Weszłam do domu jak zawsze rano po bieganiu i nagle ktos do mnie zadzwonił.
-kto to może być tak wcześnie?-pomyślałam
Odebrałam nie wiedząc do konca kto to , odezwal się bardzo niski męski głos
-możesz przyjsc do mnie dzisiaj o 17?-powiedział
Zdezorientowana po chwili ciszy zapytałam.
-a kto mówi?- powiedziałam niechętnie.
Odrazu jak skączyłam mowić odpowiedział.
- Asher , Asher Wilson-powiedział jak by coś mu nie pasowało.Asher był wysoki , brunet o brązowych oczach ale był tez bardzo tajemniczy nie uczył się za dobrze ale nie mogłam narzekać na takie ciasteczko.
-hej Asher, o 17 nie mogę ale moge o 14 do 16³⁰ co ty na to?-powiedzialam zgodnie z prawdą.
-Okej wiesz gdzie mieszkam?-zapytał jak by sie martwił ze się zgubię czy coś
-tak wiem, a i jeszcze jedno skąd masz moj numer od mojego brata?-powiedzialam
-tak od Charliego.-powiedział nie chętnie jak by nie miał tego mówić .
-papa skar...-nie dokończyłam i dodałam-Asher -powiedziałam z zarzenowaniem do samej siebie
-Pa?-chłopak odpowiedział nie wiedzac co miałam na poczatku na mysli.
Rozłączyłam się po czym krzyknęłam.
-WARIATKO BYLO BLISKO I BY WIEDZIAŁ ZE MÓWISZ DO NIEGO SKARBIE- wykrzyczałam na całe gardło.Obudziłam wszystkich lecz mało to mnie interesowało. Mój brat zszedł na dół i mnie zapytał.
-czego do cholery sie drzesz!?-zapytał wkurwiony bo sie nie wyspał.
-nic , nic lily śpi czy ją obudziłam?-zapytałam zmartwiona.
-Lily to jedyny członek rodziny zgromaczony w tym domu który spi jak zabity-powiedział.
-Uff , ale nie musisz się wyrażać jak jakiś polonista- spadł mi kamień z serca.
Lily to moja młodsza siostrzyczka która ma dwa lata i jest dosyć marudnym dzieckiem.
-dobrze Leo Daniels nie będę tak postępować by cię nie denerwowac moja kochana siostrzyczko.-powiedział to specjalnie by mnie wkurwić.
-Dobrze zagramy w twoją gre-pomyślałam.
-dziękuje za wyrozumiałość Charlsie Daniels moj najszczerszy bracie.-powiedziałam z najwiekszą powagą jaką mogłam sobie wyobrazić.On zaczął się śmiać a ja utrzymywałam powagę.
Mój brat zbladł nie wiadomo z jakiej przyczyny obriciłam sie a za nami stała mama z małą marudą na rękach.-mamy przejebane-wyszeptał charli.
-wiem...-odpowiedziałam wiedzac ze nie mamy juz ratunku