Rozdział czwarty

247 26 70
                                    


Chyba nigdy nie czuła się tak dziwnie. Druga noc spędzona w lesie w towarzystwie osób, z którymi przez całe życie wymieniała jedynie kąśliwe uwagi, jeśli w ogóle doszło do wymiany zdań, zdawała się być jak dziwny sen. Z tą różnicą, że sny Dobrawy były zimne i duszące, a to wszystko było prawdziwe. W dodatku dziś rano Janek zamknął ją w swoich pocieszajacych objęciach. I tak jak poprzedniego dnia, znowu szli. W ciszy przemierzali knieje, pogniecione i sfatygowane po przemarszu płanetników, poszarpane wichurą i gwałtowną burzą. Zuza z Jankiem szli przodem, rozmawiając, a ona ciągnęła się za nimi. Czuła się odrobinę winna, że nie dała rady wytrzymać na warcie dostatecznie długo, by zmienił ją Janek. Nie obudziła go nawet. Do tego czuła się też zawstydzona swoim wybuchem słabości i szukaniem ukojenia w ramionach chłopaka, który był jej obcy. Nie rozumiała swojej tego, ale jeszcze bardziej nie potrafiła rozszyfrować chłopaka. Czy to było pozorowane, czy może nie? Czy coś się zmieniło? Wbiła spojrzenie w stopy, ubłocone trampki wyciskające ślady w wilgotnej ściółce.

- Czy może spotkać nas coś jeszcze gorszego? - spytała nagle Zuza.

- To znaczy? - podjął brunet.

- No bo zobacz. Poszliśmy tylko nad stawek, nie? I wszystko było jak zawsze, dopóki ona nie przylazła i wtedy wszystko się zjebało.

- Ale pieprzysz, Zuza - rzucił chłopak.

- Ten dziwny stwór wciągnął Marcela pod wodę, gdy zaczął drzeć łacha z niej. Kiedy nie chcieliśmy iść dalej, przylazły jakieś te dziwne duchy, co chciały cię porwać, a potem ta burza. Jakby, wszystko wskazuje na nią.

Dobrawa zatrzymała się, zszokowana. Rozmowa toczyła się bez niej, ale absurdalność tych oskarżeń uderzyła ją dość mocno. Jej pierwszą myślą było, że Zuza chyba ma rację. Wszystko to, o czym mówiła, składało się w jakiś schemat, zupełnie przypadkowy, ale schemat. Potem jednak otrzeźwiała, bo przecież to nie ona była winna trwającym od miesięcy anomaliom, ani dziwnym stworom, które pojawiły się w lesie. Ba, uratowała dziewczynie życie! Postanowiła nie komentować, tylko przysłuchiwać się dalej rozmowie, która na chwilę utknęła w martwym punkcie.

- Przez nią nie żyje Kuba i Marcel. My też umrzemy.

- Czy ty się słyszysz, Zuza? - zapytał Janek tonem pełnym oburzenia - Wiem, że nigdy jej nie lubiłaś, ale teraz przesadzasz.

- A ty co? Nagle ją lubisz, że tak ją bronisz?!

- Nie, ale uratowała mi życie, tobie zresztą też. Próbowała uratować też Kubę. Zanim coś czasem powiesz, to upewnij się, że zwoje w mózgu ci działają.

Czuła się niekomfortowo, podsłuchując tę rozmowę. Fakt, była o niej, a oni nie rozmawiali specjalnie głośno. W tym dziwnym lesie gdzie panowała wręcz bolesna cisza, każde słowo było doskonale słychać. Pomyślała, że powinni jak najszybciej znaleźć stąd jakieś wyjście, każdy poszedłby w swoją stronę i tyle. Powoli też znów dokuczało jej pragnienie.

- Czyli ją lubisz, tak? - zapytała Zuza Janka urażonym tonem.

- Kogo? Dobrawę? - chłopak obejrzał się przez ramię - Mówiłem, że nie! Ale utknęliśmy w tym we trójkę i lepiej będzie, jak nie będziemy się kłócić.

- Pieprzenie.

Nie miała już ochoty dalej słuchać. Dość boleśnie odebrała słowa chłopaka. Nie zakładała nigdy, przenigdy, że mógłby się nią w jakikolwiek sposób zainteresować, ale bliskość, do której chwilami dochodziło między nimi, sugerowała, że może jednak lubi ją choć trochę. To, co powiedział, jeszcze bardziej zakłóciło jej odbiór jego zachowań. 

JARUN TOM I dylogii Złotej Tarczy PREMIERA ✨3.12.2024✨Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz