Rozdział drugi

108 7 23
                                    


Kylie Jones

Przez pierwszą chwilę zastanawiałam się jak przekroczyć ogromną stalową bramę. Zapewne otwierała się tylko elektronicznie, i otwierał ją osobny pracownik. Znalezienie domofonu zajęło mi chwilę. Drżącą dłonią kliknęłam guzik i odczekałam, aż ktoś po drugiej stronie się odezwie. Jednak nic takiego nie miało miejsce, więc już bardziej pewniej ponownie kliknęłam głupi guzik. Może ma przerwę, lub by tu wejść trzeba umówić się na odpowiednią godzinę? Byłam w trakcie wyciągania z kieszeni telefonu, by zadzwonić do cioci, lecz w końcu usłyszałam jakiś szmer, i zdystansowany głos mężczyzny.

— Jak mogę pomóc? — po mimo starania, głos nieznajomego i tak nie był zbytnio miły.

Podeszłam bliżej, by mieć pewność że mnie usłyszy.

— Przyszłam w sprawie pracy — wydusiłam, siląc się na poważny głos.

— Sprzątaczka? — zapytał.

— Tak...

Nie zdążyłam dokończyć, gdyż przerwał mi głośnym westchnięciem. Byłam też pewna że sobie ziewnął, jakbym go nudziła. Po chwili też zorientowałam się że mężczyzna musi mnie widzieć, gdyż nad domofonem wprost na moją twarz skierowana była kamera.

Zajebiście.

Nazwisko — zarządał.

— Jones — odchrząknęłam i powtórzyłam: — Kylie Jones.

Po drugiej stronie zapanowała cisza. Chyba coś sprawdzał, aczkolwiek nie byłam pewna. Przeniosłam ciężar na lewą nogę, gdyż prawa zaczęła mnie już boleć. Zamiast odłożyć tą głupią walizkę, z niewyjaśnionego powodu wciąż ją trzymałam.

Chyba liczyłam na to że szybko wejdę do środka, lecz najwyraźniej znudzony mną facet chciał bym sobie postała przed bramą, jak jakaś walnięta.

— Dobra właź — burknął w końcu. — Głównymi wejściami odrazu na lewo i pierwsze drzwi na wprost, tam się skieruj.

— Dzie...

Odgłos wyłączenia domofonu rozebrzmiał mi przy uchu, przez co cofnęłam się o krok unosząc wysoko brew w górę. Serio? Wszyskich gości traktują z takim... entuzjazmem?

Gdy wielka brama w końcu się uchyliła weszłam do środka, odrazu kierując swój wzrok na rezydencję przede mną. Była ogromna, ceglana i zachowana w ciemnych kolorach. Odrazu rzuciło mi się w oczy ilość okien, oraz bardzo dobrze oświetlony podjazd. Budynek posiadał conajmniej trzy piętra i zapewne mnóstwo pomieszczeń, które od dziś będę musiała szorować. Jak teraz na to wszystko patrzę, wcale nie dziwię się cioci że nie ma kompletnie czasu. Całkiem inaczej wyobrażałam sobie rezydencję z jej opowieści. Na pewno w mojej wyobraźni była mniejsza, jaśniejsza i bardziej przyjemna. Ta kojarzyła mi się z krętymi pomieszczeniami, oraz nie przyjemną aurą.

Podjazd był zadbany i dobrze rozporządzony. Na środku stała niewielka fontanna, a wokół niej idealnie przycięta trawka. Ogrodnik zapewne dzień w dzień ją przycina, by w jeden dzień nie urosła aż nadto. Oby tylko ludzie mieszkający tutaj, nie byli aż takimi pedantami.

Skoro miałam wejść głównymi drzwiami, to najprawdopodobniej nie powinnam już po raz kolejny nigdzie dzwonić. Po drodze minęłam kilku ochroniarzy, którzy oprócz krótkiego spojrzenia, nie zrobili nic więcej. Dla uspokojenia własnego serca, wysłałam cioci krótką wiadomość, że jestem na miejscu. Otworzyłam drzwi i weszłam do środka, gdzie odrazu poczułam nieprzyjemny powiew czegoś ciężkiego. Mimo iż było pusto, bo nie widziałam nikogo innego prócz siebie, czułam się jakby tysiące dusz wypalało we mnie dziurę. Rzuciłam tylko okiem na dwustronne drewniane gięte schody prowadzące na górę, i zamiast przyjrzeć im się dłużej, odrazu skierowałam się na lewo. Nim udało mi się otworzyć parę drzwi, wyszła z nich osoba której nie widziałam od trzech lat.

Two words one love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz