2.

189 20 5
                                    

Noc skończyła się na tym, że nawet nie wiem o czym była dana mi do oglądania bajka.

Stałem właśnie na przystanku do szkoły, wraz z Hubertem dopalaliśmy jeszcze papierosy.
— Co robisz po szkole? — Zgasiłem peta depcząc go i wcierając w chodnik.
— Trening mam, może chociaż dzisiaj się odbędzie. — Wypuścił dym z ust z głośnym westchnięciem.
— Ale mi się kurwa nie chce tego treningu, nie miałem go jakieś 2 lub 3 tygodnie, życie wtedy było tak piękne, wracałem do domu o 15, jadłem obiad i spałem lub się uczyłem. A jak są treningi to wracam o pieprzonej 18, jeść się nawet już nie chce i jedyne czego chcę to spać. — Jęknął narzekając. Pozbył się używki w ten sam sposób, co ja i położył głowę na moim ramieniu.
— Przynajmniej będziesz umiał się obronić przed jakimś napadem.
— Albo połamać ciebie w łóżku, jak będziesz stawiał mi opory? — Zaśmiał się głośno, a ja razem z nim.

Hubert chodzi na treningi karate. Każdemu z naszych znajomych wydaje się to być głupie, a jednocześnie nie zrozumiałe, ponieważ ten sport wcale nie jest pasją chłopaka, jednak jest pasją jego ojca i ten, chcąc aby jego ojciec był z niego dumny, wmówił sobie, że musi chodzić na treningi i różne zawody. Już nawet nie próbowałem zmienić jego zdania, bo to na nic.

Autobus podjechał jak zawsze przepełniony ludźmi. Nie mam kurwa pojęcia po co taka stara baba lat 70 jedzie akurat szkolnym autobusem o godzinie 7 rano. Po jaką cholerę? Jest emerytką, nie musi chodzić do pracy, ani do szkoły, a nikt jej kurwa nie ukradnie tej jednej jebanej bułki ze sklepu, że aż musi tak wcześnie rano wstawać i zajmować tylko miejsca tym, którzy chcą dojechać do szkoły.

W pojeździe było bardzo duszno, tłoczno, a na dodatek rzucało we wszystkie strony, przez co było mi bardzo niedobrze. Rano blondyn zmusił mnie do kromki chleba na śniadanie i od tamtej pory mam ochotę zwymiotować, a teraz te chęci są potęgowane.

Na szczęście do szkoły dojechałem w jednym kawałku, autobus wypluł na przystanku mnie, Huberta i parę innych osób. Jednak tam musiałem się z chłopakiem rozdzielić, mamy inne plany zajęć niestety. Rozejrzałem się ostrożnie czy nikogo niepotrzebnego nie ma w pobliżu i sprzedałem Hubertowi szybkiego i krótkiego całusa. Ten tylko się uśmiechnął i życzył mi miłego dnia.
Do szkoły wręcz wbiegłem, rzuciłem w szatni kurtkę i nie przebrałem butów, spieszyłem się do łazienki. W ciasnym pomieszczeniu było dużo pierwszaków oraz dużo dymu. Minąłem wszystkich z kamienną miną i wparowałem do pierwszej kabiny od razu zmuszając się do oddania wcześniej zjedzonej kromki. To na nic. Męczyłem się z dobre kilka minut. Kiedy wyszedłem z kabiny, po nie udanych próbach, aby umyć ręce, nikogo już nie było i było co najmniej 10 minut po dzwonku. Wszedłem więc na trzecie piętro już bez pośpiechu, zapukałem do 306 i przeprosiłem sorke od chemii za spóźnienie.
Ta kobieta zawsze jest suką z charakteru, złośliwa i najchętniej to by wszystkich ujebała, jednak dziś miała o dziwo humor znośny i nie kazała mi robić na ocenę żadnych reakcji na tablicy.

Rzuciłem plecak pod ławkę i usiadłem obok Ernesta, wymieniając z nim witające się spojrzenia.

Po skończonych zajęciach, siedziałem na murku obok przystanku autobusowego przy szkole. Zaczynałem właśnie drugiego na dziś papierosa i bawiłem się zapalniczką, którą dostałem na urodziny od Dominika. Ta była metalowa, wygrawerowany miała wizerunek węża oraz datę, kiedy się poznałem z nim. Cała konstrukcja była rozbieralna, dzięki czemu nazywaliśmy ją "nieśmiertelną zapalniczką", bo mogliśmy zawsze dolewać do niej gazu.

— Witaj samotny młodzieńcze, czyżbyś na kogoś oczekiwał? — Przede mną pojawił się Hubert, wraz ze swoim kumplem, którego imienia dalej nie mogłem zapamiętać.
— Mama na mnie czeka, pa Hubert, pa Karol! — I po co mam pamiętać jego imię skoro i tak sobie poszedł?

Zaciągnąłem się dymem i odsunąłem od siebie papierosa. Złapałem za policzek Huberta i przybliżając się, wypuściłem dym do jego ust.
Czułem jak ten się uśmiecha, a po chwili wyrwał mi papierosa z dłoni.
— Myślałem, że sportowcy unikają używek. — Skarciłem go, chcąc mu przypomnieć, że zaraz ma trening.
— Dzisiaj nie mam treningu, więc mnie nawet nie dręcz. Dostałem szmatę z polskiego. — Cisnął ze złości petem do śmietnika.
— Jak śmiesz? Z takiego przedmiotu? Co się stało?
— Bo pierdolony zrobił kartkówkę z kilku ostatnich lekcji i gówno wiedziałem, chciałem napisać do ciebie, ale skurwysyn to zauważył. Zacząłem mu tłumaczyć, że czekam na ważnego sms'a i myślałem, że już przyszedł, a ten tylko powiedział, że jak zacznę kłamać to postawi mi jedynkę za ściąganie, drugą jedynkę za kłamstwo i trzecią jedynkę za niemoralność. — Zaśmiałem się, mimo że mojemu chłopakowi wcale nie było do śmiechu. Strzelał do mnie ogniem z oczu.
— Nie przejmuj się, z moją pomocą jutro pójdziesz do niego z napisaną rozprawką na temat moralnego zachowania i go przeprosisz za ściąganie. Miłosz ma miękkie serce, to młody nauczyciel, który stara się nas jakoś zmotywować. — Poklepałem go po ramieniu.
— A jak tobie minął dzień? — Wstałem z murka i otrzepałem spodnie.
— Mi? — Spojrzałem na niego ironicznie.
— A jak miał minąć? Spóźniłem się na chemię, wjebałem Ernesta przypadkiem w odpowiedź na ocenę na biologii przez co chce mnie zabić i prawie sam się zabiłem przez pierdolone pierwszaki siedzące na schodach, blokując przy tym jakikolwiek ruch.
— Czemu spóźniłeś się na chemię? Gosia cię nie zabiła? — Spytał, wyglądając przy jedzie nasz autobus. Mgła jednak uniemożliwiała mu dobrą widoczność, więc swoje spojrzenie ponownie skierował na mnie.
— Byłem w łazience, a tam młodzi palacze mieli swój fan i blokowali kabiny. — Wzruszyłem ramionami.

Powietrze było chłodne i dżdżyste. Moje ciało przeszył nieprzyjemny dreszcz z zimna, siedziałem na murku jakiś czas czekając na Huberta, a moja kurtka nie należała do najcieplejszych i najlepiej chroniących przed zimnem.

— No dobra, a zjadłeś coś?
— Owszem, bułkę od Dominika.
— Gówno prawda, pytałem i jednego i drugiego i żaden z nich nie wspomniał o żadnej bułce. — Oburzył się blondyn, na co ja ugryzłem się aż w język.
— Nie sądziłem, że będziesz mnie teraz AŻ TAK kontrolował?
— Jak widać muszę. — Zdjął plecak i zaczął w nim grzebać. Po chwili wyjął z niej zawiniętą starannie kanapkę i wcisnął mi ją do rąk.
— Byłem gotowy na to, że nic nie zjesz ZNOWU.
— Nie jestem głodny.
— No faktycznie się najadłeś rano tą jedną kromką chleba co nie? Biedaczku..
— Nie bądź taki ironiczny, bo mnie wkurwiasz.
— I dobrze. A teraz jedz, chociaż trochę, już już. Autobus i tak się spóźni, przez nachodzącą mgłę.

Zmrużyłem oczy i patrząc głęboko w oczy blondyna, wgryzłem się w kanapkę. Nie musiałem długo czekać aby przywitał mnie odruch wymiotny. Odwróciłem się w stronę śmietnika i zacząłem wymiotować śliną, bo nic innego przecież nie miałem.

— Karol? Wszystko w porządku? — Hubert nachylił się nade mną.
— Jest okej, po prostu od kilku dni jak gdyby.. nie mogę jeść. — Uśmiechnąłem się sztucznie, po chwili wycierając twarz.
Chłopak widząc, że nic z tego nie będzie, schował kanapkę i idealnie z tym, przyjechał nasz transport.

𝗧𝗵𝗿𝗼𝘄 𝗶𝘁 𝗼𝘂𝘁 | 𝘿𝙭𝘿Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz