ROZDZIAŁ 4 - Miami

132 8 2
                                    

LEVI

Otworzyłem zmęczone oczy i przetarłem twarz dłonią. Podniosłem się lekko na przedramionach, a pierwsze co mi się rzuciło w oczy to fakt, że nie znajdowałem się w swoim łóżku, a obok mnie leżała jakaś nieznajoma dziewczyna, prawdopodobnie poznana podczas wczorajszej imprezy. Podniosłem się z łóżka i zacząłem rozglądać po pokoju w celu znalezienia swoich ubrań. Przeciągnąłem już lekko znoszoną, czarną bluzkę przez głowę i upewniając się, że wszystko ze sobą zabrałem, wyszedłem przez okno, schodząc po rynnie prosto do mojego samochodu. Jazda po alkoholu, no nieźle. Odpowiedzialność na sto procent.

Próg domu przekroczyłem dopiero po dwudziestu minutach. Zmęczony rzuciłem się na brudną kanapę. Tak w zasadzie pojęcie dom jest względne. Dom to miejsce, gdzie czujemy się bezpieczni i mamy tam ludzi, których kochamy. Ja w moim domu będący starą przyczepą zlokalizowaną na opuszczonym parkingu ani trochę nie czuję się bezpiecznie. W każdej chwili może nas odwiedzić komornik i zabrać nam wszystko, co mamy. Osoby, z którymi mieszkam, też nie powalają mnie na kolana. Matteo Sinclar i Hector Roth nie są idealnymi kompanami do wspólnego mieszkania.

Zamieszkałem z tymi idiotami jakieś osiem miesięcy temu, kiedy wyrzucono mnie z mojego poprzedniego mieszkania za zakłócanie ciszy nocnej i niepłacenie rachunków w wyznaczonym terminie, to właśnie oni mnie przyjęli pod swój dach. Żeby nie było z dilerowania mam naprawdę dużo pieniędzy, jednak dość obojętne jest mi to gdzie, będę spał w nocy. Wolę wydać moje pieniądze na alkohol i narkotyki. Jeśli rozpierdolę sobie tym życie to trudno. Nie mam dla kogo żyć, więc nie muszę codziennie toczyć walki, by wstać czy coś zjeść. Mimo wszystko jednak jeszcze żyję, bo gdzieś w głębi słyszę ten jeden upierdliwy głos mówiący bym, zrobił to dla nich.

Odgniłem szybko natrętne myśli i skupiłem się na czymś zupełnie innym. Chwyciłem za niewypalonego skręta leżącego na podłodze, którego włożyłem do ust i odpaliłem. Zaciągnąłem się pyszną trucizną, głośno wzdychając i napawając się błogą ciszą, która niestety nie potrwała długo, bo do salonu wszedł Matteo z opakowaniem tłustej pizzy. Rzucił się na kanapę obok mnie i zaczął się nią zajadać. Niechętnie posunąłem się by zrobić miejsce szatanowi i dalej móc delektować się moim skrętem.

- Czemu nie jesz? - spytał mnie nagle, przerywając ciszę.

- Nie jestem głodny - odpowiedziałem zdawkowo.

- Kogo próbujesz oszukać? Mnie czy siebie?

- Nikogo - warknąłem. - Po prostu nie jestem głodny.

Nigdy nie sądziłem, że zapach może przypominać, aż tak liczne wspomnienia. Zapach pizzy hawajskiej przypomniał mi wiele cudownych, a zarazem bolesnych momentów z mojego życia. Niezmiennie nigdy za nic w świecie bym ich nie zamienił.

Chłopak zmierzył mnie surowym wzrokiem, jednak finalnie postanowił odpuścić, za co podziękowałem mu w duchu. Naprawdę nie miałem ochoty na wysłuchiwanie jego kolejnych wykładów o tym, że zdrowie jest ważne i kiedyś w końcu się wykończę. Nie będę się słuchał pieprzonego dilera, bawiącego się raz na jakiś czas w starszego brata.

Wstałem z kanapy i skierowałem się w kierunku mojego pokoju, zostawiając za sobą zapach pizzy hawajskiej. Rzuciłem się na łóżko, kiedy w idealnym momencie mój telefon się rozświetlił, ukazując nową wiadomość. Czy ja nie mogę mieć, chociaż chwili jebanego spokoju? Przekląłem pod nosem, po czym chwyciłem za komórkę. Przebrnąłem przez masę nieodczytanych wiadomości od różnych zdesperowanych dziewczyn, by dotrzeć do tej konkretnej.

HERMAN: Jedziesz dzisiaj?

JA: Tak

HERMAN: Bądź na torze o 22

AMAVI EAM - ZAWIESZONEWhere stories live. Discover now