ROZDZIAŁ 6 - Wspomnienia

126 7 3
                                    

ZANE

Choć bardzo tego nie chciałem, nie mogłem odpędzić od natrętnych myśli na temat Leviego. Przyjaciele siedzieli w salonie w apartamencie Lucasa i Lary, żywo dyskutując na jakieś tematy, których nawet nie miałem zamiaru słuchać. Siedziałem na kanapie obok Katy, jednak obecny byłem tutaj tylko ciałem.

Moje myśli poleciały daleko stąd prosto do Miami. Do miejsca, w którym powinienem teraz być. Każdy z nas podświadomie wiedział, że to właśnie tam wszyscy powinniśmy być. Razem.

Wstałem z kanapy i chwyciłem zapalniczkę oraz paczkę papierosów leżącą na stoliku kawowym, przede mną. Zostałem odprowadzony przez przyjaciół czujnym wzrokiem, jestem prawie pewny, że kiedy tylko zniknąłem z ich pola widzenia, zaczęli mnie obgadywać. Sam zresztą się im nie dziwię, przecież każdy z nich myśli, że przeżywam nagłe zniknięcie Leviego, nikt jednak nie wie, jaka jest prawda. Bo to nie właśnie jego zniknięcie, zostawiło nadal nie zasklepioną ranę w mojej głowie, a nasze ostatnie spotkanie.


Za niedługo miał się odbyć sylwester, każdy z nas był ogromnie podekscytowany na tą noc. Każdemu z nas ogromnie zależało na tym byśmy byli tam wszyscy razem.

Peter i Chris kupili nawet bilety lotnicze, by do nas dolecieć i spędzić z nami nowy rok, ale zatrzymano ich na lotnisku, bo Chris stwierdził, że musi zabrać ze sobą do Stanów, by koniecznie pokazać je Katy, jakieś magiczne ziółka, które dostał w prezencie od nieznajomej kobiety. Szkoda, że ziółka okazały się nielegalną substancją w Azji i chłopacy spędzili nowy rok w areszcie.

Została nas tylko szóstka. Nie patrząc sześć osób, to naprawdę spora liczba, jednak kiedy zawsze otaczasz się w kręgu dziewięciu debili, brak nawet jednej osoby powoduje u ciebie poczucie dyskomfortu.

Z Levim nie było kontakty od sierpnia. Nikt z nas nie wiedział co się dzieję u naszego przyjaciela przez cztery miesiące, a my nawet nie próbowaliśmy się z nim skontaktować. Nikt z nas nawet nie rozmawiał na jego temat, a raczej nikt nie mówił o nim przy mnie. Każdy z nas doskonale wie, jaki jest chłopak, raz można go widywać codziennie, a nagle pewnego razu zniknie i nie będzie po nim śladu, po czym magicznie wróci. Tyle że ten schemat działał w Miami, a my jesteśmy teraz w Nowym Jorku, tysiące kilometrów od naszego przyjaciela.

Pożegnałem się z przyjaciółmi wsiadając do taksówki. Powiedziałem przyjaciołom, że wyjeżdżam na mecz, ale nie wiadomo, czy finalnie w nim zagram. Oczywiście, że ich okłamałem, choć poszło mi to z wielkim oporem. Nie potrafię dobrze kłamać, już w szczególności nie osoby, które kocham. Lucas jako jedyny wyczuł, że coś jest nie tak i kłamię. Nie mam co się dziwić, w końcu gramy razem w tej samej lidze. Byłem mu strasznie wdzięczny, że mimo ogromnej dezorientacji, w jaką go wprowadziłem, nie zaczął zadawać nieprzyjemnych pytań. Nie chciałem by któreś z nich wiedziało, że lecę do Leviego. Potrzebowałem to załatwić sam.

Ktoś w końcu musiał wziąć sprawy w swoje ręce, znaleźć Leviego i dowiedzieć się co się stało. Chciałem mu pomóc. Levi nie był dla mnie tylko zwykłym przyjacielem. Był dla mnie jak brat, a nawet kimś ważniejszym. Nie wiedziałem tyle o moich braciach, co o Levim, to właśnie z tym chłopakiem spędziłem najdziwniejsze i najlepsze chwile mojego życia. Stał się on dla mnie rodziną, a rodziny się nigdy nie zostawia. Choćby miał mnie za to nienawidzić pomogę mu, dowiem się co jest przyczyną, jego odsunięcia się od nas.

Kilka godzin później poczułem kalifornijskie powietrze, owiewające moją twarz. Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej.

Zamówiłem taksówkę i od razu skierowałem się w pierwsze miejsce na mojej liście, gdzie mogłem znaleźć przyjaciela. Nie pomyliłem się.

Siedział przy plaży na krawężniku zaraz za starą ociekającą tłuszczem, budka z jedzeniem starego Toma. Palił w jednej ręce trzymał palącego się papierosa, jego wzrok był utkwiony w zachodzącym słońcu.

Usiadłem obok niego na krawężniku wyciągając mu z ręki papierosa i się nim zaciągając. Przez chwile na jego twarzy gościło zaskoczenie i... radość, jednak szybko przybrał tą swoją pancerną maskę obojętności.

- Co ty tutaj robisz? - wychrypiał.

- Ciebie także miło widzieć przyjacielu - zacząłem, na co przewrócił oczami. - Przyleciałem do ciebie.

Przez chwile żaden z nas się nie odzywał. Nie wiedziałem co mogę więcej powiedzieć, wbrew wszystkiemu Levi to bardzo uczuciowa osoba, choć tego nikomu nie pokazuje. Nie chciałem powiedzieć za wiele by go nie zniechęcić.

- Nie powinieneś tu przylatywać - powiedział, po chwili ciszy. - I ze mną rozmawiać, nie powinniśmy się nigdy zaprzyjaźnić.

Raniło to moje serce. "Nie powinniśmy się nigdy przyjaźnić".

- Żałuję tych lat słabości, żałuje tej przyjaźni. Stałem się słaby, a ktoś taki jak ja nie może być słaby - kontynuował, cały czas patrząc przed siebie.

- Nie rozumiem cię. Co chcesz przez to powiedzieć?

- Że między nami nie ma niczego. Nic o sobie nie wiemy, jesteśmy ludźmi, którzy znają swoje wcześniejsze ja.

- Przecież doskonale się znamy. Doskonale wiem, jaki jest twój ulubiony kolor, marka auta czy rodzaj alkoholu.

Pokiwał głową ze zrezygnowaniem.

- Wiesz tylko to co chciałem być o mnie wiedział.

Chłopak podniósł się z krawężnika i spojrzał na mnie wzrokiem pełnym troski.

- Jeśli kiedykolwiek byliśmy przyjaciółmi, to daj odejść temu kogo znałeś. Osoba, którą jestem teraz to zupełnie inny człowiek. Człowiek, który nie ma przyjaciół.

Odszedł zostawiając mnie w totalnym osłupieniu. Nie wiedziałem co powiedzieć, zupełnie nie tak wyobrażałem sobie tę rozmowę.

"Osoba, którą jestem teraz to zupełnie inny człowiek."


***

Nie posłuchałem go. Zaraz po tym, jak zostawił mnie z jeszcze większym mętlikiem w głowie niż miałem na początku zerwałem się na równe nogi i ruszyłem jego śladami. Czułem się jakbym był jakimś detektywem. Śledziłem mojego najlepszego kumpla, który ani trochę nie chciał mieć ze mną nic wspólnego. Łamało mnie to.

Był wieczór, przez cały chodziłem za moim przyjacielem, przygotowując sobie w głowie to co chciałbym mu powiedzieć. Nie miałem na razie nic.

Siedziałem w zaparkowanym aucie na obrzeżach miasta. Przede mną znajdowały się parking, gdzie zostały zaparkowane stare campery. Wiedziałem, że Levi znajduję się w jednym z nich. Muszę się wziąć w garść, w końcu to Levi, mój najlepszy przyjaciel. Z nim można porozmawiać o wszystkim.

Wysiadłem z samochodu i zatrzasnąłem za sobą drzwi. Szybkim krokiem podbiegłem do jednego z przyczep i zapukałem do drzwi. Od razu usłyszałem głośne kroki i dźwięk otwieranego zamka. Levi stanął w drzwiach i nie wyglądał ani trochę zaskoczony moją wizytą.

- Zastanawiałem się, kiedy tutaj przyjdziesz. Nie umiesz być dyskretny. - Przesunął się w drzwiach robiąc mi przejście. - Wchodź, zapraszam.

Ruszyłem za szatynem w głąb pomieszczenia. Był tutaj tylko jeden pokój i mała łazienka. W środku panował ogromny zaduch, roznosiła się woń alkoholu i papierosów. Usiadłem na poplamionej kanapie i spojrzałem na przyjaciela. Nalewał sobie właśnie do szklanki kolejną dawkę trunku.

- Masz coś jeszcze do dodania? Powiedziałem ci, że ta przyjaźń się zakończyła. Nie rozumiem czemu próbujesz i marnujesz swój czas.

Taki był właśnie Levi Smith. Uparty jak osioł.

- Chcę się dowiedzieć kim jest prawdziwy Levi.

Chłopak prychnął.

- Chcesz tego? Proszę bardzo, ale nie mów mi, że nie cię ostrzegałem.

Pokiwałem lekko głową i zamieniłem się w słuch. Miał rację. Jego historia była okrutna i bolesna. Każde kolejne wypowiedziane przez niego słowo sprawiało mi psychiczny ból. Przez tyle lat ignorowałem jego zachowanie, bo uznawałem, że przecież taki już był. Gdybym tylko wtedy wiedział... wszystko byłoby inaczej.

- Teraz wyjdź. Wyjdź i nigdy nie wracaj Zane - wyznał błagalnie. - Nie chcę i nie potrzebuję współczucia. Jestem zły i zepsuty, taka osoba jak ja nie może mieć przyjaciół.

- Nie mogę tego zrobić.

- Jeśli ci na mnie zależy wyjdź z mojego domu.

Zrobiłem to o co poprosił. Wyszedłem zostawiając go samego, bo cholernie mi na nim zależało.

- Zane wszystko dobrze? - usłyszałem nagle głos Katy.

Podniosłem wzrok na dziewczynę i od razu napotkałem się z jej zmartwionym spojrzeniem. Wyrzuciłem niedopałek papierosa, który zdążył się sam cały wypalić, kiedy tak po prostu wpatruję się w panoramę miasta.

- Siedzisz tu już dobrą godzinę, martwię się - kontynuowała.

Podszedłem do dziewczyny i mocno ją przytuliłem. Katy była moją przystanią, bezpiecznym miejscem. Nigdy nie oczekiwała odpowiedzi na to co mnie trapi, potrafiła uszanować to, że nie chcę o czymś mówić. Wtedy była przy mnie. Nic nie mówiła, tylko była, a to znaczyło dla mnie więcej niż tysiąc słów.

Po moim policzku spłynęła jedna, nieznośna łza, którą dziewczyna od razu starła.

- Nie wiem co się stało Zane, ale obiecuję, że sobie poradzimy z tym. - Mocniej mnie objęła, w pasie.

- Kocham cię jak cholera. - Pocałowałem ją w czubek głowy.

Tak właśnie było, kochałem tą dziewczynę ma maksa i za nic w świecie bym jej nie wymienił.

AMAVI EAM - ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now