ROZDZIAŁ 3

181 4 1
                                    

ANA

Po raz kolejny, układam włosy i poprawiam usta, przez co zaczynam powoli przypominać clowna. Nie, nie, nie! To w ogóle do mnie nie dociera. Ręka z nerwów mi się trzęsie jakby było -20. Od godziny ślęczę przed lustrem i przedłużam chwile wyjścia jak najdłużej. Boże, przecież ja nie dam rady, a co jeśli to podstęp? Co jeśli mnie gdzieś wywiozą, zgwałcą? Nie wiem tego, ale musze zaryzykować.. A jeśli od tego zależy życie mojego ukochanego, zajebiście do cholery głupiego braciszka! Kurwa! Ehhh..Stop. Anka, oddychaj.

Wczoraj już nie wytrzymałam i zemdlałam u Helenki w kawiarni. Obudziłam się leżąc na posadzce z przerażona Helen nad sobą, która cuciła mnie okładając rekami po buzi jakby mi jeszcze było mało.. Później pojechała ze mną do mojego mieszkania, posiedziała chwile, po czym musiała wrócić do pracy, w końcu zamknęła przeze mnie kawiarnie. Helen sugerowała żeby powiadomić policje, ale ja nie mogłam ryzykować. Czułam podświadomie, że ten, kto przysłał palec na prawdę nie zawaha się dotrzymać słowa, które wyczytałam na kartce.

Nie spałam całą noc myśląc o tym, co mnie czeka, o tym czy w ogóle iść tam, ale gdy tylko przypomniałam sobie ten palec...a właśnie. Obecnie znajduje się on w reklamówce obłożony lodem a w nocy siedział w mojej lodówce. Obrzydliwe. Stwierdziłyśmy jednak z Helen, że może uda się jeszcze go uratować... Przecież to wszystko brzmi jak scenariusz z filmu to nie może się dziać na prawdę.

Dobra, jednak zmywam szminkę, nakładam błyszczyk, wychodzę z łazienki kierując się do kuchni. Biorę ze sobą ten palec z wielkim obrzydzeniem, pakuje do reklamówki mając nadzieję, że uda mi się go jeszcze uratować.. Mając nadzieję, że nic gorszego nie spotkało Marka.

Wychodzę z domu o godz. 20:30. Do rynku mam zaledwie kilka minut, ale nie wytrzymam dłużej w domu. Na dworze jest bardzo przyjemnie. Ciepło. I co z tego skoro trzęsę się jak galaretka. Na rynku jakby na zamówienie nie ma żywej duszy. "Dziwne" myślę sobie, ale już się karcę siebie w duchu za nakręcanie się i wmawianie sobie czarnych scenariuszy, że nikt mnie nie usłyszy, gdy będę woląc o pomoc.

Siadam na ławce i czekam cała rozdygotana. Nie mogę okazać strachu, muszę być twarda, albo przynajmniej taką udawać. Przychodzi sms od Helenki, żebym od razu do niej zadzwoniła, jeśli będę potrzebować pomocy. Ja pierdole, wcale mi nie jest lepiej czytając to. Jest godz. 20:55, gdy widzę jak zbliża się do mnie czarny SUV. Rozglądam się dookoła. Nie ma nikogo. Przepadłam.

Samochód zatrzymuje się przede mną. Szyby są przyciemnione, więc nie widzę kto siedzi z tyłu ani z przodu. Chwila, czy to nie jest czasami zabronione? Nagle drzwi od strony pasażera otwierają się i wysiada z nich mężczyzna. Staje przede mną zapinając guzik marynarki. Jest wysoki, prawdopodobnie dobrze zbudowany i ..jest łysy. Taaaak to na pewno pan "kurier".

Przygadam mu się przez chwilę i myślę, że Helen miała racje, na kuriera to on nie wygląda. Gdy ja gapie się na niego, podchodzi do mnie i pyta dość łagodnie:

-Panna Milewicz? Anna Milewicz?

A Jak myślisz debilu! Krzyczę do niego w myślach, po czym wstaję.

- Tak. A Pan jest tym facetem od przesyłki?

Łysy przez chwilę nic nie mówi po czym podchodzi do SUVa i otwiera tylne drzwi.

-Zapraszam.

-Gdzie mnie zabierasz? Kim w ogóle jesteś?

-Najpierw proszę wsiąść. Niech mi Pani zaufa..

-Zaufać? Przyszłam tu po otrzymaniu palca mojego brata i ja mam Ci zaufać? Odpowiadaj!

I się zaczęło. Nerwy przerodziły się w moją pyskata naturę. Łysemu pojawiła się mała żyłka na czole, widać lekko się zirytował, po czym podszedł do mnie i złapał mnie za łokieć przyciągając do siebie.

Oczy WilkaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz