Z okazji Walentynek

6 1 2
                                    

Dziś Walentynki, więc coś wrzucić wypada. A więc prosz! Oto i rozdział.

Z gatunku "beka niemożebna".

Z uniwersum Felixa, Neta i Niki.

Dwuczęściowy one shot pod tytułem...

"Władca Butelki"

CZĘŚĆ PIERWSZA

Przygotowania

Czternasty lutego. Walentynki. Święto zakochanych.
Jak zawsze najlepiej przypominały o tym sklepy. Na witrynach umieszczone były serduszka, zachęcające do odwiedzenia sklepu, który jak każdy inny krzyczał do przechodniów "Na Walentynki tylko u mnie znajdziesz to, czego szukasz, w cenie, o której marzysz". Na półkach pojawiły się laurki dla leni, którym nie chciało się zrobić własnych, pierścionki udające złote z plastikowymi kamieniami, które udawały cenne i temu podobne pierdoły. Ale tylko jeden sklep oferował coś poza konkurencją. Chociaż właściwie to nie był sklep.
Sierżant Papryka stał za ladą wystrojony w dokładnie ten sam strój co zawsze, tyle że teraz na półce stało symboliczne, papierowe serduszko, które ukrywało trochę stojące za nim maski tlenowe i granaty przeciwpancerne, żeby nie peszyć zbytnio klientów o słabych charakterach. Jak dotychczas dziś jeszcze nikt nie odwiedził jego niesklepu. Wtedy zadzwonił dzwonek potrącony przez drzwi.

- Dzień dobry - powiedział klient od progu. Miał na oko kilkanaście lat, czarne, zmierzwione włosy i chytre spojrzenie. - Ten pistolet na drzwiach był fajniejszy.

- Gilbert Kurtacz! - wykrzyknął uradowany i poszedł uściskać chłopaka. - Dawno cię tu nie było.

- Dokładnie rok - przyznał brunet, rozglądając się po gablotach. - Ma pan walentynkowego specjala?

- Mam, mam - potwierdził Papryka, poszedł na zaplecze i po chwili wytaszczył stare, tekturowe pudło obklejone papierowymi serduszkami, których czerwona farba niemal doszczętnie wyblakła. - Ile bierzesz?

Gilbert zaczął liczyć na palcach.

- Czternaście - powiedział. - Najtańszych. Mam nadzieję, że to się liczy na hurt.

- Niech ci będzie - uśmiechnął się sprzedawca. - Czternaście, więc dam ci czternaście procent zniżki. 

Wyjął przedmioty i położył na ladę. Gilbert zgarnął je do torby z napisem "Zostałeś nosicielem" i wyjął cztery srebrne monety. Papryka nie pytał, skąd ją ma i po prostu przyjął zapłatę. Brunet wyszedł taszcząc za sobą produkt. Dzwonek przy drzwiach zadźwięczał ponownie. A potem jeszcze raz.
Papryka uniósł wzrok.

- Ale ruch dzisiaj - mruknął i popatrzył, kto tym tym razem odwiedził jego skromne progi. - Felix!

- Dzień dobry. - Blondyn wtargnął szybkim krokiem do ladę i uścisnął dłoń sprzedawcy. - Poproszę walentynkowego specjala. Najdroższego.

Właściciel wzruszył ramionami i wyjął mały przedmiot z pudła. 

- Nie żebym narzekał - powiedział ostrożnie. - Ale twój kolega kupił już jedenaście takich specjałów. Myślę, że dostałbyś od niego jeden.

- Pewnie wziął najtańsze - odparł Felix, wkładając ostrożnie przedmiot do małego pudełka. - Ja wolę samemu kompletować sprzęt.

Pożegnał się i wyszedł.

* * * * *

Net obudził się o dziewiątej. Tego dnia Walentynki wypadały szczęśliwie w sobotę i można było się wyspać. Były one jedynym wydarzeniem w roku oprócz Sylwestra, na które gruntownie się przygotowywał. Choć robił to dość niekonwencjonalnie.

Profil @Kamienny_Stol | Głębokie analizy, ciekawe teorie i beka niemożebnaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz