Rozdział 3

18 1 0
                                    

Od pogrzebu minęło już kilka dni. Nadal niemoge w to uwierzyć. Nie mam teraz brata. Jestem jedynaczką. Czasem jak się z nim kłóciłam to mówiłam że chce być jedynaczką. Teraz oddałbym wszystko aby on tu był. Aby Mike był że mną.
Może to ja powinnam być z nim....
Pomyślałam. W ułamku sekundy wyrzuciłam ta myśl z głowy. Rodzice załamali by jeszcze bardziej.
Godzinami siedziałam w niebieskim pokoju brata. Czasem tam płakałam czasem przeglądałam albumy z naszymi zdjęciami z przed lat. Serce mi się złamało gdy zobaczyłam nasze ostatnie zdjęcie z zimowych ferii. Było to tak niedawno. Rodzice zabrali nas na lodowisko. Uwielbiam jeździć na łyżwach. Poprostu sprawiało mi to wielka przyjemność. Szczególnie gdy byłam z nim. Z bratem. Wtedy jeździliśmy za rękę. Mike wiedział że gdy się wywali to ja wraz z nim. Czasami straszył mnie nagłym zachwianiem jednak ani razu nie udało mu się zwalić mnie z tafli lodu. W pewnym momencie postanowiłam przyśpieszyć. Wtedy stracił równowagę a ja puściłam jego rękę. Wtedy chłopak wstał i zaczął mnie gonić. Uciekałam przed nim długo. Po pewnym czasie wywaliłam się o własne nogi. Mike śmiał się gdy ja ledwo wstałam trzymając się bandy.
Spiorunowalam go spojrzeniem gdy stałam a on przestał się śmiać. Jedyne co powiedział to "już jestem grzeczniutki" powiedział i jechał dalej. Po pewnej chwili znów sięgnęłam po jego rękę. Jeździliśmy tak do późna. Ile oddałbym aby to powtórzyć. Wszystko.
-Marry - zawołała mama z dołu a ja otarłam oczy od łez. - Przyszła Gaby!
Szybko zeszłam na dół i zobaczyłam moja najlepsza przyjaciółke w progu drzwi.
- Hej Marry - powiedziała i podeszła do mnie się przytulić - Może chodźmy na górę. - zaproponowała. Spojrzałam na mame i powolnym krokiem ruszyłam na górę.
Gdy byłyśmy w pokoju pierwszym pytaniem było "jak się czujesz" w okresie żałoby za często dostawałam takie pytania. Nie lubiłam tego. Było to takie zwykłe. Nie przepadałam za tak prostymi pytaniami. Albo po jakimś wydarzeniu powodzenie "Będzie dobrze" mówiąc, że będzie dobrze nic nie pomoże osobie cierpiącej. Można powiedzieć "Pomogą eci i wszystko razem naprawimy" czy coś w tym stylu a nie coś tak łatwego jak "będzie dobrze"
- Więc jak tam po pogrzebie. Był piękny. - powiedziała i zauważyła łzy w moich oczach. Starałam się aby się nie lały się strumieniami ale jak?
Pogrzeb był piękny. Rozumiem jakby mówiła o jakimś innym pogrzebie ale nie o pogrzebie mojego brata. Był piękny ale jednak go nie ma..- Oj sory nie chciałam - powiedziała i spuścila glowe. Podeszła do mnie i mnie objęła. Od małego się z nią przyjaźniłam. Była naprawdę mil i sumienna. Od zawsze wiedziałam że to ta jedyną przyjaciółka. Pomagała mi w lekcjach i rozmawianiu z innymi bez pomocy brata. Zazwyczaj to Mike znajdował mi znajomych no "wiedział kto jest dla mnie dobry" było to słodkie, ale denerwujące. Byłam osobą dość nie śmiałą więc tym bardziej wiedzą znajdowania sobie sama znajomych była mi potrzebna.
- Spokojnie. - powiedziałam i pogłaskałam jej ramię. - Już jest dobrze nic się nie stało tylko po tym wszystkim mam trochę gorsze dni. Jednak już jest lepiej. Rozumiem że go już nie ma. - powiedziałam i to trochę mnie zabolało. Nigdy nie pogodzę się z jego śmiercią. Nie pogodzę się też z tym że powiedziałam "go już nie ma". On jest. Jest w moim sercu.
Pogadalam z Gaby jeszcze chwilę. Mówiliśmy głównie o szkole i Charlim. Ona wiedziała że mi się podoba i to była chyba jedyna osobą która to wiedziała. Nic nie wspominała o Miku za co byłam jej strasznie wdzięczna. Czasem nawet nie lubiłam gadać o tym z mama. Ona też mi chciała że mną o tym rozmawiać.
Wszystko się ułoży.
Mówiłam tak sobie codziennie. Wcześniej czy później się ułoży.....

***
Mina tydzień od pogrzebu. Wraz z rodzicami uznałam że pora już isc do szkoły. Dla mojego bezpieczeństwa pojechałam tam z mama. Pierwszy raz od 2 lat pojechałam z kims innym niż z Mikem. Przykre.
Kobieta zaparkowała po czym wyłączyła silnik auta.
-Trzymaj się kochanie. - powiedziała, po czym wyszłam z auta. Mama dopilnowała abym bezpiecznie doszła do budynku. Szłam korytarzem pełnym uczniów. Większość się we mnie wpatrywała i wytykała palcami. Byłam bardzo zdenerwowana i zdezorientowana. Nic nie słyszałam. W pewnym momencie moja dłoń chwyciła Gaby która prowadziła mnie przez korytarz do mojej szafki. Było mi to potrzebne bo już zapomniałam gdzie była.
- Dzięki - powiedzialam.
- Nie ma za co - odpowiedziała po czym spojrzała za mnie. Za mną stały dwie dziewczyny. Sara i Mia. Dziewczyny z drużyny siatkarskiej. Były strasznie wredne. Sara to wysoka dziewczyna o kruczoczarnych włosach. Była nie miła i lubiła nabijać się z ludzi. Jej koleżanka mia nie była lepsza. Miała blond włosy ale była bardzo niska.
- No zobaczcie - Powiedziała brunetka -A kto właśnie pojawil się w szkole ? Czyżby słynna Marry Winston ? - powiedziala z sarkazmem w głosie
- Tak oto ja we własnej osobie
- Ciekawe bo właśnie przypomniał mi się żart - dorzuciła Mia
- Nie mamy zamiaru go wysłuchać - zaczęła Gaby
- Nie. Powiedz go już -zarzadalam
- Puk puk
- Kto tam - powiedziałam niepewnie. Bałam się co mnie zaraz spotka.
- Napewno nie twój brat - powiedziała. Przesadziła. Dałam Gaby mój plecak. Podeszłam do blondynki i z całej siły dałam jej z liścia.
- Ty idiotko wiesz co mogłaś jej zrobić ?! - krzyczala brunetka. W tle słyszałam śmiejąca się Gaby.
- Winston do gabinetu deryktora ! - Krzyknęła nauczycielka która właśnie pojawiał się na miejscu akcji - I ty też Mayers - spojrzała na dziewczynę z czerwonym polikiem. Mike byłby dumny.
Szłyśmy za nauczycielka prosto do gabinetu pani Thomson. Deryktora była miła i przyjemna. Lubial mnie. Mojego brata trochę mniej ale lubila to że ja szanował.
- Dzień dobry pani deryktor - powiedziałam gdy weszłam do gabinetu. Kobiecie rzuciła się w oko od razu dziewczyna z czerwonym polikiem.
- Matko Lilianno co się stało - powiedział do swojej koleżanki, która nas tu przyprowadzila. Starsza pani spojrzała na kobietę za biurkiem.
- Ah... Te dwie pobiły się na korytarzu
- ONA MNIE NIEWINNIE UDERZYLA - krzyczał Mia.
- Proszę usiądźcie. Powiedzcie mi co się stało - powiedziała deryktorka. Spojrzała na nas po czym zamknęła laptopa - Niech każda mi powie swoją wersję. - kobieta była spokojna i opanowana. Widać ,że to nic w porównaniu do innych akcji ze szkoły - Najpierw ty Mayers.
- Więc byłam na korytarzu. Podeszłam do niej złożyć jej kondolencje a ona uderzyła mnie w twarz - powiedziała. Idiotka. Jak można tak kłamać.
- Dobrze więc chce wysłuchać wersję Marry
- Więc pani deryktor - zaczęłam poważnie - byłam na korytarzu z przyjaciółką przy szafkach. Mia podeszła do mnie i powiedziała mi bardzo nie przyjemny żart - chciałam mówić dalej ale kobieta mi przerwała.
- Jaki to żart ?
- "puk puk. Kto tam ? Napewno nie twój brat" - powiedzilaam że smutkiem w głosie. Jak można być tak okrutnym i powiedzieć komuś taki żart podczas żałoby - Wie pani. Bardzo przeżywam śmierć tak bliskiej mi osoby a ona mi jeszcze to utrudnia. Utrudnia mi pogodzenie się z jego śmiercią - kłamałam. Nigdy się z tym nie pogodzę.
- Rozumiem. Mio czy to prawda ? Wiesz , że nie możesz kłamać. Jak skalmiez czeka cię zawieszenie. Jeśli powiesz prawdę. Uwaga
- Tak pani dyrektor to prawda - powiedziała.
Mia dostała uwagę a ja sadyswakcje. Mike byłby dumny. Bardzo.

Powiedz ,że mnie kochasz Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz