Rozdział dwunasty

521 29 0
                                    

Rita

Minęło siedem dni. Siedem ciężkich dni z Castillo na wspólnej pracy. Tak, te dni były naprawdę męczące z wielu względów. Po pierwsze Dylan jest punktualny co do minuty. Irytuję mnie ten fakt, bo jakby poczekał kilka sekund, nic by się nie stało. Gdy się spóźnię chociaż minutę, ten wydziera się i obraża jak małe dziecko.

Po drugie, ma jakiś chory plan dnia, i jeśli nie wypije kawy o godzinie trzynastej i nie zje obiadu o piętnastej, dostaje jakiejś wścieklizny, marudzi i jest nie do zniesienia.

Po trzecie jest pieprzonym flirciarzem! Oczywiście, kiedy mu to zarzucam, on uważa, że sobie wymyślam. Jednak na każdym kroku musi powiedzieć coś, co jest dwuznaczne lub onieśmielające. Ciągle poczucie zawstydzenia, jest nieodłączoną częścią mojego dnia.

Po czwarte, najgorsze, łapie się na tym, że naprawdę lubię z nim pracować. Dylan jest bardzo pracowitą osobą, angażuję się w stu procentach i robi wszystko do samego końca. W ciągu tego tygodnia byliśmy w kilku miejscach, gdzie złapaliśmy jakiś sygnał Bree. Nic nowego nie znajdowaliśmy, były to zazwyczaj opuszczone domy lub magazyny. Udało nam się włamać do laptopa dziewczyny, to również był ślepy zaułek, bo był doszczętnie wyczyszczony. Doszczętnie, to znaczy tak, że nie było w nim nawet dysku, z którego mogłabym odzyskać jakiekolwiek dane. Znaleźliśmy na innych komputerach jakieś pliki, ale nie wnosiły one kompletnie nic do poszukiwań. Dylan przez to, że pracuję z Antoniem, nie mówi tego wprost, ale uważa, że to właśnie on jest mózgiem tej całej operacji. Uważam, to za kompletny nonsens, Bree nie miałam nic wspólnego z nimi, nawet nie wiem, czy się znają.

Po piąte; Dylan chyba nigdy się nie uśmiecha, serio. Gdy powiem jakiś żart albo zdarzy się coś śmiesznego, on lekko uniesie kąciki ust  lub patrzy na mnie swoim pustym, nic niewyrażającym wzrokiem. Mimo tego wszystkiego całkiem dobrze się dogadujemy i mam wrażenie, że nawet się polubiliśmy.

Ostatni istotny fakt przemawiający zdecydowanie na moją korzyść: pokochałam go wkurzać. Odnalazłam swoją nową, życiową pasję! Uwielbiam się z nim drażnić, dogadywać czy nawet czasem zachowywać się jak dziecko, byle go wkurzyć. Dylan sprawia, że praca z nim jest zabawna, a humor dopisuje mi w każdej sekundzie. Jest to jeden z niewielu plusów tego wszystkiego.

–  Piętnasta! –  krzyczę znad komputera. –  Co jemy?

–  Na co masz ochotę? –  Dylan zamyka swój laptop i zmierza w moich kierunku.

–  Na wino, ewentualnie whisky. –  Puszczam mu oczko.

– To świetnie się składa! –  Nagle w gabinecie pojawia się Rico oraz Hugo. –  Co powiecie na grilla i litry alkoholu? Dziś sobota, należy się nam! –  Rico porusza zalotnie brwiami, na co ja od razu promienieje.

–  Impreza?! –  krzyczę i podnoszę się z krzesła –  Taaak, błagam! Ubierzemy się jak bogaci ludzie i zagramy w pokera!

–  Rita, jesteśmy bogaci. –  Castillo nie byłby sobą, gdyby nie zwrócił mi uwagi.

– Fakt. –  Wskazuję na niego palcem. –  Mam ochotę dziś wygrać jakąś wyspę! –  Uśmiecham się w stronę Ricarda, a ten przewraca oczami.

–  Wyspę? –  wtrąca się Hugo.

– Rico, może chcesz opowiedzieć tę wspaniałą historię? –  Patrzę rozbawiona na przyjaciela, który w odpowiedzi pokazuje mi środkowy palec.

–  Dobrze, to ja opowiem. Rico jest beznadziejnym graczem pokera. Ostatnio jak graliśmy, postawił swoją wyspę w Grecji. Był tak nawalony, że nie wiedział, co robi, a ja ją wygrałam. Hitem tego wszystkiego jest to, że kupił ją dwie godziny wcześniej. –  W gabinecie słychać śmiechy wszystkich, o dziwo nawet Dylan się uśmiecha.

Czarna RóżaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz