Rozdział 10 (zdrada)

3 0 0
                                    

– Nie mają chleba? Niech jedzą ciastka. – Nie mógł uwierzyć w to, co słyszał. I wtedy do niego dotarło. Świadomość uderzyła go jak okropny kopniak w brzuch. Wiedział, że nie mógł mieć tak nieszczęśliwego życia, nie on. Komu jak komu, ale jemu od zawsze było pisane coś dobrego, a to nie było dobre. Dlaczego w tym świecie był z Elizą? I najważniejsze, jak miał się stamtąd wydostać? Co musiał zrobić? Wstrząśnięty wybiegł na balkon spojrzeć na księżyc. Przez cały ten czas wiedział, że on coś znaczy. W każdym miejscu przybierał inny kolor. Był wciąż mocno srebrny, tak jak wcześniej, ale nachodziła niego powoli złota powłoka. Co mogło to oznaczać? Co mógł zrobić?

– Eliza, to kolejna próba. – Wbiegł z powrotem do pokoju, może uda mu się przekonać przyjaciółkę.

– Jaka próba? Dobrze się czujesz? – Dołożyła swoje zimne dłonie do jego twarzy zaniepokojona.

– Jesteśmy w innym świecie i przeszliśmy już dwie próby i to kolejna, nie wiem jeszcze jaka, ale wyjdziemy stąd okej?

– Dobrze, wierzę ci. – Powoli się od niego odsuwała, a w jej oczach panowało przerażenie.

– Nie, nie wierzysz. – Ruszył do drzwi i nagle wszystko stało się jakieś ciemniejsze, mroczniejsze i widział jak cała rzeczywistość była zakłamana, a może chciał to widzieć.

– Gdzie idziesz? – Eliza wyleciała za nim, a strażnicy niewzruszeni patrzyli na dwójkę. – Odpocznij, porozmawiajmy i jutro na spokojnie podejmiesz decyzje.

– Muszę pogadać z Igorem i Amelią, oni mi uwierzą.

– Błagam cię, nie niszcz naszego wizerunku w ich oczach, potrzebujemy ich. – Złapała jego dłonie w swoje i wręcz błagała z łzami bezsilności w oczach. Wokół nich zapanował jeszcze większy chłód.

– Musisz mi zaufać, nie zrobię nic głupiego. – Zaczął iść przed siebie i nie widział jak jego żona zmieniła postawę. Powaga i zdecydowanie opanowały jej twarz, a łzy momentalnie wyschły.

– Straże, złapcie króla i wtrąćcie do celi. Nikomu ani słowa. – Był zdezorientowany. Jak mogła mu to zrobić? A oni posłuchać bez zawahania się? Nie zaczął nawet uciekać przez szok, który obezwładnił jego ciało.

– Jestem waszym królem! Rozkazuje wam mnie wypuścić. – Nawet nie drgnęli, i spojrzał z ostatnią iskrą nadziei na Elizę. – Czemu oni cię słuchają? To ja jestem królem! – Podeszła do niego, jej błękitne oczy przypominały sople lodu.

– Oboje mamy korony i moja wcale nie jest mniej ważna, a wojsko jest lojalne temu kto się nim interesuje i wie co robi, a ty jesteś chujowym królem, nagle się obudziłeś i chcesz wszystko zmienić? Za późno na to.

– Eliza ja to wszystko naprawię, zmienię się. Nigdzie nie pójdę! Nie zrobię nic pochopnego, obiecuję! – Wyrywając się z uścisku straży padł na kolana, łzy piekły go w oczy.

– Wasza wysokość? – Strażnik spojrzał na nią pytająco, bo było widać zawahanie się w jej twarzy.

– Zabierzcie go. – Odeszła do swoich komnat, nie oglądając się więcej za siebie. Grzegorz nie walczył, wiedział, że nie mogą ot tak pozwolić mu zgnić w lochach, był w końcu królem tego okropnego kraju. Dlaczego wcześniej się nim nie przejmował?

– To nie dzieje się naprawdę, to nie dzieje się naprawdę. – Mówił sam do siebie w geście pocieszenia.

Cela była brudna i zimna, odrobina słomy wysypana na podłodze nie dawała żadnego komfortu leżenia. Po ciemnych korytarzach biegały szczury i robaki. Musiał się stamtąd wydostać. Jedyne udogodnienie, jakie dostał to brak współwięźniów. Gdyby był z kimś innym i dowiedzieliby się, że jest królem, to na pewno skończyłby martwy.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jun 30 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Niebo PiekłoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz