Po czterech miesiącach życia tutaj, uświadomiłam sobie, że bardzo mi czegoś brakuje. Tak właściwie kogoś, nie czegoś. John B, Pope, Sarah, Kie, no i JJ, którego swoją drogą dalej kocham. Myślałam, że życie tutaj z daleka od niego, coś zmieni, i uczucia którymi go darzę, wygasną, ale nie stało się tak. Z każdym dniem, gdy tylko zamknę na chwilę oczy widze go. Widzę uśmiechniętego blondyna, mojego przyjaciela, którego kocham.
Za kilka dni, John B ma urodziny. Postanowiłam, że skoro i tak już wiem, że nic mi nie pomoże, postanowiłam wrócić. Przyjadę właśnie w jego urodziny, żeby zrobić mu niespodziankę. Postanowiłam wziąść ze sobą Charliego, bo bardzo się z nim zżyłam przez te miesiące.
Właśnie siedzieliśmy na łodzi, i zaczynaliśmy płynąć, kiedy nagle chłopak wypalił.- Mel, zakochałem się w tobie, nawet nie wiesz jak bardzo - powiedział szybko na jednym wdechu, i zrobił się cały czerwony
Nie miałam pojęcia co o tym myśleć. Jasne, podobał mi się, ale czy go kochałam? Nie chciałam dawać mu kosza, i też wiedziałam, że może to pomoże mi, gdy będę musiała patrzeć na JJ'a i Lily. Może to pomoże mi o nim zapomniec? Wiem, egoistyczne podejście, ale co tam.
- odezwiesz się w końcu? - zapytał chłopak, wybudzajac mnie z mojego transu - zostaniesz moją dziewczyną? - zapytał
- tak, jasne Char, kocham cię - podeszłam do niego i go pocałowałam, co odwzajemnił
- już się bałem, że tego nie odwzajemniasz - zaśmiał się
- coś ty, jesteś super, mój chłopaku - powiedziałam z uśmiechem, ale w głębi duszy wolałabym tak mówić do innego chłopaka. Pewnego blondyna z błękitnymi oczami.
Reszta podróży minęła nam spokojnie, na rozmowach, spaniu i jedzeniu. Nawet się nie zorientowałam, kiedy znaleźliśmy się przy molo Johna B. Mogli zareagować jakkolwiek. Spodziewałam się, że mnie nienawidzą i każą spierdalać.
POV. JOHN B
Od czterech miesięcy myślę tylko o niej. O tym, że wyjechała, i jej nie ma. To straszne uczucie. JJ zerwał z Lily, od tego czasu nawet nie spojrzał na inną dziewczynę. Jak to mówił "czeka na Mel". Wątpie, że kiedyś wróci, nawet nie wiem czy żyje, ale jestem dobrej myśli. Ostatnia umiera nadzieja co nie?
Dzisiaj moje urodziny. Siedzieliśmy całą paczką przy ognisku, wygłupiając się i rozmawiając o głupotach. Wiem, że pewnie powinienem życzyć sobie pieniędzy i lepszego życia, ale moje życzenie jest zupełnie inne. Jedyne czego sobie życzę, to żeby Mel wróciła. Żeby moja najlepsza przyjaciółka, której codziennie mogłem się zwierzać, wróciła. Mam już dość JJ'a który codziennie krzyczy że mu jej brakuje, i że żałuje. Nie jestem na niego zły, wiem, że żałuje. Staramy się o tym nie myśleć, żyć normalnie. Z transu wyrwała mnie Kie.
- słyszeliście to? - zapytała - chyba ktoś jest przy pomoście - powiedziała. było ciemno, i nic nie było widać
- nie wiem, może ktoś tam jest, pójdę to sprawdzić - powiedział JJ i podniósł się idąc w strone wspomnianego miejsca
- ciekawe co teraz robi Mel - powiedział Pope
- nie kurwa, nie wierzę, to na prawdę ty! - krzyczał Maybank. co on do cholery zobaczył? - tak strasznie tęskniłem, Mel - powiedział, a ja zamarłem
Natychmiast podniosłem się z miejsca, i ruszyłem w stronę pomostu. Stał tam nie kto inny jak JJ, a w jego objęciach Melody. Moja mała Mel.
- John B! - krzyknęła, i rzuciła się na mnie. Od razu ją przytuliłem
- kurwa, nie znikaj tak już nigdy, proszę - powiedziałem łamiącym się głosem
POV. MEL
Wszyscy przywitali mnie ciepło, nie będąc ani troche źli. Kocham ich. Muszę im jeszcze tylko kogoś przedstawić.
CZYTASZ
Nothing to lose /JJ Maybank
FanfictionMel, John B i JJ. Trójka najlepszych przyjaciół, którzy znają się od "piaskownicy"i nie widzą świata poza sobą. Przeżywają wspólnie różne przygody, i poznają nowych znajomych. Dwójka z nich, zakochuje się w sobie "po uszy", i nie są w stanie bez sie...