Rok 1862, Warszawa, zabór rosyjski.
Już od świtu piętro niżej słyszałam nerwowe tupanie rodziców. Brzmiało to, jakby biegali po domu w tą i z powrotem. Przez może godzinę udawało mi się to ignorować do momentu, kiedy do mojego pokoju wpadła niesamowicie zestresowana mama. Odruchowo podniosłam się do siadu, odgarniając z twarzy poplątanie kosmyki moich jasnych włosów.
- Co się dzieję? Co wy tam robicie? - Zapytałam. Może i wyglądałam jakbym dopiero co się obudziła, lecz tak nie było. Nie spałam już dobre dwie godziny.
- Wstawaj, szybko! - Kobieta zdjęła kołdrę z moich nóg, a następnie złożyła ją na pół.
- Ale co się dzieję? - Niezbyt przejęta zestresowaną postawą mamy, otworzyłam szafę, by zabrać z niej ubrania w które miałam zamiar się dziś odziać.
- Wprowadzają się do nas, ja mówiłam, że w końcu przyjdą. - Rzekła rozpaczliwie, po czym usiadła na moim łóżku. Zmarszczyłam brwi, oraz usiadłam obok niej. - Rosjanie, Rosjanie idą. - Odparła nieco spokojniej, wciąż jednak będąc rozemocjonowana. - Będą z nami mieszkać, rosyjski oficer z żoną i synem.
Spojrzałam z niedowierzaniem na moją rodzicielkę, miałam nadzieję, że ta żartuje, jednak gdy nie dostrzegłam na jej twarzy nawet cienia rozbawienia, uniosłam brwi. Wiedziałam, że Rosjanie to czarty, które zabierają ze sobą wszystko co zobaczą na swojej drodze, ale nigdy nie myślałam, że zechcą z nami mieszkać. Gdy pierwsza faza szoku minęła, dalej nie byłam w stanie trzeźwo myśleć. Mamy dzielić z nimi dom, czy może wyrzucą nas na bruk i zostawią samych sobie? Po tym co zrobili razem z resztą kochanych sąsiadów, nawet nie byłabym szczególnie zaskoczona. Wpatrywałam się w podłogę myśląc o tym wszystkim. Już chyba wolę Moskali niż Prusaków, trzeba wybrać mniejsze zło - pomyślałam.
Moje podejście do Rosjan nie było dobre. Sześćdziesiąt siedem lat temu, gdy Rzeczpospolita oficjalnie zniknęła z map świata, nasi rosyjscy zaborcy obrabowali wiele polskich wsi i miasteczek, oraz dopuścili się czynów, o których nawet nie mam siły wspominać. Nam oczywiście też się dostało. Moskale zabrali nam wiele, głównie jedzenie i biżuterię. Jesteśmy dość zamożną rodziną, a nasz dom naprawdę robi ogromne wrażenie, dlatego nawet nie liczyłam, że wstrętni Rosjanie ominą go bez zabrania czegoś.
- Skąd wiesz? - Zapytałam podnosząc głowę i spoglądając na matkę, z której wyrazu twarzy nie dało się wyczytać zupełnie nic.
- Przyszedł list, - Zaczęła. - napisany po rosyjsku, że mamy ,,ugościć" w domu rosyjskiego oficera, który ponoć ciężko walczył dla Rosji. Myślałam, że mamy się wynieść, a dom zostawić im, ale nie. Możemy zostać, tylko oddać połowę domu i ogrodu. Większą połowę, rzecz jasna.
- Co na to tata? - Zadałam kolejne pytanie, nie analizując nawet odpowiedzi na poprzednie, którą przed chwilą dostałam.
- Ojciec jak ojciec. - Wzruszyła ramionami. - Strasznie się zdenerwował. No ale wyjścia nie mamy. Od samego rana biegam i sprzątam cały dom. A tata poszedł po drewno na opał.
- Po co? Żeby Moskale grzali sobie nie śmiem powiedzieć co, w naszym domu? - Przewróciłam oczami.
- Rozmawiałyśmy o tym, Aniu. - Złapała mnie dwoma rękami za ramiona. - Polska zawsze wróci, ale póki co musimy być pokorni i podporządkować się im. - Zrobiła chwilową przerwę. - A i właśnie, jak przybędą, mów do nich po rosyjsku.
- Przecież wiesz, że nie umiem. - Odparłam, co nie było prawdą. Doskonale umiałam posługiwać się tym językiem, lecz nie miałam zamiaru uginać się pod ruskimi. Używanie ich języka jeszcze bardziej pokazałoby, że Polacy już całkowicie się poddali.
CZYTASZ
Za wolność naszą i waszą
Historical Fiction,,Ale fakt, Polki są piękne." Warszawa, październik 1862 roku. W nieciekawych dla Polaków czasach, każda polska rodzina przeżywała swoje tragedie. Rabowano ich, nakładano represje, a do niektórych wpraszali się nieproszeni Rosjanie. Przez sto dwadz...