III

72 9 8
                                    

Niezbyt się spiesząc wracałam do domu. Dziś był ostatni dzień szkoły przed świętami. Z jednej strony czułam ulgę, że choć na chwilę odpocznę od nauki, a z drugiej przerażenie na myśl o tym jakie czekają mnie w tym roku święta.

Śnieg trochę się stopił, odkrywając zmarzniętą i przemoczoną trawę. Z drzew kapała woda z roztopionego śniegu, a na ziemi utworzyło się błoto. Było ponuro i nieprzyjemnie, dlatego jak najszybciej chciałam znaleźć się w domu.

— Ania! — Usłyszałam głos za sobą. Machinalnie przewróciłam oczami i przyspieszyłam mój krok. — Ania, czekaj!

Osoba za mną również przyspieszyła. Nie miałam ochoty na jakiekolwiek rozmowy z Iwanem. A napewno nie dziś, gdy już sama pogoda dobijała mnie psychicznie.

Poczułam jak mocno łapie mnie za ramię i odwraca w swoją stronę.

— Czego znowu chcesz? — Warknęłam. Od kilku dni nie wymieniliśmy ze sobą ani słowa i jakoś dziwnie mi to przeszkadzało.

— Chciałem spytać o Mickiewicza. — Odparł patrząc na mnie.

— O Mickiewicza? — Zmarszczyłam brwi. Miałam naprawdę wiele pytań; po pierwsze, skąd wie kto to Mickiewicz, po drugie, dlaczego go to interesuje?

— Tak. — Pokiwał głową. — Na tej twojej książce było napisane Mickiewicz. — Niesamowicie kaleczył polszczyznę, co było okropnie bolesne dla moich uszu.

— Od kiedy interesujesz się polską kulturą? — Uniosłam brwi ruszając przed siebie. Iwan poszedł za mną.

— Od nigdy. — Prychnął. — Chciałem po prostu wiedzieć kto to Mickiewicz.

— Polski pisarz. — Odparłam nawet na niego nie patrząc.

— Żyje?

— Nie, zmarł kilka lat temu.

— Kiedy? — Dopytywał. Musiałam aż przystanąć.

— Iwan, co Cię to do cholery obchodzi? — Spojrzałam na niego.

— Nie obchodzi. — Odwrócił wzrok. — Dobrze, że nie żyje. — Dodał, po czym ruszył szybciej przed siebie, zostawiając mnie samą.

Stałam tam chwilę, jakby wbita w ziemię i patrzyłam na Iwana zmierzającego w stronę domu. Dopiero gdy zerwał się mocny i zimny wiatr odzyskałam świadomość i ruszyłam w stronę, w którą udał się chłopak.

W końcu nadszedł ten czas w którym musieliśmy zasiąść z Moskalami przy jednym stole podczas Wigilii. Wraz z mamą przygotowałyśmy tradycyjne dwanaście potraw, niestety głównie z kuchni rosyjskiej by nie podpaść współlokatorom.

— Popraw te włosy. — Powiedziała moja mama, po czym podeszła do mnie od tylu, rozplotła mój warkocz i zaczęła robić nowy.

— Przecież dobrze wyglądały. — Przewróciłam oczami.

— Nieprawda. — Westchnęła. — Wszystko ci wyłaziło. Jest Wigilia, masz wyglądać nienagannie. — Po raz kolejny przewróciłam oczami na jej słowa. Zawsze bardzo poważnie podchodziła do tradycji, lecz w tym roku przeszła samą siebie.

— Dobry wieczór. — Usłyszałyśmy głos taty. — Cześć Czesiu. — Pocałował moją mamę na powitanie, a we mnie ten widok wywołał miłe uczucia i szeroki uśmiech. — Pięknie wyglądasz Aniu. — Uśmiechnął się do mnie szeroko.

Moi rodzice niesamowicie do siebie pasowali. Mama miała długie blond włosy, które stale nosiła bardzo ciasno związane. Zawsze ubrana była schludnie i z klasą. Tata zaś był przeciętnego wzrostu mężczyzną z ostrzyżonymi na krótko włosami i brodą. Z zawodu był stolarzem, dlatego większość naszych mebli robił sam przez co nie musieliśmy ich kupować. Był naprawdę dobry w tym co robił. Zbudował mi regał na książki i toaletkę, które idealnie pasowały do wystroju mojego pokoju.

Za wolność naszą i waszą Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz