Rozdział 6

119 14 0
                                    

GRAYSON

Wczoraj zdarzył się praktycznie cud, a właściwie to szczęście w nieszczęściu. Musiałem odwiedzić swojego kumpla, który zadzwonił, że ma świeżą dostawę krwi, która lada moment straci swoją ważność i mogę się po nią zgłosić. Zdarza się to bardzo rzadko i nie jest tak dobra jak krew prosto z tętnicy, ale nie będę narzekał. Choć jestem już przyzwyczajony i moralnie przygotowany na kradzież czyjejś krwi, to uważam, że jeśli jest opcja pożywienia bez ofiar, należy sięgać tylko po nią, ale wracając do tematu. Światło, którego tak długo szukałem, w końcu się pojawiło i to dokładnie przed moim nosem.

Rozglądam się dookoła i wjeżdżam na parking hotelu, w którym mam spotkanie biznesowe. Jestem tak podekscytowany moim promyczkiem, że nawet jeśli inwestor nie zgodzi się na moje warunki, nie będę marudził. Mojego entuzjazmu nic nie zabije.

Parkuję w zarezerwowanym dla mnie miejscu i wysiadam z auta. Hotel Bens to jeden z lepszych hoteli w okolicy, a sama restauracja zdobyła gwiazdkę Michelin, dlatego właśnie tam zamierzam się udać.

Wchodząc do hotelu, choć właściciel zadbał o odpowiednią wentylację, czuję zapach masy ludzi. Młodych i starych, kobiet i mężczyzn, chorych i zdrowych. Gdyby nie pragnienie krwi, byłbym świetnym lekarzem, który za pomocą węchu, mógłby przepisać odpowiednie leki. W zapachu człowieka można naprawdę wiele wyczuć. Wszelkie choroby oraz emocje się przede mną nie ukryją, dzięki czemu potrafię manipulować ludźmi. Wiem, co i kiedy chcą usłyszeć, co pomaga mi w dostaniu się do szyi kobiety bez niepotrzebnego krzyku.

– To przyjemność robić z panem interesy – mówię i podaję mojemu towarzyszowi dłoń.

– Liczę na owocną współpracę, panie Davis – odpowiada i odwzajemnia mój uścisk. Spotkanie trwało ponad godzinę, ale wszystko poszło po mojej myśli, a nawet i lepiej. Teraz tylko trzeba dopilnować, by wszystkie warunki były spełnione.

Wychodzę z restauracji z uśmiechem na twarzy, gdy dochodzi do mnie zapach tej jednej kobiety, mojego promyczka.

Rozglądam się po holu, w którym się znajduję, ale patrzę na twarze każdego po kolei, kto przechodzi obok mnie lub stoi gdzieś dalej, ale jej nie widzę. Drugie moje zmartwienie to, dlaczego nie ma jej w szpitalu? Z tego, co się dowiedziałem od Martinsa, u którego wczoraj byłem, dziewczyna ma dość mocno poturbowane ciało i była w śpiączce przez dwa dni.

Gdy już zaczynam zmierzać w stronę wyjścia, oglądam się jeszcze raz i widzę ją w miejscu, w którym nie powinno jej być. Normalnie bym się tym nie przejmował, ale w jej ciele jest coś, czego potrzebuję. Jeśli jej się coś stanie, mój promyk światła zniknie razem z nią. Nie mogę na to pozwolić.

Kieruję się w stronę recepcji, gdzie stoi w swoim uniformie. Właśnie jeden z klientów odchodzi od recepcji, ustępując mi miejsca obok Rose, ale nie mija sekunda, a pojawia się jej koleżanka z pracy. Zatrzymuję się i siadam na jednej z ławek.

Jestem wystarczająco blisko, by wyczuć jak bardzo jej ciało jest uszkodzone. Czuję każde jej zadrapanie, z którego jeszcze niedawno sączyła się krew. Choć dla niektórych to może być szokujące i niesmaczne, zlizałbym każdą kroplę krwi, która opuściła jej ciało.

– Jak się czujesz? – pyta cicha jej koleżanka.

– Nie najlepiej – wzdycha i siada na stołku, który na co dzień, najprawdopodobniej jest schowany pod blatem.

– Mówiłam ci, że to zły pomysł. Powinnaś zostać w domu, a najlepiej to w szpitalu. I to przez tydzień!

– Nie mogę. Muszę pracować, a szpital to kolejne niepotrzebne koszty.

– Twoje zdrowie jest niepotrzebne? Wydaje mi się, że twój pogrzeb jest bardziej niepotrzebnym wydatkiem niż kilka dni w szpitalu.

– Sylvia... Ty nie rozumiesz. Ja nie mam pieniędzy na szpital.

– Przecież Benson dobrze nam płaci.

– Mamy długi. – Jej cichy szept pełen bólu, wyczerpania i niepewności sprawia, że na moim ciele pojawiają się ciarki. Jednocześnie widzę, że czuje ulgę, że w końcu komuś wyjawiła swój sekret.

– Długi? Mówiłaś, że firma twojego ojca bardzo dobrze sobie radzi. Wysłaliście też Mirę na studia.

– Tak, ale od jakiegoś czasu już nie idzie tak dobrze. – Jest zakłopotana. Nie trzeba być specjalistą, by widzieć, jak ciężko przychodzi jej mówienie o tym.

– Ile?

– Dużo. Firma taty zbankrutowała, ledwo udaje nam się zatrzymać nasz dom. Wypłata rodziców nie wystarcza na bieżące rachunki i spłatę.

– Dlatego bierzesz tyle nadgodzin?

– Bank nie da mi kolejnego kredytu, a rodzice też są zawieszeni. Pracują od rana do wieczora, a tato ma już problemy z kręgosłupem. Wychowywali mnie, więc muszę im jakoś pomóc, a czasu mamy coraz mniej. Bank już chcę zabrać nam dom, a teraz jeszcze wyszedł ten pieprzony wypadek i szpital – płacze i pociera dłońmi twarz. Jej przyjaciółka obserwuję przez chwilę Rose, jakby się nad czymś zastanawiała.

– Mogę wam pożyczyć trochę pieniędzy. Bezterminowo. Oddacie, kiedy wyjdziecie na prostą.

– Nie wezmę od ciebie pieniędzy. Zbierasz na mieszkanie, są ci potrzebne.

– Jeszcze trochę minie zanim uda mi się uzbierać, a póki co mogę je wam pożyczyć. – Rose podnosi głowę i przygląda się przyjaciółce. Kręci głową.

– Zastanowię się nad tym. Dziękuję – mówi i łapię Sylvię za dłoń.

– W razie czego wystarczy jedna wiadomość i przelewam ci pieniądze.

– Będę pamiętać.

– Muszę już lecieć. Umówiłam się z kuzynką na wieczór filmowy. Nie przemęczaj się zbytnio i jeśli gorzej się poczujesz to błagam, zadzwoń po kogoś, niech cię stąd zabierze.

Doskonale wiem, że nie skorzysta z pomocy przyjaciółki.

Wstaję i podchodzę do recepcji, gdzie Rose właśnie nakłada maskę idealnego pracownika. Nie udaje jej się jednak ukryć chwilowego zaskoczenia moim widokiem. Czy już mnie gdzieś widziała?

– Witamy w hotelu Bens! W czym mogę służyć? – uśmiecha się do mnie szeroko, ale sztucznie. Jej powieki lekko opadają, a z rękawa wystaje jeden z siniaków, które nabiła sobie w jaskini.

– Umów się ze mną – mówię prosto z mostu, nie tracąc czasu na żadne gierki. Muszę ją do siebie przekonać, zdobyć jej zaufanie, by ona mogła pomóc mi.

– Słucham? – mruga zaskoczona, a z jej twarzy znika wyćwiczony uśmiech.

– Chciałbym się z tobą spotkać? Może kolacja po pracy? – kontynuuję.

– Przykro mi, ale muszę odmówić. Jestem w pracy i nie mogę się tu z nikim umawiać, tym bardziej z klientami – odpowiada stanowczo. Uśmiecham się pod domem. Ze mną tak łatwo nie wygra. – Jeśli nie chce pan zarezerwować pokoju w naszym hotelu, złożyć reklamacji lub zażalenia, nie jestem w stanie panu pomóc.

– A co powiesz na taki układ – opieram się o ladę. – Ty pójdziesz ze mną na kolację, a ja nie powiem Bensonowi o twoim stanie zdrowotnym.

– Nie wiem o czym mówisz – warczy w moją stronę.

– Myślę, że doskonale wiesz. Widziałem cię w szpitalu i widzę część twoich obrażeń, Rose.

Widzę na jej twarzy chwilę zawahania, jakby chciała się poddać, ale szybko zmienia postawę na stanowczą i pewną siebie.

– Jeśli to wszystko, to proszę o opuszczenie hotelu. W innym wypadku zadzwonię po ochronę. – Gdyby tylko ochrona miała w czymkolwiek pomóc.

– Zaczekam przed hotelem – mrugam do niej, nie zważając na jej odpowiedzi.

_____________

Trochę zmieniam rozdziały. Część sytuacji nie pasuje mi do historii i się po prostu nie zgrywa. Pierwszy raz najpierw napisałam konspekt książki i chciałam iść według niego, ale to jednak nie moja bajka i zdecydowanie lepiej piszę mi się spontaniczne historie.

Be my little Star, Rose (tom 2 HOtH) (2024/2025)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz