Harry czuł się niezręcznie, stojąc koło Louisa i jego rodziny.
Został dobrze przez nich przyjęty. Naprawdę ich polubił i spędził z nimi miło wczorajszy dzień. Co prawda nie mógł im pomagać, bo Louis na niego warczał za każdym razem, gdy chciał coś zrobić. Zdaniem alfy miał odpoczywać i nie nadwyrężać stopy.
Ale dzisiaj w tej sytuacji czuł się po prostu nie na miejscu. To były ich rodzinne chwile. Nijak tam nie pasował. Nawet nie wiedział, jak ma się zachować.
Louis oprócz wielu dobrych wiadomości usłyszał też jedną bardzo złą. Jedna z jego sióstr, Fizzy, zmarła rok temu. Alfa miał wyzuty sumienia, że o tym nie wiedział i nie był nawet na jej pogrzebie.
Teraz stał na cmentarzu nad grobem siostry razem ze swoją matką i dwiema siostrami. Dziewczyna została pochowana koło grobu ojca Louisa.
Harry westchnął i oddalił się o kilka kroków. Postanowił naprawdę dać im czas dla siebie. Spacerował ścieżkami i czytał nazwiska na nagrobkach.
Po jakimś czasie ktoś złapał go za nadgarstek i pociągnął. Przestraszył się, ale od razu spokorniał, widząc alfę przed sobą.
- Nie oddalaj się omego. - skarcił go. - Jeszcze się zgubisz. - głos Louisa nie brzmiał ani trochę srogo. Wydawał się raczej zaniepokojony zniknięciem Harry'ego.
- Wybacz alfa. - Harry zawsze okazywał pokorę. - Pomyślałem, że wolisz zostać trochę sam z rodziną. - przyznał, odchylając głowę, by pokazać szyję. Naprawdę był całkowicie uległy wobec Louisa.
- Nie opowiadaj głupot. Jesteś tu ze mną. Gdybym nie chciał cię przy sobie, to bym cię zostawił w pensjonacie, a nie ciągnął ze skręcona nogą po cmentarzach.
- Przepraszam alfa. - nic innego nie potrafił w tym momencie powiedzieć.
Louis westchnął. Byli sami. Jay, jak i bliźniaczki były już pewnie przy samochodzie Phobie.
- Wracajmy już. Jak noga? Mam cię zanieść? - Louis wziął sobie do serca rolę opiekuna Harry'ego.
- Nie. Jest ok. Nie musisz się mną aż tak przejmować. - Harry czuł się znakomicie. Nogą go nie bolała wcale. Opuchlizna sprzed dwóch dni też znikła.
- Muszę. Jesteś moją omegą. Do tego widziałem, jak się męczyłeś u Malika w nocy. - Louis naprawdę przejmował się stanem zdrowia młodszego.
- Teraz jest całkowicie dobrze. Pewnie coś sobie naruszyłem, gdy spadłem z dachu. - przyznał zielonooki całkowicie nieświadomy tego, co właśnie zrobił.
Źrenice Louisa rozszerzyły się w dezorientacji. Jego wewnętrzna alfa aż się najeżył.
- Jaki kurwa dach!? Kiedy niby spadłeś z dachu i co do jasnej cholery na nim robiłeś!? - Louis złapał Harry'ego za przedramię i pociągnął do siebie. Omega odbił się od klatki piersiowej starszego. Przelknął ślinę, widząc z tak bliska wściekłą twarz Pana Tomlinsona.
- Mów do jasnej cholery! - szatyn użył głosu alfy. Omega bruneta od razu zareagowała.
- W piątek byłem w sierocińcu. Przyszedł Terry, który zawsze dobiera się do mieszkających tam omeg. Zaczepił mnie, a ja nie chciałem z nim przebywać, więc uciekłem do pokoju i wyszedłem przez okno na dach. Wszystko poszłoby dobrze, gdybym nie poślizgnął się na mokrych liściach. Tam nie było wysoko. Nic mi się nie stało, nie licząc rozcięcia na ręce. - Harry recytował jak z automatu. Serce waliło mu jak szalone. Podpadł Panu Tomlinsonowi. Jego alfa był na niego zły.
CZYTASZ
Stłamszony ~A/B/O~
FanfictionAlfy z natury są dominujący. To siedzi głęboko w ich naturze. Czy alfa może być z omegą, która go ogranicza i dominuje nad nim? Lou właśnie w takim związku żyje od lat i gaśnie w oczach stłamszony przez swoją partnerkę. Dla niej potrafi być uległy...