3

113 13 1
                                    

- nie. -widziałem, że Babe się mylił. Kenta mnie nie kocha- kocham cię jeszcze bardziej - otworzyłem szeroko oczy i spojrzałem na niego

- co?- nie odrywałem od niego wzroku, wydawał się być naprawdę spokojny.

- kocham cię jeszcze bardziej - powtórzył jakbym nie słyszał, nie mogłem mu uwierzyć... Znów złapałem go za nogę.
" KOCHAM CIĘ KOCHAM KOCHAM, nie musisz czytać w  moich myślach!"

- ale... Kenta- nie dał mi dokończyć, zakrył moje usta

- nie przejmuj się tym. Ja wiem, że mnie nie da się kochać, jestem po prostu ciałem, ciałem które służy do tego by inni mogli ze mnie korzystać. Moja dusza umarła już dawno, niestety tylko dusza, ciało musi żyć dalej. Pogodziłem się już lata temu z faktem, że jedyny nie będę kochany, nie zaznam tego szczęścia bycia kochanym. Nikt nie będzie patrzył na mnie z tym wyjątkowym uśmiechem na ustach, z tymi iskrami w oczach- mówił nie odrywając odemnie wzroku. Jego oczy straciły cały blask jaki dziś w nich świecił.- Pete jesteś Enigmą, ja jestem alfą nie będę mógł i tak tu długo zostać.
Będę działał na ciebie jak Omega na alfę.
Ja nie zniosę faktu kiedy dostrzeżesz jaki obrzydliwy jestem.
Kiedy poznasz tą obrzydliwą część mnie, która powstała by oszczędzić sobie jeszcze większego bólu.
Ja po prostu jestem dziwką. Z czasem przestałem się nawet bronić bo wtedy chociaż był delikatniejszy.
Ból tego był okropny, ale jego słowa były jeszcze gorsze, za każdym razem mówił o tobie.  Mówił, że nie dziwi się, że zostawiłeś mnie... Widział nas wtedy kiedy cię pocałowałem... Wypominał mi to przez wszystkie te lata kiedy pieprzył mnie na swoim biurku grożąc mi bronią przy czole kiedy próbowałem go od siebie odepchnąć.
Pete ja nie będę miał ci nigdy za złe, że naprawdę mnie nie pokochasz, to jest po prostu nie możliwe.- nie mogłem się nawet ruszyć słysząc wszystko to co mówił, miałem wrażenie, że moje serce pęka z każdym kolejnym słowem... On tak wiele przecierpiał.
Ja powinienem go wtedy ratować, siłą go zabrać. Jak ja mogłem go tam zostawić!?
Kenta wstał z kanapy, wyłączył telewizor i podszedł do okna, patrzyłem na niego bez przerwy, nie miałem nawet siły odezwać się, serce stało mi na gardle- wiesz co? Żałuję, że nie zdążyłem zabić go zanim strzelił do Way... Chciałbym byś tu miał osobę którą kochasz, może i wy mielibyście takie szczęście jak Charlie i Babe, chciałbym wiedzieć, że będziesz tatą... Że bierzesz ślub... Byłbym naprawdę szczęśliwy z myślą, że ty się cieszysz, a teraz przez mój strach cierpisz ty i Wszyscy którzy kochali Way.
To ja powinienem być na jego miejscu.
W końcu i moje ciało umarło by tak samo jak moja dusza...

- ZAMKNIJ SIĘ W KOŃCU - nie mogłem znieść już jego słów, wstałem z kanapy i złapałem go za Policzki- Nigdy nie powiedziałem, że cię nie kochałem! KENTA! Ty nawet nie wiesz jak żałuję, że nie wróciłem po ciebie! Naprawdę przepraszam, że musiałeś tak cierpieć przez moją słabość - patrzyłem na jego twarzy oświetloną tylko plaskiem księżyca... Przytuliłem go mocno, nie mogłem się uspokoić, łzy zaczęły zalewać całą moją twarz, on również zaczął płakać. Zacisnął ręce na moich barkach.
Płakaliśmy razem nawet nie wiem ile, nagle poczułem jak jego uścisk się rozluźnił, znów stracił przytomność.
Wziąłem go na ręce i położyłem go na kanapie, przykryłem go kocem.
Usiadłem na podłodze i trzymałem go za rękę patrząc na jego twarzy... Tak wiele cierpiał... A i tak myślał o mnie... Jest taki cudowny, jak on może myśleć o sobie w taki zły sposób, to nigdy nie była jego wina.
Nawet nie wiem kiedy sam zasnąłem...

Rano obudził się kiedy zaczął mnie szturchać, stał nademną. Spojrzałem na stół, posprzątał po naszym wczorajszym piciu. Miał napuchnięte oczy... Ja zapewne też takie mam, nigdy chyba tak bardzo nie płakałem jak wczorajszej nocy. Tak wiele zachowań zaczęło być teraz jasne, jego agresja to ludzi, którzy spróbowali się do niego zbliżyć, on po prostu się bał...

- Pete zrobiłem śniadanie - powiedział i skierował się do kuchni, jakby wczorajsza rozmowa nie miała zupełnie miejsca... poszedłem do kuchni i spojrzałem na to co ugotował, zauważyłem na blacie tablet, miał odpalony filmik z poradami jak zrobić śniadanie, przytuliłem go - Pete proszę puść mnie- od razu zabrałem ręce, nie chciałem by czuł się źle przez mój dotyk.

- Kenta - spojrzałem na to co ugotował

-zjedz, ja pójdę się umyć - dosłownie uciekł z kuchni. Usiadłem przy stole i spróbowałem ostrożnie, to jest przepyszne...ja nie wiem co się ze mną dzieje, naprawdę nie wiem! Czuję się taki bezwładny? Nawet nie wiem jak to określić, jestem za razem na siebie tak kurewsko zły, Nigdy sobię tęgo nie wybaczę.
Jego danie było takie pyszne mimo, że to drugie danie jakie zrobił w życiu.
Łzy znów zaczęły napływać mi do oczu.
Jadłem płacząc, nagle poczułem rękę na ramieniu, stał w moim szlafroku, nadal miał mokre włosy- dlaczego płaczesz Pete?- był widocznie smutny?ja nawet tego już nie wiem, jak całe życie mogłem nie zauważyć jak bardzo cierpiał?!

- to jest takie pyszne.- powiedziałem i mimowolnie spojrzałem na niego, nie chciałbym by czuł się niekomfortowo.

- więc dlaczego płaczesz?- pogłaskał moje włosy

- nie wiem. Ja już nic nie wiem Kenta, czuję się źle, mam ochotę się zabić przez myśl, że mogliśmy uciec wtedy razem- nie powinienem tego mówić, zobaczyłem strach i ból rysujący się na jego twarzy.

- proszę cię...nie rób sobie krzywdy... Pete błagam tylko nie ty. - złapał mnie za ręce- możesz się na mnie wyżyć jeśli potrzebujesz... Ale błagam nigdy nie rób sobie krzywdy. Ja tego nie zniosę. Naprawdę zrobię wszystko. Tylko nigdy nie próbuj tego robić.- jak ja mogę być takim idiotą i jak ja mogłem to powiedzieć przy nim wiedząc z czym się męczył przez całe życie?!

- Kenta, ja nie chcę się na tobie wyżywać, ja chcę byś był w końcu szczęśliwy i bezpieczny... Nie chcę byś się mnie Bał - wystawiłem ręce by móc go przytulić. Na szczęście dał się w moje objęcia.- i zapamiętaj to , nigdy nie pomyśle, że jesteś obrzydliwy. Jesteś piękny i taki kochany, naprawdę cieszę się, że mnie kochasz mimo wszystkich tych lat przez które musiałeś cierpieć przeze mnie. - spojrzał mi w oczy

- Pete to nie jest twoja wina... Ja widocznie na to zasłużyłem...

- nie. Nie zasłużyłeś na to i obiecuję nigdy więcej nie będziesz cierpiał. - nasze spojrzenie spotkało się- i Kenta, fakt, że pokochałem Way nie sprawia, że nie kocham ciebie. - jego oczy otworzyły się szerzej kiedy to powiedziałem

- ty mnie kochasz?- jego nogi prawie się ugięły, znów mocno mnie przytulił i uśmiechnął się do mnie najpiękniejszym uśmiechem jaki kiedykolwiek wcześniej widziałem. - dziękuje - nie ma za co mi dziękować

- to ja dziękuję, że jesteś- pożył głowę na moim ramieniu. - Mam nadzieję że naprawdę będziesz ze mną już zawsze.- mocniej zacisnął ręce jak to powiedziałem

- będę.... obiecuję...

w nocnym świetle Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz