Znajdując cię przed drzwiami do pokoju hotelowego Erin dalej trzymał moją dłoń. Wiedział, że gdyby mnie puścił upadłabym, lecz przytrzymywał mnie dla mojej kariery nie dla mnie. Nie mogłam mieć kontuzji ani siniaków, dlatego obchodziłam go teraz.
— Rozpakuj się i przyjdź do sali.
Otworzył mi drzwi kartą i postawił moją walizkę tuż przed nimi. Złapałam za czarną rączkę patrząc na jego twarz.
— Dlaczego to zrobiłeś? — spytałam zastygając w progu. — Naraziłeś mnie. — dodałam unosząc głowę do góry. Dzieliło nas ponad trzydzieści centymetrów, przez co często musiałam zadzierać mocno głowę, choć tego nienawidził. Erin zakazywał mi na siebie patrzeć, żebym nie zerwała sobie mięśni.
Nie rozumiałam dlaczego podobał mi się taki ktoś jak on, skoro był dwadzieścia lat starszy, miał żonę i dziecko. Jego twarz nie była nieskazitelna, a zaczęły pokrywać ją nieliczne zmarszczki na skroniach czy czole. Miał kwadratowe rysy twarzy, wąskie oczy, lekko krzywy nos, gęste ciemne brwi oraz pełne czerwone usta.
— Nie możesz wiecznie się bać. — odpowiedział przywracając mnie do rzeczywistości.
— Nie umiem inaczej. — chciałam wytłumaczyć.
— Ja cię nauczę. — jego ręka wylądowała na mojej głowie, a raczej niebieskich włosach, które kazał mi zrobić kilka dni temu.
Zawsze kojarzyłam się mu z niebieskimi różami stąd wzięły się te kwiaty na moich koncertach, a teraz i moje włosy miały je przypominać.
— Przebierz się, dobrze? — uniósł wysoko brwi oczekując mojej odpowiedzi. Pokiwałam delikatnie głową czując jak wzbiera się we mnie samotność. Nie chciałam znowu być sama.
— Będziesz na próbie? — spytałam.
— Wiesz, że jestem zajęty. — mężczyzna widząc jak smutnieje westchnął głośno wywracając oczami. — Przyjdę na chwilę. — dodał.
***
Stojąc w sali tanecznej przed rzędem luster patrzyłam na siebie, a konkretniej sylwetkę, której się bałam. Nie pamiętam, kiedy przestałam być sobą. Moje nogi, ręce, brzuch, twarz były nazbyt wychudzone i mając na sobie przyległe czarne ubrania dopiero to zobaczyłam.
— Coś się stało Vesa? — zapytał trener podając mi butelkę wody.
— Nie, czekałam tylko na Erina.
Nie przyszedł, nawet na chwilę. Starałam się bardziej niż zwykle sądząc, że on to zobaczy.
— Musi zorganizować wam kolejną trasę to normalne, że nie ma czasu.
Łzy zebrały się w kącikach moich oczu, gdy jego słowa zbyt mocno zabolały mnie.
— Tak to normalne. — zgodziłam się choć tak nie myślałam.
Podeszłam do skórzanej kanapy zabierając z niej bluzę po czym wyszłam z sali.
Od dziesięciu lat miałam powtarzane, że wszystko jest normalne. Normalnym był fakt, że byłam produktem, że ludzie mogli mnie dotykać, że nie mogłam jeść czego chciałam i, że nie mogłam mieć znajomych. Dla nich wszystkich to właśnie było normalne.
Skręciłam na schody pożarowe wchodząc na klatkę. Złapałam się poręczy wspinając po nich, choć tak naprawdę zupełnie nie miałam na to siły. Chciałam tylko zaczerpnąć trochę powietrza.
Znajdując się na samej górze otworzyłam masywne metalowe drzwi wdychając od razu świeże powietrze.
Mając zamknięte oczy znów widziałam lampy błyskowe skierowane wprost we mnie. W ciszy słyszałam wykrzykiwanie mojego imienia, a będąc sama czułam na sobie obiektywy, lecz nie tutaj.
Słońce uderzyło w moją zmęczoną twarz dając mi chwilowe odetchnienie. Otworzyłam buzie mogąc wreszcie swobodnie oddychać.
I już w mojej głowie nie słyszałam ludzi, lecz cicho śpiewające ptaki. Uśmiechnęłam się mimowolnie czując tą chwilę.
Unosząc delikatnie powieki dojrzałam ciemną sylwetkę osoby siedzącej na dachowym murku. To mężczyzna palący papierosa i słuchający muzyki na nausznych słuchawkach.
Odwróciłam się chcąc wrócić do środka, lecz wtedy dopadł mnie jego głos:
— Nie musisz wychodzić, należy ci się odpoczynek po podróży. — odparł niskim głosem, zachrypniętym jeszcze od dymu nikotynowego. — Vesa? — dodał przechylając głowę.
Przełknęłam gule jaka narosła w moim gardle po czym dokładniej się mu przyjrzałam. Wyglądał jak kolejny piosenkarz, niczym się nie wyróżniał, a jednak ciężko było mi nie zapomnieć tej twarzy. Lekko zgarbionego nosa, lisich oczu, zarysowanej szczęki czy nawet dodatków w postaci czterech wiszących kolczyków na uszach.
— Usiądź i poczuj to. — poklepał miejsce tuż obok siebie.
Lecz ja się nie odezwałam ani razu. Nie potrafiłam wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku, czułam się sparaliżowana jego obecnością.
Podeszłam do murku łapiąc się metalowego sznurka na nim i wspięłam się na niego siadając na krawędzi. Widząc ulicę pod nami zamarłam.
— To coś zupełnie innego. — dalej mówił. — Gdy patrzysz na to wszystko z góry i rozumiesz znaczenie wysokości.
Gdy patrzysz na to wszystko z góry i rozumiesz znaczenie wysokości, powtórzyłam w myślach te słowa.
— Jak... — chciałam go zapytać, lecz przeszkodziło mi otwieranie się drzwi za nami.
Na dach wszedł Erin patrząc na mnie surowym wzrokiem.
— Vesa. — odezwał się, a ja zeskoczyłam z powrotem na dół. — Nie możesz chodzić, gdzie ci się podoba. — złapał mnie za ramię ciągnąc za sobą.
Odwróciłam się za siebie widząc jak tamten chłopak wciąż siedzi na murku i patrzy wprost na mnie, lecz zbyt szybko urwaliśmy kontakt wzrokowy, gdy tylko zostałam wepchnięta do środka.
— Nie musiałeś sprowadzać mnie siłą! — uniosłam głos co nie spodobało się mężczyźnie.
Jego przedramię docisnęło się do mojej szyi przyszpilając mnie do ściany za nami. Odchyliłam głowę dusząc się od nacisku.
— Pozwoliłem ci opuszczać hotel? — zapytał groźniej. — Pytam o coś Vesa.
— Nie, nie pozwoliłeś.
— Ostatni raz robisz coś bez mojej zgody.
SWBHORLEY
CZYTASZ
Vesa
RomanceKazał jej śpiewać, więc śpiewała. Kazał jej tańczyć, więc tańczyła, lecz nigdy nie kazał jej zakochiwać się w sobie, a mimo to ona upadła dla miłości.