6.

112 8 14
                                    

— Powinieneś się oszczędzać! — Krzyknął gdzieś za mną Hubert, kiedy razem biegliśmy na jebany autobus. Widziałem jak wspomniany transport o numerze 4 podjeżdża już na przystanek, a przed nami ładny kawałek. Modliłem się, aby kierowca był litościwy i zaczekał.
Ale zapomniałem, jakie mam nazwisko i szczęście i chuj tylko spojrzał się na mnie ironicznie i odjechał.
Usiadłem zdyszany na przystanku, miałem już głęboko gdzieś, jak bardzo ohydna jest przystankowa ławka i ile żuli się na niej wyspało, zrzygało czy zesrało.

Po chwili podszedł do mnie Hubert, również niemogący złapać oddechu.
— Wyszedłeś niedawno ze szpitala! Powinni cię przykuć do łóżka! A ty kurwa biegasz jak popierdolony?— Pokręcił głową z braku sił, fizycznych, ale i psychicznych na mnie. W gruncie rzeczy nie robiłem nic złego, po prostu chciałem zdążyć.
— Nic mi nie jest, nie dramatyzuj już tak, bo ci żyłka pęknie. — Zadrwiłem sobie, za co dostałem kopa w piszczel. Po chwili blondyn usiadł obok mnie i po upewnieniu się, że w promieniu kilku metrów nie ma żywej duszy, położył mi głowę na ramieniu.
— Po prostu się martwię, nie chcę żebyś mdlał mi gdzieś i umierał albo żebyś siedział w czterech ścianach, zamknięty i widział białe myszki z tego wszystkiego.
— Widziałbym tylko słowa. — Uśmiechnąłem się, chociaż dobrze wiedziałem że uśmiech tutaj nie zadziała. Trzeba będzie się dobrze przyłożyć, aby mój książę zszedł trochę z ciśnienia. Tym bardziej że widziałem, jaki był wystraszony, kiedy zobaczył mnie w szpitalu i naprawdę przejął się tą sprawą.

— Nawet sobie nie myśl, że mam odpuścić, jesteś moim chłopakiem i zawsze będę stawiał na pierwszym miejscu ciebie. Ciebie, twoje zdrowie, twoje problemy, twoje zmartwienia, nawet jak się pokłócimy. Dlatego możesz przyjść do mnie ze wszystkim. — Zaczął delikatnie zaplatać warkoczyki, na moich już przydługawych i lekko przetłuszczonych włosach.
— Wiesz o tym Karol, wiesz że możesz zawsze do mnie przyjść, zadzwonić, napisać. — Odgarnął jakiś kosmyk włosów za moje ucho. Przeszedł mnie dreszcz.
Siedziałem w bezruchu, wstrzymując nawet oddech, patrząc w pustkę.

Dobrze wiedziałem, że zawsze mogę do niego przyjść, a moje problemy stawały się jego, zaczynając od sytuacji pokroju "ktoś ukradł mi długopis w szkole" lub "dostałem szmatę z chemii", a kończąc na "cholera Dominik chyba się zaćpał" lub "nie chcę już dłużej żyć, pomóż mi".
Dobrze wiedziałem, że nawet jakbym przyszedł do niego, w środku nocy, zastanawiając się, czy obrabować bank, on czekałby już z kominiarką.

Westchnąłem.
— Wiem Hubert, wiem i naprawdę to cenię, ale nie możesz na mnie ciągle dmuchać i chuchać. Wiesz że się staram wrócić do normalności, jakkolwiek to brzmi, ale to się nie stanie z dnia na dzień i nie oznacza to, że przebiegnięcie dystansu pięciu metrów mnie zabije. — Pokręciłem głową spuszczając wzrok na swoje buty.
Nagle poczułem buziaka na swoim policzku.
— Wiem Karol, ale jak się kogoś kocha, to się martwi o niego cały czas.

Moja mama nigdy się nie martwiła o mnie, wychodziła z założenia, że znam to miasto i jego zakamarki, jeżeli mam zginąć, to na pewno nie tutaj. Tutaj to ja rządzę i to ja mogę zabić, a nie zostać zabitym.
Drugą sprawą było też to, że nie miała czasu. Aczkolwiek wiedziałem, że mnie kocha. W końcu nie miała czasu, dlatego że mnie kocha, prawda? Pracowała dla mnie i dla ojca, czyli to jej miłość.
Czasami brakowało mi poczucia realnego wsparcia w nich, w rodzicach. Teoretycznie w domu zawsze panowała zasada "rozmowa to podstawa" oraz "wspólne rozwiązywanie problemów", ale kiedy przyszedłem z zamiarem powiedzenia im, że jestem gejem lub nie radzę sobie, zawsze byłem zbywany, mimo iż próbowałem rozmów wiele razy. Później po prostu odpuściłem.

— 20 za chwilę przyjedzie, podnoś dupę.

Hubert wstał i rozprostował kręgosłup z charakterystycznym dla niego już chrupnięciem. Dokładnie analizowałem jego ciało i zawsze miałem w głowie wniosek, że chłopak jest nieziemsko przystojny i gorący. Jednocześnie wyglądał tak kurwa pociągająco i tak niewinnie momentami, że podniecało mnie to. Zwłaszcza wtedy gdy ta niewinna mimika twarzy rzucała w wiatr najbogatsze wiązanki przekleństw, albo łamała zasady zdrowego trybu życia.

Kiedy dojechaliśmy do jego domu, było już szaro na zewnątrz. Pojedyńcze liście szurały na prawie że łysych gałęziach drzew. Gdzieś było słychać szczekanie psów, a jeszcze gdzieś szum jeżdżących aut. Przed domem chłopaka były powbijane w doniczki, małe lampki solarne, które najwyraźniej uznały, że przyszedł czas oświecić umysły wszystkich wokół.
Weszliśmy do środka w ciszy, zdjąłem buty, układając je równo, jak pod linijkę, a następnie odwiesiłem swój płaszcz.
Hubert tylko uśmiechnął się. Doskonale wiedziałem, że w myślach nabija się z mojej przesadnej dokładności, ale właśnie to robiłem u niego, aby jego rodzice widzieli we mnie poczciwego człowieka. Nawet jeśli sprowadzało się to do idealnie równo ułożonego obuwia.

Rzuciłem się na łóżko chłopaka, czując się już prawie jak u siebie, ale zostawiając w podświadomości w ciągłej czujności i gotowości na nagłą ewakuację. Przymknąłem oczy, ale tylko na krótko, bo do pokoju zaraz wszedł jego właściciel. Słyszałem jak odstawia na biurko coś szklanego, pewnie kubek i talerzyk.
Po chwili sam usiadł na mnie okrakiem i zaczął lekko rozpinać moją koszulę.
Uśmiechnąłem się, mając wciąż zamknięte oczy.
Odpiął dwa pierwsze guziki i przysunął się do mojej szyi bardzo gwałtownie, składając na niej bardzo delikatne pocałunki, aż w końcu przyssał się do niej na dłuższą chwilkę.

Potem odsunął się ponownie, otworzyłem oczy, a ten tylko uśmiechnął się zadziornie i poklepał mnie po klatce piersiowej.

— Więcej potem, jak zjesz. Po traktuj to jako darmowy pakiet, który właśnie dobiegł końca i potrzebne jest zasilenie subskrypcji.

Przewróciłem oczami na jego słowa i spojrzałem w stronę biurka, na którym stał granatowy talerzyk, a obok niego w również granatowy, dużym kubku, gorąca herbata.
Chłopak zrobił mi dwie kromki chleba posmarowane masłem.

— Tak właściwie to..
— "Nie jestem głodny"? Błagam cię. — Przerwał mi w trakcie, schodząc ze mnie i stając przy łóżku.
— Chciałem właśnie powiedzieć, że możemy zrobić do tych już gotowych kromek, trochę jajecznicy, bo zgłodniałem. Do tego możemy jakiś film włączyć..

Blondyn nic nie odpowiedział, tylko uśmiechnął się bardzo szeroko i wychodząc z pokoju, machnął ręką abym poszedł za nim.

— Czytałem, że dobrym rozwiązaniem na radzenie sobie z takim "niejedzeniem" jest właśnie wyrabianie nawyków. Dla przykładu, włączasz film więc robisz jedzenie. Nie obejrzysz potem filmu, aż nie zrobisz sobie jedzenia i w drugą stronę, nie zjesz do momentu aż nie znajdziesz sobie filmu jakiegoś. To może być głupie, ale jeżeli nie masz czasu ani ochoty ani pieniędzy na lekarza, to może działać. — Powiedział, biorąc łyka herbaty.
Byłem bardzo sceptycznie do tego nastawiony, nie brzmiało to na coś realnego dla mnie, przy moim sposobie i trybie życia.
— A szkoła?
— Możesz pogadać z Ernestem, żeby zaczął z tobą jeść śniadania. Ze mną średnio się da, mamy zbyt różne godziny i sale. Ale wy jesteście ciągle razem, na jednej przerwie zrezygnujecie z papierosa, a zamiast tego weźmiecie kanapkę, może cię to motywować.

Miał rację. Wydawało się to być realne, znając Ernesta, który o dziwo nie był na mnie zły, jak ostatnio wybiegłem, bez słowa na kartce. Nawet przejął się, że jestem w szpitalu, wysyłał mi jakieś tam lekcje i przyszedł mnie odebrać wraz z moimi rodzicami.

Wzruszyłem ramionami.
— Może masz rację, mogę spróbować, ale to będzie ciężkie.
— Każda zmiana jest na początku trudna i ciężka. — Hubert położył dłoń na moim udzie i zaczął je delikatnie gładzić pod biurkiem.

Jestem w dobrych rękach, w dobrym czasie, w dobrym miejscu, z dobrą osobą.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jan 15 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

𝗧𝗵𝗿𝗼𝘄 𝗶𝘁 𝗼𝘂𝘁 | 𝘿𝙭𝘿Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz