Rozdział 12

271 26 0
                                    

Anne spojrzała na wchodzących do cukierni klientów i zagryzła wargę, widząc śmiejącą się parę. Wydawało się tacy szczęśliwi i zakochani w sobie. Nie, stop! Musi się opanować. Robin ma rację. To nie jest jej Harry. To jedynie zwykły przypadek. Zbieżność nazwisk i tyle, ale ten uśmiech, kolor oczu, dołeczki... Ugh... Musi z tym skończyć, bo to staje się jej obsesją.

- Dzień dobry. Co mogę wam podać? - zapytała Louisa, którego kojarzyła jeszcze z czasów jego młodości. Patrzenie na alfę było teraz bezpieczniejszą opcją.

- Harry, na co masz ochotę kochanie? - zapytał starszy.

- Sama herbata. - cukiernia oferowała dużo słodkich i wymyślnych napojów, ale brunet za bardzo obawiał się, że mogą w nich być migdały. Raz prawie się udusił przez nie i wolał więcej nie ryzykować.

- Dwa razy herbata i jakieś ciastka bez migdałów do tego. - powiedział Louis. Zauważył już, jak brunet uważa na to, co je. To było całkiem zabawne, jak marszczył nos, czytając ulotki na każdym produkcie, zanim w ogóle umkeszczał go w koszyku.

- Już się robi.

Była sobota. Godziny szczytu już minęły, więc mogli w spokoju usiąść przy jednym z wolnych stolików, których było sporo. Anne starała się podwójnie, wykonując to zamówienie. Co rusz zerkała na parę, która całkowicie była w swoim świecie. Naprawdę muszą się kochać. Louis trzymał Harry’ego za dłonie i pocierał zamarznięte palce młodszego. Gdyby jej Harry żył, chciałaby, by był tak szczęśliwy. Ciekawe czy dziś miałby swoją alfę.

- Anne, wiesz może, gdzie znajdę ostatnie faktury? - zapytał Robin, wchodząc do części sklepowej z zaplecza.

Kobieta zreflektowała się i spojrzała na męża.

- Powinny być w niebieskim koszyczku po prawej stronie komputera.

- Co się dzieje? - zapytał alfa, wyczuwając, że z jego omega coś się dzieje.

- On znów tu jest. - szepnęła i wzięła głębszy wdech. - Chyba nie jestem w stanie tam podejść. - przyznała.

Rob rozejrzał się po sali i uniósł brwi. Od razu wiedział, o kim mówiła kobieta. Sam nawet przez chwilę pomyślał, że muszą być spokrewnieni. Omega naprawdę miała typowe cechy jej żony. Zwłaszcza kolor oczu.

- Ja to zrobię. - powiedział, zabierając tacę. W tym czasie kobieta podeszła do lady, by obsłużyć kolejnego klienta.

- Proszę. To wasze zamówienie. Ostatnio często przyjeżdżasz do domu Louis. Czyżbyś zamierzał wrócić na stałe? - zapytał Robin, zaraz po tym, jak przywitał się z młodszą alfą.

- Kto wie. Najpierw Harry musi skończyć szkołę. - Tomlinson przywitał się z mężczyzną, którego dobrze znał jeszcze, gdy chodził do szkoły.

- Och, witaj Harry. Miło cię poznać. Tak myślałem, że jesteś sporo młodszy od Louisa.

Omega zarumieniła się, chowając twarz za kubkiem herbaty.

- Nie jest aż tak młody. W lutym kończy 18 lat. - odpowiedział za omegę Louis.

Luty. Kolejna zbieżność.

- Mów co chcesz staruszku. - zaśmiał się Twist. Specjalnie tak poprowadził rozmowę, by wydobyć od pary parę informacji. - Jego rodzice pewnie nadal na ciebie warczą za spotykanie się z ich małym dzieckiem.

Louis przewrócił oczami na wzmiankę o jego wieku.

- Nie mam rodziców, więc nikt nie warczał na Louisa, nie licząc Zayna. - Harry zdołał wydusić z siebie parę słów.

Stłamszony ~A/B/O~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz