Niełatwe tematy (Rozdział 4)

4 0 0
                                    

Wszystkich obudził okropny krzyk. Pisk, który mógłby wybić szyby dobiegał gdzieś z budynku, w którym się znajdowali. Wszyscy wybiegli na korytarz wyraźnie zdezorientowani. Dziewczyny były w eleganckich sukienkach nocnych, które dodawały im uroku i podkreślały kształty. – Kurwa. – Eliza nie wytrzymała widoku chłopaków i jej śmiech przebił głośnością krzyk, który ich wszystkich tam sprowadził. Amelia, chociaż próbowała się powstrzymać, to też zaczęła się śmiać. Ich przyjaciele mieli na sobie zdecydowanie za luźne wielkie koszule z wysokimi kołnierzami, w których wyglądali jak w workach na ziemniaki. Wszyscy chcieli ruszyć na dół, ale nie mogli przez blondynkę zwijającą się ze śmiechu na podłodze. – Aż tak źle wyglądamy? Bo zgaduję, że to przez nas. – Nie, dla mnie wyglądasz bardzo seksownie. – Amelia zbliżyła się do Grzegorza i pocałowała go. Mówiła sarkastycznie i dobrze o tym wiedział.– Mogłabyś chodzić w takich sukieneczkach na co dzień. – Złapał jej ramiączko i przesunął je nieco niżej. Sen był zdecydowanie potrzebny wszystkim. – Izka bierz się w garść! – Igor złapał dziewczynę i nią potrząsnął. – Zaraz zaczną robić to na korytarzu. – Dziewczyna już na szczęście wyśmiała z siebie prawie wszystko i razem ruszyli na dół, gdzie na środku salonu stała Valeska. Miała na sobie kolejną długą suknię, tym razem w kolorze różowo-perłowym z czarnymi wstawkami. – Długo wam zajęło zejście tu. – Stwierdziła widząc grupę. – Co to był za krzyk? Coś się stało? – Amelia przeszła do rzeczy.– Och nie, zaraz śniadanie, chciałam was obudzić. – Piszcząc wniebogłosy? Mogłaś zapukać! – Zauważył Igor– No tak, ale wtedy nie byłoby całej zabawy i pośpiechu. Chociaż i tak się nie śpieszyliście. Wiem, że to twoja sprawka blondi. – Podeszła do Elizy. – Z czego tak niemiłosiernie się śmiałaś? – Nawijała sobie jeden z jej włosów na palec i patrzała jej prosto w oczy. Złoto i zieleń, cicha walka nie wiadomo o co. – Spójrz na nich kochaniutka, jak wyglądają.– Normalnie, to tradycyjne piżamy, pasują każdemu. – Może dwieście lat temu i tak, teraz się już tak nie chodzi. – Wampirzyca fuknęła w odpowiedzi, ale zanim odwróciła się zlustrowała wzrokiem Elizę. – Idźcie wszyscy ubrać się w normalne ubrania. Znaczy te z szaf, są piękne i szykowne. Nie te wasze badziewia. – Przepraszam bardzo, ale mój wczorajszy komplet jest od samego Couture'a. – Dość niespecjalnie złapała ją za ramię, na co wampirzyca odwróciła się i znowu były niebezpiecznie blisko siebie. – Jejciu, ale ty ładna. – Dodała szybko i odeszła. – Ja pójdę się ubrać lepiej w jakąś suknię sprzed lat. Suknie były naprawdę ładne. Góra była gorsetem, natomiast dół delikatnie rozszerzał się. Mimo budowy były one wygodne i nie ograniczały ruchów dziewczyn. Suknia Elizy u góry była biała, jednak jej spódnica z bieli szybko przechodziła w najczarniejszą czerń. Czarna szminka na jej ustach dodawała jej delikatnej, choć zadziornej twarzy charakteru. Kreacja Amelii była wykonana w tym samym stylu. Różnicą były oczywiście kolory. Jej sukienka od szyi do talii była czarna, a od talii w dół przechodziła w delikatny błękit. Igor i Grzegorz mieli na sobie bardzo podobne garnitury. Eleganckie i opinające kamizelki, marynarki i spodnie w delikatny kwiecisty print. U Igora print był złoty, natomiast u Grzegorza srebrny. Pod kamizelkami mieli identyczne koszule z koronkowym krawatem, który dodawał uroku. – Eliza! Cudnie wyglądasz! – Dziewczyna zarumieniła się na komplement. Sukienki nie były w jej stylu, a na pewno nie takie. Zresztą w ich świecie nikt się już nie stroił w coś takiego, a szkoda. – Ty również wyglądasz dobrze Igorze. – Czy jeśli zaproszę cię na randkę w tym to zgodzisz się? – Podał jej swoje ramię, aby się go złapała podczas schodzenia ze schodów. – Tak, ale najpierw wróćmy do siebie okej? – Przyjęła jego rękę i poczuła pewien spokój. Lubiła swoje życie i chciała wrócić, ale tu było tak inaczej. Chodziła po mini zamku z czarującym chłopakiem i nie musiała przejmować się ocenami i opinią innych. Może Amelia miała rację i mogliby tu zostać na zawsze? – Wow – Było jedynym co powiedział Grzegorz, zanim z Amelią również zeszli na dół. – Ty też wow. – Odparła dziewczyna. – Po co nam te stroje Valeska? – Spytała, kiedy już zeszli na dół. Musiała przejąć rozmowy z wampirzycą, bo w innym wypadku Eliza by w końcu skończyła martwa. – Żebyście ładnie wyglądali. Jesteście nowi, a więc wypada was godnie zaprezentować mieszkańcom. Wszyscy inni na placu ubrani byli w dresy, koszulki lub inne zwykłe ubrania. Tylko oni wyglądali jak lalki na pokazie, ale nie miało to znaczenia. W pewnym sensie byli skazani na Valeskę, bo dzięki niej mieli co jeść i gdzie spać. Okazała im mimo wszystko dużą gościnność, a więc byli jej to winni. Na szczęście wszyscy byli w miarę spokojni na ich widok. Kontynuowali swój poranek jak zwykle mieli w zwyczaju rozmawiając o swoich planach na dzień przygotowując sobie płatki z mlekiem, kanapki, jakieś ryby czy naleśniki. Wydawali się spokojni i szczęśliwi. – Czujcie się jak u siebie, bierzcie i jedzcie, na co tylko macie ochotę. – Zachęciła ich Valeska, a sama poszła w stronę lasu nie tłumacząc, po co tam idzie i zostawiając ich całkiem samych wśród tłumu. – Przeczekamy największy tłum nie? – Zaproponował Igor.– Tak będzie najlepiej. – Odparła Amelia stojąca obok. – Wiecie, trochę jestem zawiedziona, że się nami nie interesują a my wyglądamy tak. - Dodała Eliza. – Dziwisz im się? – Do ich rozmowy dołączył obcy nieznajomy. Wyglądał na jakieś 23 lata i miał na sobie jakąś podartą koszulkę i zwykłe szare krótkie spodenki. – Ci, którzy na was zerkają są statycznie młodzi i wciąż ich to trochę interesuję, a reszta jest tu na tyle długo, że kolejni śmiałkowie to nie wielka atrakcja. – Jego rude włosy były potargane, a twarz nie wyglądała na najmilszą, chociaż piegi dodawały mu uroku. – Jesteście dla nich kolejnymi trupami. A za jedzenie lepiej się weźcie od razu. – Co za piękna sekwencja na ranek. – Podsumował Igor. – A więc uważasz, że nie powinniśmy próbować, tylko się poddać i osiedlić tutaj? – Kontynuował idąc za umięśnionym mężczyzną. – Tego nie powiedziałem. Mnie to obojętne czy żyjecie, czy nie. – Wzięli na talerze jajecznicę, chleb i jakieś pieczone mięso, po czym usiedli przy jednym ze stołów z mężczyzną. – Ja nie próbowałem, bo wolę życie tutaj. Byłem żołnierzem podczas drugiej wojny, ale nie nadaje się na jakieś próby charakteru. Do wojska wstąpiłem tylko po to, żeby powyżywać się na Niemcach, bo dziewczyna zostawiła mnie dla jednego. – Mówił wszystko obojętnym ciągiem i nie oczekiwał od nich żadnej reakcji. – Wredna kurwa. – Mimo tego dostał reakcję od Igora. – Może miała powody. – Postawiła przyjacielowi wyzwanie Eliza. – Jej powodami były pieniądze, jakość życia i fakt, że nie wierzyła w wygraną Polski. Nie winię jej za to, ale– Wredna kurwa – dokończyła za niego. – Byłem na froncie, kiedy mnie i moich czterech kumpli z wojska tu wciągnęło. – Co z nimi? – Spytała zainteresowana Amelia.– Martwi. Myśleli, że im się uda. Teraz pewnie biegają gdzieś w lesie, jako jedne z tych potworków. Jakoś za nimi nie tęsknie. Żyje, chodzę na polowania, ćwiczę i tak mija dzień za dniem. Nawet znalazłem tutaj miłość, o zgrozo Niemkę, moja najsłodsza Zissel. – Słyszałam to! – Dziewczyna o długich białych włosach dosiadła się do nich. – Jest ode mnie starsza o jakieś dwieście lat i wiem, że bardzo to widać, ale nie mówcie jej o tych zmarszczkach na czole okej? Jest strasznie delikatna.– Idiota. – Uderzyła go delikatnie w ramię. – Jak na was patrzę, to mam ochotę tu zostać. – Zareagował blondyn – To moglibyśmy być my za sto lat. – Spojrzał wyczekująco na czarnowłosą dziewczynę, a Amelia czuła jak śniadanie staje jej w żołądku i traci apetyt. – Oczywiście, że tak kochanie. – Odparła z uśmiechem i wzięła się za jedzenie, chcąc wypchać czymkolwiek buzie. – Poczułem się staro. W ogóle jak się nazywacie dzieciaki? Ja jestem Sergiusz. – Grzegorz– Igor– Eliza, a ta zajęta jedzeniem to Amelia. Mam przez was teraz dylemat czy wyruszyć. – A chciałaś to zrobić? – Zissel miała bardzo delikatny i miły głos. – Tak, nie wiem, czy chcę żyć wiecznie.– Więc to zrób. Nie wiem, czy wierzycie w przeznaczenie, ale ja tak. To nawet nie ma nic do wiary szczerze mówiąc, ponieważ ono istnieje. Przewinęły się tutaj różne wiedźmy, półbogowie i wilkołaki przez te wszystkie lata i dowiedziałam się, że przeznaczenie ma na tyle mocną postać, że kiedy chce to potrafi zmusić cię do czegoś siłą, lub nawet zatrzymać czas. A to wszystko po to, aby jego plan się spełnił. Dokonuje dosłownie rzeczy niemożliwych. Jeśli jest wam dane dokończyć tę podróż, to ją dokończycie choćby nie wiem co. – Naprawdę przeznaczenie ma aż tak dużą ingerencję w nasze życie? – Tak. Niszczy niezniszczalne. Często mam sen, jakby proroczy jednak z dziewczyną, której nigdy nie widziałam na oczy. Widzę jak zostaje powalona na ziemię i nie może wstać, kiedy chłopak ją krzywdzi. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że ma znak śmierci na nadgarstku, a więc jest wiedźmą śmierci. Bycie tą wiedźmą oznacza ogromną moc i niezwyciężalność, a jednak została tak łatwo pokonana, przez śmiertelnego chłopaka. Wiecie czemu ją pokonał? Ponieważ przeznaczenie trzymał jej ręce i ciało, aby nie mogła nic zrobić. Celowo ją osłabiono, aby cierpiała. Gdybym mogła to bym ją ostrzegła, choć wiem, że to by nic nie dało. Od lat mam ten sen, nie rozumiem czemu. Przypomina mi moją siostrę, ten znak na ręce, usta i ból w oczach. Cała Izle.– Skarbie – Sergiusz złapał dziewczynę za rękę pocieszająco. Na samą myśl o śnie biedna cała się trzęsła. – Zabiorę ją do domu, ten pieprzony sen to strasznie wrażliwy temat dla niej. – Szepnął do grupy i odszedł ze swoją ukochaną wtuloną w niego. – Jam wam się u nas podoba? – Ciemnoskóra dziewczyna w letniej sukience i uśmiechu na twarzy dosiadła się do nich. – Jestem Nixie. – Interesujące miejsce. – Amelia odpowiedziała odwzajemniając uśmiech. – Podjęliście już decyzje? – Wszyscy spojrzeli po sobie nawzajem porozumiewawczo.– Raczej spróbujemy wyjść stąd, zobaczymy z jakim efektem. – Wyglądacie na całkiem rozgarniętych. Wierzę, że wam się uda. – Dziękujemy. – Amelia starała się być uprzejma, ale jej rozmówczyni nie spuszczała z niej wzroku, co było dość niekomfortowe. Wzięła się za jedzenie chcąc ją ignorować. – Mogę dotknąć twojej twarzy? – Czemu chcesz dotykać jej twarzy? – Grzesiek złapał już jedną ręką swoją dziewczynę chcąc jej bronić.– W porządku. – Odtrąciła jego dłoń. Silne dłonie dziewczyny złapały jej twarz i wszystkich wokoło przeszył niepokój. Jakaś siła odchyliła głowę Nixie do tyłu, chcąc oderwać ją od Amelii, ale walczyła z tą siłą i nie puszczała. Amelia zacisnęła pięści i szeroko otworzyła oczy poddając się dziwnej mocy. Nie była pewna co się z nią działa, ale czuła, że było to nieuniknione. Każdy wstrzymał oddech w oczekiwaniu. Nixie zobaczyła lub poczuła w Amelii coś innego. Kiedy ją puściła obie ciężko oddychały, a wszyscy patrzyli na nich wyczekująco. – Nic. – Ogłosiła do obecnych Nixie i wszyscy rozeszli się jakby na zawołanie. Odruchowo Amelia skryła się w ramionach Grześka, który mocno ją przytulił. – Wszystko w porządku? – Spytał, delikatnie głaszcząc jej włosy jedną ręką. – Tak, to było po prostu dziwne. – Nixie nie było już obok nich i mogli w spokoju dokończyć jedzenie. – A więc co, serio idziemy? – Zaczął Igor z lekkim niepokojem w głosie. – Jesteście gotowi spróbować? – Szepnęła Amelia– Tam, gdzie ty, tam ja. – Eliza złapała dłoń przyjaciółki.– Tam, gdzie ty, tam ja. – Powtórzył blondyn, kładąc dłoń na jej plecach. W odpowiedzi patrzyła na nich ponuro. – Co to? Jakiś rytuał? – Igor na szczęście także tego nie rozumiał. – Tam, gdzie ty, tam ja, chyba. – Dodał po chwili kładąc swoją dłoń na jej. Nic im nie odpowiedziała, tylko odeszła od stołu w pośpiechu i poszła w las. I wyraźnie dała znać, że nie chce, aby szli za nią. ♍ Nie była zła, była wściekła jak nigdy. Była to decyzja ważąca ich życie i to ona miała podjąć decyzje? Każdy powinien ją podjąć za siebie, a nie liczyć głupio na nią. Mogła wejść do lasu i dać się zjeść potworom. Ciekawe co wtedy by zrobili. Również daliby się im pożreć? Bo ona tak zrobiła? Chciała wejść w drzewa i się wykrzyczeć. Jeszcze Nixie i to, co jej pokazała. Nic nie rozumiała. Przeszywały ją dreszcze i czuła jak gotuję się od środka. Spojrzała na swoje dłonie i aż się zatrzymała. Jeż żyły były wyraźne jak nigdy, całe czarne niczym smoła. W tym świecie nie była sobą, a może wręcz przeciwnie, była jak nigdy najprawdziwszą wersją siebie? – Nie powinnaś wchodzić do lasu. – Usłyszała obok siebie głos. Gdy spojrzała w jego kierunku zauważyła wysokiego mężczyznę z czarnymi włosami zaczesanymi do tyłu. Przyglądał się jej uważnie, ale jej ciało wyglądało już jak dawniej, normalnie. Jakby to coś, wiedziało, że ma się schować. – Co tam jest? – Spytała odważnie. – Potwory. – Co to za potwory? – Różne istoty tu trafiają, wszystkie głodne zemsty. Będą chciały skrzywdzić wszystko, co żywe. – Dlaczego Valeska więc weszła do lasu? – Stała przed nim wyprostowana, dumna i zdeterminowana. Chciała wejść do lasu, bo coś, jakiś głos w głowie podpowiadał jej, że potwory jej nie skrzywdzą, że jest może jednym z nich. – Valeska od lat nie jest żywa. Jak wiesz jest wampirem. – A ty to kto? Nie widziałam cię wcześniej. – Zbadała jego postawę i arystokratyczne wdzianko. – Pascal Legrand. – Ten słynny Pascal, który robi okna i lampy dla Valeski? – Wciąż w gniewie, mówiła do niego z lekką pogardą.— To i wiele innych rzeczy. Jestem dumny z mojej pracy, nie każdy potrafi tworzyć sztukę, która porusza serca. Choć ty, pewnie jesteś na nią odporna nieprawda? – Nie chciałam cię urazić, przepraszam. – Nie była tam po to, aby robić sobie wrogów. – Naprawdę podobają mi się twoje pracę. – Nie spodziewał się takiego obrotu spraw, mogła to łatwo wywnioskować z jego reakcji. – Dziękuję. Wciąż uważam jednak, że nie powinnaś wchodzić do lasu. – W porządku, posłucham twojej rady. – Odwróciła się, aby wrócić, ale kiedy pomyślała o wszystkich ludziach tam zebranych i trosce, którą otoczą ją przyjaciele odechciało jej się. Znowu spojrzała w kierunku lasu, jednak nie poszła do niego. Usiadła w wysokiej ciemno-zielonej trawie, która ich otaczała i patrzała jedynie na drzewa. Chłodny wiatr otulał ją z troską. – Mogę dołączyć, czy wolisz zostać sama? – Niepewnie spytał Pascal, nie wiedząc co chodzi jej po głowie. – Możesz dołączyć, bo mam do ciebie pytanie. – Zamieniam się w słuch. – Oparł się na łokciach i przyglądał naturze.– Powinnam spróbować wyjść stąd czy zostać z wami? – Wiesz, że nie mogę ci tego powiedzieć. To tylko i wyłącznie twoja decyzja. – A jednak moi przyjaciele chcą, aby ja podjęła ją za nich. – Odmów. – To nie takie łatwe. Czekają na moją decyzję i po prostu zrobią to samo.– A więc czym się przejmujesz? Niech robią co chcą, a skoro chcą zrobić to samo co ty to ich wybór. – A co jeśli zginą, będę czuła się odpowiedzialna za ich śmierć. – Też wtedy najpewniej zginiesz. A nawet jeśli przeżyjesz, to naprawdę uważasz, że będziesz się czuć winna? – Znała odpowiedź na to pytanie, ale czy mogła na nie odpowiedzieć. Mogła zaufać Pascalowi? – Boję się, że będzie mi to całkiem obojętne co się z nimi stanie. – I tak mieli stąd wyjść, więc czemu nie skorzystać z okazji wygadania się?– I tacy ludzie przetrwają zawsze najdłużej. – Stwierdził stanowczo Pascal. Zaczęło ją zastanawiać ile mógł mieć lat, miał młode ciało i głos jak każdy. Jednak jego szare oczy miały w sobie coś antycznego. – Ludzie są, byli i będą egoistami, więc nie uważam, że masz się czym martwić. – Nie chodzi mi o egoizm. – Westchnął ciężko, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie wiedział, czy powinien to powiedzieć. Cierpliwie czekała na jego odpowiedź. – Co widziałaś? – Spojrzała na niego pytająco, mimo iż doskonale wiedziała, o co mu chodziło. Kiedy Nixie jej dotknęła zobaczyła mrok. Najczystszy mrok otulający jej ciało niczym mgła i wchłaniający ją. W mroku nagle dostrzegła postać o czerwonych włosach. Nie znała tej dziewczyny, ale miała idealną skórę, idealną figurę i piękne piegi zdobiące jej twarz. Stała w ciemnym pomieszczeniu zrobionym z kamienia i patrzała na nią z niewyobrażalnym bólem w oczach. Czemu mi to zrobiłaś? Czemu NAM to zrobiłaś? Ten specyficzny akcent w jej głosie był Amelii tak bliski i znajomy, ale nie potrafiła określić skąd go znała. Dziewczyna miała na sobie suknie balową z najczystszego złota i wstrzymywała łzy, jakby nie chciała zniszczyć makijażu. Jeśli Amelia w wizji wciąż była sobą, to nie była dla dziewczyny warta uronienia łzy. – Nic, o czym bym chciała rozmawiać. – Wspomnienie wizji dało jej jednak do myślenia. Nie znała tej dziewczyny, ale dokończy to życie warta łez. Może przeznaczone jest im wyjść z tego świata, muszą spróbować się uwolnić. Ona musi spróbować się uwolnić, choćby po miało to być po trupach. Spokoju poszuka gdzie indziej. Może spokój nie jest jej pisany. ♍♐
Amelia wróciła, gdy już się ściemniało. Dni wydawały się mijać tam tak szybko. Księżyc i nocne niebo nie były już krwawo czerwone, ale lekko różowe jakby były w fazie przejścia. A trawa, gdy wracała znowu zrobiła się czarna, jakby pora dnia wpływała na nią. Za dnia ciemno-zielona i miękka, natomiast nocami czarna i ostra. – Ochłonęłaś? – Igor nie owijał w bawełnę i nie podchodził do niej jak do obrażonej księżniczki. W jego głosie czuła zrozumienie i pewną troskę. – Tak, gdzie reszta? – Rozejrzała się po salonie Valeski, w którym siedział chłopak pytająco. – Grzesiu chyba poszedł się przebrać, bo garnitur uznał, że mu nie leży a Elizka poszła z jakimś chłoptasiem gdzieś. Wyglądam cudownie w tym garniaku, a ona wciąż mnie nie chce. Jest z nią coś mocno nie tak. – Usiadła koło niego, wręcz upadając na kanapę i położyła głowę na jego ramieniu. – Czy z kimkolwiek jest coś tak? Wszyscy jesteśmy popaprani. – Coś w tym jest Mela. Jednak odrzucić kogoś takiego jak ja to już wyższy poziom. – Zaśmiała się nie wiedząc, co innego powiedzieć. – Igor? – Tak? – Czy ja jestem złym człowiekiem? – Spytała wciąż mając przed oczami obraz roztrzęsionej dziewczyny. – Nie, oczywiście, że nie. Jesteś naprawdę dobrą osobą. Nie znam cię jakoś wyśmienicie, ale widzę jak Grzesiu na ciebie patrzy, a to najlepszy człowiek, jakiego znam. Już po tym mogę stwierdzić, że nie jesteś zdolna do zła. – Potrzebowałam tego usłyszeć, dzięki. – Oczywiście nie wiem, co ci w duszy siedzi i pod tą uroczą przykrywką możesz być diabłem wcielonym. – Musiałeś to zepsuć prawda? – Spojrzała na niego z irytacją. – Nie jestem miłym gościem maleńka. – Uderzyła go z łokcia i poszła szukać Elizy. – W którym kierunku poszła Eliza? – Chyba są przy ognisku, nie wiem czy wiesz, ale kolacja się już dawno zaczęła. Na długo znikłaś. – Była już przy drzwiach, kiedy jeszcze ją zatrzymał. – Wrócisz już dzisiaj do niego? Biedak cierpi bez ciebie.– Czy ty cierpisz przez brak Elizy? Nie chce, żeby czuła się niekomfortowo czy coś. – Uwierz mi, nie będzie. – Powiedział to z takim uśmieszkiem, że do Amelii natychmiast dotarło. Między tą dwójką już dawno do czegoś doszło i nic o tym nie wiedziała. – W porządku w takim razie. – Super i serio mówiłem, chłop jest nieźle skołowany. – Zamknęła drzwi nawet nie próbując rozwijać tematu. Musiała znaleźć Elizę i iść spać. Ewentualnie znaleźć jeszcze po drodze Valeskę i spytać, czy mogą zostać na jeszcze jedną noc. ♐♎– I? – Blondyn zbiegł z góry, gdy tylko drzwi do domu się zamknęły. – Nic nie wiem, ale będzie dzisiaj z tobą spać. – Igor był dumny, ze swojego osiągnięcia. – Serio? Nic nie wyciągnąłeś z niej? – Będzie leżeć sobie w łóżku, przytuleni i pogadacie sobie od serca. Tak będzie najlepiej. – O ile będzie chciała, ze mną gadać.– Oczywiście, że będzie chciała. – Pascal pojawił się w pomieszczeniu znikąd. – Tylko mógłbyś trochę przejąć inicjatywę wiesz? To, że jest odważniejsza od was wszystkich zebranych nie oznacza, że cały ten syf macie na nią zrzucać. Współpracujcie, a wyjdziecie stąd żywi. – Był poważny i wniósł do ciepłego pomieszczenia zimę tymi kilkoma słowami. Igor już miał zabrać głos, kiedy mężczyzna go wyprzedził. – Jeśli nie będziecie współpracować, to tylko ona wyjdzie żywa. – Był tak pewny swoich słów, że nawet zawsze pewny siebie Igor zbladł. – Skąd wiesz? – Grzegorz chciał z niego wyciągnąć coś więcej. – Valeska wam pewnie jutro wszystko wyjaśnij. ♍♎– Przepraszam. – Było pierwszym co Grzegorz z siebie wykrztusił, kiedy weszli razem do sypialni, którą wczoraj zajmował z Igorem. – Nie masz za co mnie przepraszać. – Amelia starała się być jak najmilsza, ale w jej głosie wciąż wybrzmiewała szczypta żalu. – Wiem, że mam. Powinienem być przy tobie, a nie chować się za tobą. Wydajesz się po prostu, być taka zdecydowana cały czas, jakbyś wiedziała, co robić. I jakbyś tu pasowała. Jeśli zechcesz tu zostać sama, to uszanuje twoją decyzję. – Pragnęła usłyszeć właśnie to od niego, ale już nie chciała zostać. Czekając tutaj nie miała opcji znaleźć tej dziewczyny, a musiała ją znaleźć. – Chcę wrócić z tobą albo umrzeć koło ciebie. Chociaż wiem, że przetrwamy. Nie wiem skąd, ale wiem to okej?– Złapała twarz chłopaka w ręce i patrzała w jego brązowe oczy. – Wracamy do domu. – Pocałowała go jeden raz, potem drugi i następny. Podjęcie tej decyzji i ogłoszenie jej rozlało ciepło po całym jej ciele. Ta radość i ciepło były dla niej znakiem, że jej decyzja była słuszna. – I przepraszam za to, jaka byłam, za ten chłód.– Nie przepraszaj proszę cię. To ja ci jestem winny przeprosiny. – Miał w oczach łzy, dręczyło go prawdziwe poczucie winy. – A więc nie przepraszajmy się dzisiaj okej? Bądźmy tylko razem, zapomnijmy o wszystkim i do jutra zacznijmy od nowa. – Jak sobie życzysz. – Pierwszy raz odbyli ze sobą poważną rozmowę. Normalnie Amelia nie byłaby tak pewna kogoś, jak była jego, ale sytuacja była inna, to była trudna sytuacja i nie miała czasu do końca rozkwitnąć. Jednak chłopak pokazał jej swoją dojrzałość i dobre intencje wobec niej, co musiało na tamtą chwilę starczyć. – Jak sobie wyobrażasz swoje życie za 5 lat? – Wyszeptała, kiedy leżeli przytuleni. Jedyne światło w pokoju dawał księżyc na niebie. Złoty cień padający na nich był wystarczający, aby mogła dostrzec minę chłopaka. – Będę miał wtedy 24 lata, więc pewnie już przejmę szwalnię ojca, bo zakładamy wyjście stąd tak?– Oczywiście. – No to będę pomagał w firmie, co nie jest jakąś trudną pracą. Będę chciał do tego czasu wybudować własny dom i mieć jedno lub dwójkę dzieci. Zawsze marzyła mi się duża rodzina. Nie marzy mi się nic szalonego szczerze mówiąc. – Zawsze miałam cię właśnie za marzyciela, podbicie alp, lot w kosmos i takie tam. – poparła się na ramionach i zaczęła przyglądać się chłopakowi. Włosy rozlewały się jej na twarzy, a leżąc w tym niebieskim aksamicie wyglądała na jeszcze delikatniejszą niż zwykle. – Bo czytam poezje?! – Spytał pół żartem pół serio badając uśmiechniętą twarz dziewczyny. Mógłby patrzeć na nią w nieskończoność. – Też, ale nie tylko. Jesteś delikatniejszy od innych chłopaków, znaczy wydajesz się. – Naprawdę? Nie wiedziałem, że sprawiam takie wrażenie. – Ja cię tak odbierałam. Jesteś umięśniony, ale masz taką delikatną skórę, miłe rysy, przyjemny głos i jesteś gentlemanem, co szczerze mówiąc umiera w tych czasach. – A więc oboje mieliśmy błędne pierwsze wrażenie o sobie. – Błędne? Co masz na myśli? – Dziewczyna usiadła przyglądając mu się. – Jestem może trochę inny, ale ćwiczę boks i uwielbiam polować, więc nie wiem czy jestem de facto delikatny. Ciebie, zanim się poznaliśmy miałem za raczej cichą i nieśmiałą osobę. – Ale. – Jej nastrój całkowicie się zapadł, coś zakuło ją w sercu. Kiedy pierwszy raz rozmawiali mówił takie piękne rzeczy. – Co się stało? – Był już na wprost niej, zaniepokojony jej nagłym stanem. – Jak widzieliśmy się pierwszy raz, mówiłeś, że jestem boginią i cię onieśmielam. – Jedno nie wyklucza drugiego, ale już wyjaśniam. Pierwszy raz cię dostrzegłem rok temu. Byłem w drugiej klasie, ty na początku pierwszej. Kiedy wszyscy wokół ciebie byli głośno, ty siedziałaś cicho delikatnie się uśmiechając. Wszystkie dziewczyny zaczęły się ubierać pod trendy, te przesadzone błyszczące bluzki i te dziwne spódniczki. Ty mimo tego cały czas zachowywałaś swój własny styl, który jest całkowicie przeciwny trendom i dostrzegłem to. Byłaś na tyle odważna, żeby nie dać się modzie i byłaś sobą. Pomimo wyłamania się ludzie wciąż cię uwielbiają, to godne podziwu. Kiedy się śmiejesz to rozsiewasz ciepło wszędzie wokół siebie. W społeczeństwie nie wychylasz się i nie chcesz uwagi, a i tak ją dostajesz. Bycie cichą i nieśmiałą było czymś pozornym mimo wszystko. Kiedy cię poznałem odkryłem, że nie jesteś cicha i nieśmiała, a że masz swoją taktykę. Chcesz, żeby ludzie cię jako taką postrzegali. Bałem się do ciebie podejść przez cały ten czas, ponieważ byłem pewien, że mnie odtrącisz. – To było prawdą, ale o dziwo bolała ją ta prawda. Mówił o niej z taką pasją i uczuciem. Powinno ją to cieszyć, a jednak nie cieszyło. Tak szybko ją rozgryzł. Czuła jak wszystko się w niej gotowało, zacisnęła pięści chcąc ukryć swoją złość. Musiała ją schować. Musiała odejść, musiała się schować, nie mógł jej zobaczyć, NIE MÓGŁ!. – Amelia. – Prosty dotyk jej twarz przyszedł niczym opad śniegu. Czemu jego dotyk tak koił ból? Chciała na niego spojrzeć, ale czy już mogła? Czy wszystko już minęło? – Proszę spójrz na mnie. – Błagał z desperacją w głosie. – Czy ja jestem złym człowiekiem? – Spytała w końcu załamanym głosem. Nie wiedziała czemu ciągle męczyło ją to pytanie. Nie chciała być zła, naprawdę nie chciała, ale nie dawała jej spokoju myśl, że nie ważne co zrobi to będzie złym człowiekiem. – Oczywiście, że nie. Jesteś cudowną osobą, okej? Dajesz ludziom wokół siebie radość, odwagę i siłę okej? – Był pewny każdego swojego słowa. Wziął ją w ramiona i uspokajał, aż oboje powoli zasnęli.

Niebo PiekłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz