Rozdział 15

289 28 2
                                    


Harry obudził się pierwszy, bo zadzwonił dzwonek do drzwi. W pierwszym momencie spanikował i spojrzał na zegarek. Piętnaście minut do budzika. Kto normalny dzwoni o takiej godzinie.

Omega wyswobodziła się z ramion alfy i wyszła z pokoju. Z dołu słychać było rozmowy, a potem zamykanie drzwi. Brunet ziewnął, schodząc po schodach.
Zoe w kusej piżamie niosła właśnie kartony z logiem jakiegoś kateringu.

Dziewczyna mogłaby sobie podarować ten strój, będąc tak wysoko w ciąży. Ale to tylko personalna uwaga bruneta. Jak to mówią, kto co lubi... Byle Louis tego nie lubił...

Ciężarna zmierzyła go wrogim spojrzeniem, gdy wszedł do kuchni. Nie lubił jej, nie tolerował, ale nie będzie grać w jej gierki. Nie sprowokuje go. Po prostu będzie jej unikać i nie odpowiadać na zaczepki. Dlatego nawet nie zareagował, gdy podchodząc do lodówki, Zoe mruknęła pod nosem "puszczalska dziwka". Wiedział, że wiąże się z zajętym alfą. W pewnym stopniu dziewczyna miała rację. Obecnie był tym drugim. Tym, który wpieprzył się w czyjeś małżeństwo. Przynajmniej przez kolejne pięć tygodni. Byle do rozwodu, jak to mówił Louis...

Zoe była wściekła. Miała nadzieję, że Louis się opamięta. Że znów zdoła go otumanić i alfa do niej wróci z podkulonym ogonem. Tylko że szatyn nawet na nią nie patrzył. Nie respektował jej słów, próśb czy gróźb. Nawet argument ciąży na niego nie działał. Louis nawet pod jej nosem kręcił się wokoło tego szczeniaka. Gdy wczoraj weszła do salonu, wszędzie cuchnęło seksem. Ba nawet robili to pod prysznicem i potem alfa i tak spędził noc w pokoju gościnnym z tą dziwkarską omegą.

Zoe rozpakowała jedzenie na cały dzień. Dwie porcje oczywiście. Dla siebie i Louisa. Niech bachor sam się żywi. Skrzywiła się, widząc całkowity armagedon w lodówce. Nie omieszkała skomentować tego syfu. Cała lodówka była wypchana jakimiś słoikami dziwnego pochodzenia. Ona miała zawsze wszystko poukładane równiutko i po przelewane do ładnych, ozdobnych pojemników. To tak przyjemnie wyglądało na zdjęciach w Instagramie. A no tak... Potłukła wszystkie, gdy ojciec jej zakomunikował, że ma się wyprowadzić i wrócić do rodzinnego domu. Ale wszystko naprawi. Louis jeszcze się przekona, że ten szczeniak nie nadaje się na omegę.

Harry w ciszy zrobił kanapki dla siebie i Louisa. Tak jak zawsze. Część zjedzą w domu. Część zapakuje do szkoły.

- Jak będziesz tyle żreć, to spasiesz się jak świnia i Louis raz dwa cię kopnie w ten twój tłusty tyłek. - prychnęła blondynka.

Harry całkowicie ją zignorował, choć wewnętrznie miał ochotę wytargać ją za włosy... Gdyby tylko nie była w ciąży...

Po paru minutach słychać było budzik alfy. Wiedział, że Louis niedługo do nich dołączy. Tak też się stało. Alfa zszedł do kuchni już ubrany.

- Louis, kochanie... Mam dla ciebie śniadanie... - Zoe ledwo co zdążyła przełożyć wymyślne śniadanie na talerz i położyć go na stole. Do tego jakieś zielone paskudztwo, co pewnie miało być szejkiem na bazie jarmużu. Fuj...

Szatyn zignorował kobietę i najpierw chwycił Harry’ego za biodra, by po chwili usiąść na jego miejscu i posadzić sobie lokowatego na kolanach. Niebieskooki od razu wgryzł się też w jedną z kanapek omegi.

Harry czuł niemałą satysfakcję z tego, że Louis znów wybrał jego zamiast byłej żony. Takie małe gęsty były dla niego ważne. Tak jak to, że Tomlinson spędził noc w jego ramionach.

- Jak spałeś, słońce. - Louis szepnął do ucha zielonookiego.

- Zamierzasz mnie ignorować? - zapytała ciężarna, uderzając szklanką o blat stołu. Zielone paskudztwo poplamiło blat i palce Zoe.

Stłamszony ~A/B/O~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz