Kenta nadal wpatrywał się w zdjęcie Way, pogłaskał je delikatnie ręką
- żałuję, że nie poznałem tej wersji jego, którą znałeś ty i Babe... żałuję, że myślałem o nim źle - byłem naprawdę zdziwiony jego słowami, ale za razem rozumiałem go ... Bał się on po prostu się bał, Tony pokładał większe nadzieję w Way niż w nim. A Tony mimo tego jak krzywdził Kente był dla niego ważny, to napewno syndrom Sztokholmski.- musiał być naprawdę dobry jeśli byłeś w stanie go pokochać...
- był... Naprawdę był- powiedziałem, a on pomodlił się za niego, dołączyłem do niego.
Po krótkiej modlitwie Kenta Spojrzał na mnie i delikatnie oparł o mnie głowę.- Jeff naprawdę cię szukał, może zaprosimy go na obiad?- ...ja nie umiem gotować - powiedział, a ja poprawiłem jego włosy
- myślisz, że ja robię to wybitnie? Umiem tylko podstawy- powiedziałem i dałem mu mój telefon - zadzwoń do niego.
Od razu wziął telefon i wybrał numer Jeff'a, widziałem jaki szczęśliwi zaprasza go na obiad. Wygląda jak dawniej uśmiechnięty mały Kenta.
- Pete zaprosiłem przez przypadek też Innych, poradzimy sobie z ugotowaniem dla tylu osób?- przytaknąłem i zabrałem go do kuchni, mimo, że naprawdę rzadko gotuję zrobiliśmy razem obiad, widziałem ile radości przynosi mu gotowanie, w końcu może robić rzeczy, których nigdy nie mógł.
Dałem mu też swoje ubrania, on dosłownie siedział w oknie i czekał aż przyjadą do nas...do nas? Do mnie. To mój dom...co ja w ogóle mówię to nasz dom. Nie zostawię go samego.Nie po tym co się dowiedziałem.
Kiedy w końcu przyjechali Kenta przed tym jak wpuścił ich do domu podszedł do mnie i mnie przytulił. Nie mam nawet pojęcia za co, ale i tak uciszyło mnie to.
Wpuścił ich do środka i od razu Jeff przytulił go, jedyny omega jaki dostał pod dachem Tonego, jedna z dwóch osób które chronił Kenta, on i Charlie... całe życie Wszyscy myśleliśmy, że tak samo jak Kenta Charlie nie ma żadnego zmysłu, jednak okazało, się że jego zmysł jest silniejszy niż kogokolwiek z nas.Nagle poczułem rękę Sonic'a na ramieniu, spojrzałem na niego
- jak się trzymasz?- zapytał delikatnie się do mnie uśmiechając jakby chciał dać mi trochę swojej energii i za razem trochę otuchy
- już mi trochę lepie- powiedział i spojrzałem na Kente- ale za razem boję się teraz o niego
-Pete po prostu przy nim bądź - nie wiem czemu, ale jego słowa dodały mi jakoś energii... Nie dziwię się, że Way tak go lubił, jest naprawdę pocieszny.
Siedzieliśmy Wszyscy przy stole, Kenta bardzo dobrze się bawił, widziałem tą iskrę w jego oczach jak rozmawiał z innymi. Nikt stąd nie uważa go za złego człowieka, bardzo dobrze, on w tym wszystkim jest naprawdę poszkodowany.
Kenta Spojrzał na Babe, który zakrył usta kiedy daliśmy na stół jedno z dań, no tak jest na początku ciąży to dość normalne, że jest wrażliwy.
Poszedł do łazienki, zaraz za nim poszedł Charlie. Kenta spojrzał na mnie- aż tak źle nam wyszło?- no tak ...on nie wie o ciąży Babe
- wyszło genialnie- wtrącił się Jeff- po prostu Babe spodziewa się dziecka... I jest dość wrażliwy, nie raz pół dnia zajmuję łazienkę
- Babe jest w ciąży? Z Charlie'm? To możliwe? Przecież obaj są Alfami - był naprawdę zdziwiony, jak my wszyscy jak się o tym dowiedzieliśmy.
- widzisz czasem nawet nauka nie jest na coś gotowa.- Alan powiedział patrząc na niego. Jak Babe i Charlie wrócili do stołu Kenta spojrzał na Charliego
- będziesz świetnym tatą - Chyba jego słowa wydawały się być bardzo ważne dla niego bo wstał i przytulił go
- dziękuję Kenta - oczywiście Jeff musiał się dołączyć do przytulania... Spojrzałem na Babe, całe życie uważałem go za młodszego brata mimo, że był naprawdę mały kiedy jeszcze byłem u Tonego...
- no możesz mnie przytulić dziadu- przewrócił oczami, oczywiście przytuliłem go i trochę wsłuchałem się w jego myśli " Zadbaj o niego Pete, on naprawdę cię kocha" jego myśli naprawdę mnie zdziwiły... Kenta mnie kocha? Spojrzałem na Niego, on naprawdę mnie kocha?
Kiedy obiad dobiegł końca pożegnaliśmy wszystkich i znów zostaliśmy sami, nie wiedziałem jak zachować się z myślą, że on naprawdę może darzyć mnie takim uczuciem.
Podeszłem do niego kiedy mył naczynia, chciałem go dotknąć, ale rzucił mnie dosłownie pianą.- nie czytaj mi w myślach od tak- zamarszył brwi- nie próbuj kłamać- zagroził mi palcem . Jest dość zabawny, potrafił mnie ranić nożem, a teraz grozi mi palcem myjąc naczynia.
- no dobrze... Ale odpowiedz mi na jedno pytanie - od razu spojrzał na mnie - zamieszkasz ze mną?- nie o to miałem pytać, ale jakoś nie mogło mi przejść przez usta, to wszystko.
- mogę? Naprawdę?- przytaknąłem i pomogłem mu sprzątać po obiedzie. Napewno lepiej dla nas obu będzie kiedy będziemy mieszkać tu razem, będę chociaż wiedział czy wszystko z nim w porządku.
Za razem będę miał powód by nadal tu być, na początku kiedy Way zmarł miałem w głowie, że wyjadę w świat. Nie radzę sobie w samotności, brakuję mi naszych wspólnych wieczorów, rozmów i picia...
Kiedy zrobiło się ciemno za oknem Kenta usiadł na fotelu w salonie i patrzył na mnie, znów jakby wbijał we mnie ostrza, Babe napewno się myli, Napewno.
Usiadłem na kanapie koło niego- będzie ci przeszkadzał jeśli się napije?- zapytałem, a on zaprzeczył, wyjąłem więc z szafki whisky, nalałem sobie. Włączyłem jakiś film by po prostu leciało coś w tle... Skierowałem swój wzrok na niego, patrzył na moją szklankę, podałem mu by mógł się napić, od razu to zrobił- smakuje ci?- od razu pokiwał głową, wzięc wziąłem drugą szklankę i od teraz piliśmy razem, przesiadł się z Fotela na kanapę obok mnie, nie siedział jak ja wprost do telewizora, tylko siedział oparty o boczne oparcie i nogi zarzucił na moje. Pogłaskałem delikatnie jego kolana- dlaczego tak na mnie patrzysz?
- ciekawi mnie dlaczego ostatnio tak bardzo pozwalasz sobie na czytanie w myślach innych, mówiłeś, że nie lubisz tego robić- ma rację, naprawdę tego nie lubię, wolałem od zawsze żeby to inni mówili co myślą, a nie sam miałem to sprawdzać.
- tak jakoś wyszło - powiedziałem nalewając nam kolejne szklanki...
Rozmowa naprawdę nam się kleiła, aż do głowy przyszło mi naprawdę głupie pytanie - dlaczego chciałeś umrzeć?- ... Nie chciałem nigdy umrzeć Pete, ja nie chciałem żyć, ale za bardzo bałem się odebrać sobie życie, bałem się myśli, że Osoby które kocham będą na tym świecie bezemnie - jest naprawdę poważny...
- no tak Jeff i Charlie- spojrzałem na niego
- i ty.... I ty Pete, wiem, że ty nigdy nie kochałeś mnie w taki sposób w jaki ja kochałem wtedy ciebie... - kochał? Czyli już nie?
- już mnie tak nie kochasz?- Dlaczego mi tak zależy na tej odpowiedzi...
- nie.
CZYTASZ
w nocnym świetle
Fanfiction"Osoba którą pokochałem umarła oddając życie za osobę, którą kochał..."