Rozdział piętnasty

8 1 0
                                    

-Lil! Wstawaj, jesteśmy- szturchnął mnie Marcus.
-Co?- zapytałam ziewając.
-Jesteśmy w domu.- skrzywiłam się na ostatnie słowo. Uważałam, że na świecie jest tylko jedno miejsce, które mogę nazwać domem. Na pewno nie był to budynek w którym mieszkałam. Wysiadłam z auta po czym wyciągnęłam z niego swoje walizki. Na wyjazd spakowałam się w dwie małe walizki i jakaś torbę. Niby to były trzy dni, ale jednak musiałam mieć co założyć, prawda? Gdy chłopak zapłacił kierowcy, podeszłam do niego. Oboje wiedzieliśmy, że nie ma rodziców w domu. Wyjechali poza miasto w sprawach biznesowych. Nic tylko pracują, nigdy nie mają dla nas czasu. Da się z tym żyć, ale czasem to przykre. Wyjęłam klucze z kieszeni bluzy i przekręciłem je w zamku. Weszłam do środka. Cynamonowy zapach roznosił się po całym domu. Zdjęliśmy buty i czapki, kierując się prosto do kuchni by coś przekąsić. Zaplanowałam sobie, że zrobię sobie jakieś kanapki, umyje się i się  zdrzemnę. Była osiemnasta, a ja byłam zmęczona. Rzadko kiedy chodziłam spać normalnie przed północą, chyba że jetem trupem, jak teraz. Wchodząc do kuchni, poczułam jak coś na mnie skoczyło, a raz ej ktoś.
-CZEKAŁAM NA CIEBIE CHYBA WIEKI!- krzyknęła mi do ucha przyjaciółka.
-Jechaliśmy z San Francisco, mówiłam ci- wzruszyłam ramionami.
-Być może, nie pamiętam.- przytuliła mnie.
-To teraz możemy zaczynać nasze nie zapomniane wakacje!- ekscytowała się Mia.
-Jak podróż? Jak się czujesz? Poznałaś kogoś?
-Za dużo pytań na raz. Dobrze, wporządku, tak.- otworzyłam lodówkę.
-Ja też poznałem!- krzyknął z korytarza bliźniak.
-Opowiadajcie- usiadła na wysokim krześle przy wyspie.

                                  ***
-Powalone- zaśmiała się blondynka.
-Ta- odpowiedziałam. Poczułam wibracje w kieszeni spodni. Wyjęłam telefon, przeczytałam wiadomość.
Conrad: Cześć słonko, dojechałaś do domu?
Lil: Tak, jestem już w domu.
Conrad: Możesz rozmawiać?
Lil: Może wieczorem. Jest u mnie przyjaciółka.
Conrad: Wporządku, do zobaczenia.
-Kto to?- Jones zabrała mi telefon.
-Jak słodko- rozczuliła się.
-Fuj. Żebyś zaraz nie wymiotowała miłością.- mruknął brunet.
-Żebyś ty zaraz nie dostał w mordę- od pyskowała mu.
-Haha, jaka ty śmieszna.- burknął.
-Zobaczymy kto się będzie śmiał, jak będziesz leżał na podłodze zwijając się z bólu- prychnął.
Słuchałam tych idiotów, gdy moje telefon zaczął dzwonić. Serio, Conrad? Nie możesz zaczekać do wieczora?
-Zaraz wrócę- rzuciłam i wyszłam z kuchni. Weszłam do swojego pokoju i sprawdziłam połączenie na Facetimie. Chwilę się zastanawiałam, ale odebrałam.
-Dłużej nie można?- zapytał wkurwiony.
-Po co dzwonisz?
-Zapytać jak się czujesz.
-Powiedziałam, że wieczorem.
-Jest osiemnasta, to wieczór.
-Serio, zadzwonię później, pa.
-No okej, pa.- rozłączył się.
Rozglądałam się po moim pokoju. Był niewielki. Przytulny, w moim stylu.
Białe ściany, lustro, biurko, dwuosobowe łóżko. Kilka roślin i lampek. Oczywiście kilka plakatów. Kocham plakaty. Wisiały tam dwa Lany Del Rey, mam różny gust muzyczny. Było kilka plakatów przedstawiających krajobrazy, albo zdjęcia przedstawiające mnie i Jones.
Wpatrując się w ścianę, materac ugiął się pod czyimś ciałem. Odwróciłam się, by przytulić przyjaciółkę.
-To będą twoje najlepsze wakacje, mówię ci- uśmiechnęłam się dumnie.
-Hmm, dlaczego tak mówisz?- dopytywała się.
-Dowiesz się.- popatrzyłam w jej niebieskie oczy. Przypominały mi oczy czarnowłosego. Łatwo rozpoznać człowieka, po wzroku. Może dla mnie. W oczach przyjaciółki widnieją cząstki zagubionej dziewczyny, tak samo jak u Smirnowa. To przeszłość, ale nadal to u niej widzę.
-Jutro idziemy na plażę czy halę?- usiadła przy moim biurku.
-Plaża. Są wakacje i jest ciepło, wykorzystajmy to.- rzuciłam jej ulubione miętowe gumy, które wyjęłam z szuflady.
Nie wiedziałam, że to wakacje wykorzystają mnie. Jakkolwiek to brzmiało.

The three days on holiday Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz