Rozdział szesnasty

454 30 2
                                    


Dziś wieczorem Castillo wraca do Meksyku. Ten tydzień jest... intensywny. Nie ze względu na pracę czy rzeczy, które się działy, ale z powodu naszej relacji. Okazało się, że przez te siedem dni przegadaliśmy ponad trzydzieści godzin. Co śmieszne, to nie ja to podliczyłam. Zanim wsiadł do samolotu, wysłał mi SMS-a.

Dylan

Masz ochotę się jutro spotkać? Czy trzydzieści trzy godziny rozmów na ten tydzień wystarczą ;)?

Pierwsze zdziwienie, Dylan używa emotikonów. Drugie, on naprawdę to podliczył. Uśmiecham się na tę myśl jak jakaś zakochana nastolatka. Nie ukrywam, czuję się teraz wyjątkowo. Nie dość, że tyle rozmawialiśmy, to on jeszcze myśli o tym, aby się spotkać. Wszystko w ramach pracy, tak byliśmy umówieni. Nie zmienia to faktu, że zrobiło mi się cholernie miło. Odpisuję mu, żeby przyjechał jutro o dziesiątej, pójdziemy na śniadanie, a potem pojedziemy do domku Bree. Ten tydzień pozwolił mi poznać go z zupełnie innej strony, niż każdy myśli. Bestia okazała się „łagodną bestią". Nie mam w planach na razie jej uaktywnić, sądzę, że jest w stanie uśpienia. Mimo tego okazuję się miłym, wyrozumiałym facetem. Jestem ciekawa naszego potkania. Luźna rozmowa telefoniczna to nie to samo co rozmowa na żywo. Mam nadzieję, że coś się zmieni, że będzie lepiej.

Tego dnia godzina osiemnasta jest inna, pusta. Przyzwyczaiłam się do naszych rozmów. Dziś jednak jej nie było...

Dylan przyjechał punktualnie o wyznaczonej godzinie. Dzisiaj postawiłam na bardziej naturalny wygląd. Ubieram czarne jeansy, białą koszulę ze złotymi nitkami oraz czarne adidasy. Soczewki odpuszczam sobie już na dobre, Dylan lubi mój naturalny, niebieski kolor. Zakładam czarną perukę, którą spięłam w wysoki długi kuc, doklejam sztuczne policzki oraz podbródek, moja twarz wygląda na bardzo pulchną. Mam również sztuczne rzęsy i mocno podkreślam oko. Wygląda zdecydowanie lepiej niż brzmi. Wychodzę przed dom, gdzie czeka już Dylan, opierający się o swoje auto. Jego skóra jest jeszcze bardziej opalona niż przed wyjazdem. Skrzyżowane ręce na piersi idealnie napinają jego białą koszulę, eksponując przy tym mięśnie. Ściąga okulary przeciwsłoneczne, uśmiecha się ukazując mi swoje piękne, białe zęby. Uśmiecham się i idę w jego stronę.

– Boże, śmiesznie wyglądasz. – Dylan łapie mnie w talii i składa delikatny pocałunek na moim policzku. – Stęskniłaś się?
O wow, okeej. Mamy pierwszą zmianę! Otwartość i entuzjazm jak najbardziej na plus!

– Dzień dobry, ciebie też miło widzieć. – Uśmiecham się szczerze, bo prawda jest taka, że się stęskniłam. – Hm, muszę to przemyśleć. – Zakładam okulary przeciwsłoneczne i wsiadam do auta.

Dylan zamyka za mną drzwi i siada na miejscu kierowcy.

– Mam dla ciebie prezent. Leży na tylnym siedzeniu, odpakuj w domu.

– Błagam, niech to będzie coś normalnego. – Zaciskam mocno powieki i krzyżuję palce. Dylan, o dziwo lekko się uśmiechnął.

– Gdzie jedziemy? – Zerka w moją stronę, uważnie obserwując moją twarz.

– Zaskocz mnie. – Puszczam mu oczko.

Przez chwilę się nad czymś zastanawia, w końcu odpala samochód i wyjeżdża z mojej posesji.

Droga przebiega nam spokojnie. Nie rozmawiamy z Dylanem, ale o dziwo czuję się z tym dobrze. Co jakiś czas, zerkamy na siebie, ale na tym się kończy. Muzyka wydobywa się z radia i jest wystarczająca, do momentu, póki nie słyszę w nim swojej ulubionej piosenki.

– Ooooo, taaaak! – krzyczę podekscytowana i znacząco podgłośniam muzykę. – I'm in love with the shape of you... We push and pull like a magnet do... – zaczynam śpiewać.

Czarna RóżaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz