Kolejny dzień to była katorga. To znaczy wstawanie z łóżka tego dnia. Długo jeszcze nie mogłam zapomnieć o tym głupku z boiska i leżałam w ciepłym łóżku do piątej rano. Za to ciocia Isabella wpadła na genialny pomysł budzenia mnie o siódmej. Nawet w wakacje się wyspać nie da... Co to ma być?!
- Wstawaj kochanie, musisz mi pomóc. Powinnyśmy wybrać się na zakupy. Lodówka świeci światłem i pustkami... - Świeci światłem? Któż by się spodziewał ciociu - ...a jak już wiesz, materiałów na sukienkę też nie mam. I pomysłu...
- Ah, firanki? Znaczy, materiały? - zapytałam zaspana, przecierając oczy. Ciocia, jak to ciocia, już z samego ranka potrafiła trajkotać jak najęta.
- No tak, materiały, bo wiesz...
Dalej już nie słuchałam. W ciszy postarałam się jakoś dojść do siebie i nie zwariować kiedy ciocia próbowała podkraść mi jedną z sukienek wiszących w szafie. Wciąż zaspana zeszłam do kuchni aby przygotować sobie jakieś szybkie śniadanie, ale niestety okazało się, że słowa cioci ,,lodówka świeci pustkami'' były aż zbyt prawdziwe. Nie znalazłam praktycznie nic co nadawałoby się do jedzenia. Tylko przeterminowany jogurt i pudełko borówek. Z tym drugim nie miałam problemów, natomiast chyba nie chciałam spędzić reszty dnia w toalecie, więc odpuściłam sobie jogurt.
Po około godzinie wyruszyłyśmy z ciocią na zakupy. Najpierw postanowiłyśmy wstąpić do sklepu z jedzeniem a dopiero potem po materiały.
- Co chciałabyś zjeść Lilusiu? - zapytała Isabella przechodząc obok regału z napojami.
- Cokolwiek, co nie byłoby przeterminowane, bądź w inny sposób niezdatne do jedzenia - mruknęłam pod nosem. - Emm... Może kupimy płatki czekoladowe?
Po zakupach spożywczych ja i ciocia rozdzieliłyśmy się. Ja miałam iść już na plac, na którym znajdował się targ z materiałami i innymi ciekawymi przedmiotami. Kiedyś na takim targu znalazłam nawet maskotkę iguany. Do dziś stoi w honorowym miejscu w moim pokoju.
Rozglądałam się i chodziłam między stołami kiedy nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Wzdrygnęłam się i prawie podskoczyłam z zaskoczenia.
- No już, już, spokojnie, kurdupelku.
No nie. Nie, nie, nie, nie. To ten chłopak, którego spotkałam wczoraj w nocy.
- Odejdź, pacanie. Ciotka nie może zobaczyć nas razem - warknęłam przez zęby.
- Tak dla twojej wiadomości: na imię mam James a twoja urocza ciotunia już do nas biegnie.
Chłopak zarzucił mi rękę na ramię i uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic.
Kurwa... Co teraz, co teraz? Myśl Lily, myśl!
- Znamy się od dzieciństwa, spotkaliśmy się na placu zabaw, ciotka nigdy nas razem nie widziała, bo ty się wstydziłeś, jasne? - powiedziałam, modląc się w duchu żeby podążył za moim planem i mnie nie wystawił.
Cholera a mogłam być dla niego miła...
- Cześć James! Co tu robisz? Nie wiedziałam, że z Lily się znacie - głos cioci był pogodny i miły.
Błagam James, proszę cię...
Chłopak rzucił mi przelotne spojrzenie. Zobaczyłam rozbawienie w jego niebieskich oczach i coś, co przypominało mi zrozumienie... Albo mi się wydawało, bo zniknęło tak szybko jak i się pojawiło.
- Ah, jakoś tak wyszło, że nie widziała nas pani razem. Nie wiem jak to wyszło. W zasadzie znamy się od... dziesięciu, może jedenastu lat...?
Boże, kocham Jamesa! To znaczy nie! Kocham to co właśnie zrobił. Nie kocham Jamesa.
I nie będę.
Prawda?
Miłość jednak może zaskakiwać. Ukrywać się przez długi czas a później wyjść kryjówki, czy tego chcemy czy nie.

CZYTASZ
Było ciepłe lato
RomanceOpowieść o letniej, nastoletniej miłości, która zakręci wam w głowie! Lily to zwykła 17-latka, która wyjechała na wakacje do Włoch. James to chłopak, który nie zna pojęć takich jak: miłość, dobroć i szczery uśmiech. Na pierwszy rzut oka nic ich nie...