.
- Hej Addie - usłyszałam głos brata za sobą, więc się odwróciłam w jego stronę.
Liam był ubrany tylko w swoje szorty bez koszulki. Trzeba przyznać, że jest przystojny i dalej dziwie się, iż nie ma dziewczyny. W sensie miał, ale zdradziła go z jakiś typem na imprezie.
Mężczyzna pocałował mnie w czubek głowy i spojrzał na kuchenną wyspę. Wyciągną palec w stronę sosu, ale szybko pacnęłam go w dłoń.
- Gdzie z tymi łapami, gówniarzu? Zjesz jak będzie gotowe - upomniałam go.
Liam spojrzał na mnie z uniesioną brwią.
- Dziewczynko, przypominam, że jestem od ciebie starszy o trzy lata. A za ile będzie? Jestem już głodny.
- Jak będzie, to będzie - odwróciłam się w stronę palnika, by wyłączyć makaron.
Gadałam chwile z bratem, dopóki nie usłyszeliśmy dzwonka do drzwi. To dziwne, ponieważ Marcus powinien być dopiero za trzy i pół godziny.
- Ty idź otwórz, a ja posprzątam - oznajmił mój brat.
Wyszłam z kuchni, kierując się do drzwi wejściowych. Bez patrzenia przez wizjer otworzyłam je. Przede mną ukazał się mój ojczulek. Smerfastycznie.
- Witaj Andy, miło cię znowu widzieć - uśmiechnął się fałszywie.
- Ta? To śmieszne, bo mi ciebie nie. Co ty tu robisz, dziwki ci się skończyły? - oparłam się o futrynę. - Odejdź, dobrze ci radzę.
Ivan się tylko zaśmiał. No ci powiem, beka w chuj.
- Ty myślisz, że ja tak szybko odpuszczę po tym jak wpakowaliście mnie do pierdla? Wiesz jacy są tam okropni ludzie?
- Pewnie nowe psiapsi, nie? Idealnie pasują do ciebie.
- Słuchaj gówniarzu - nie dane mu było dokończyć.
Do przedpokoju wszedł Liam. Spojrzał najpierw na mnie, a później na Ivan'a. Jego twarz nagle zmieniła wyraz. Można się było tego spodziewać. Pomimo, że ojciec wolał jego ode mnie to widział jak mnie traktuje. Jak nic niewartego śmiecia.
- Co ty tu robisz? - odezwał się mój brat.
- Widocznie gościnność odziedziczyliście po matce. Nie wiecie, że gościa trzeba przyjąć do domu, a nie w progu trzymać - Parsknął śmiechem.
- Gość jest zaproszony, a już na pewno mile widziany. W dodatku jeszcze jeden gen po niej mamy. Zajebistość - wzruszyłam ramionami.
Ivan przewrócił oczami. I tak wie, że mam racje.
- Jakim cudem wyszedłeś z pierdla? Przecież miałeś dożywocie - Ty brat czasami mądry jesteś.
- Tak się składa, że mam zaufanych ludzi, którzy pomogli mi stamtąd wyjść.
- Skoro są tacy zaufani to do nich wypierdalaj i daj nam święty spokój, na miłość Boską - wyrzuciłam ręce w górę, wychodząc z pomieszczenia.
Mam już dość. Nie wiem czy pójdę na ten bankiet, bo czuje się do dupy. Napiszę do Williama.
Wyciągnęłam telefon, wchodząc do listy kontaktów. Jednak nie chcę mi się pisać.
Wybrałam do niego numer, klikając zieloną słuchawkę. W tym czasie gdy czekałam na to aż mężczyzna odbierze, do pomieszczenia wrócił wkurzony Liam. Co ja mówię? On był wkurwiony.
- Halo, Bella? - usłyszałam głos w telefonie.
Ocknęłam się, odwracając się w stronę okna.
- William, hej. Mam sprawę. Ogólnie słabo się czuje i nie zbyt mam ochotę na jakiekolwiek wyjścia dziś. Ktoś inny może z tobą iść na ten bankiet? - czułam na sobie wzrok brata.
- Wszystko dobrze? Jak ten osiwiały skurwiel znowu cię prześladuje, to wyjdę z siebie i stanę obok, przysięgam - parsknęłam śmiechem na jego słowa.
Jakie szczęście, że on nie jest starym gburem bez poczucia humoru. Oszalałabym inaczej.
- Trochę słabo. Ostatnio gorzej się czuje ogólnie i właśnie u nas był, ale nie musisz się niczym przejmować - zapewniłam go.
Usłyszałam westchnięcie w słuchawce.
- Która jest godzina? - zadał pytanie całkiem poważnie.
Zmarszczyłam brwi, odwracając się w stronę zegara ściennego. Wskazówka wskazywała trzynastą.
- Pierwsza, a co?
- No właśnie, a ja mu jeszcze nie przyjebałem - uśmiechnęłam się pod nosem. - Chcesz bym przyjechał?
Poczułam jak moje policzki się rumienią na jego propozycje. Przeniosłam wzrok na mojego brata, który z uwagą przysłuchiwał się rozmowie. Poruszył znacząco brwiami i pokiwał głową bym się zgodziła.
- Jasne możesz wpaść, wyślę ci adres na SMS-a, okej?
- Dobrze, do zobaczenia, Bella - pożegnał się.
Rozłączyłam się , czując jakie gorące mam policzki. On na prawdę umie oczarować kobietę. Napisałam mu nazwę mojej ulicy i numer domu.
- Bella, tak? - usłyszałam głos Liam,a. - Słodkie, nie uważasz?
Spojrzałam w jego stronę, uśmiechając się przy tym.
- Nikt cię nie nauczył żeby nie podsłuchiwać cudzych rozmów? - upomniałam go.
- Może i nie, ale to ty się spotykasz ze swoim szefem - chłopak oparł się o wyspę kuchenną, zakładając ręce na piersi. - W dodatku piętnaście lat starszym.
Słuszna uwaga. Nigdy zbytnio nie zwracałam większej uwagi na naszą różnicę wieku. Ale faktycznie to brzmi dziwnie.
- A w pizdę sobie to wsadź. Ja idę na górę się trochę ogarnąć, bo wyglądam jakby co najmniej mnie krowa wysrała, a ty rób co tam chcesz. A i odbierzesz Charliego z przedszkola za godzinę - oznajmiłam mu.
Liam się tylko zaśmiał, a ja popędziłam do swojego pokoju.
I w sumie pójdę na ten bankiet. Jebać mojego ojca
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Spotify w końcu działa 🙏
Mam nadzieje, że playlista się wam spodoba.
Pamiętajcie o gwiazdach i komentarzach ❤
Buźki i do następnego 😘
CZYTASZ
Mr. William
RomancePierwszy tom trylogii "Bracia Martini" Adeline Miller to piękna dwudziestolatka, która została samotną matką w wieku szesnastu lat. Dalej mieszka razem z rodzicami, a oni też nie mieli zbytnio pieniędzy, więc postanowiła znaleść pracę żeby mieć choć...