Rozdział czwarty

95 6 26
                                    


Kylie Jones

Spanie w nowych miejscach, nigdy nie było dla mnie problemem. Nigdy też nie miałam problemów z spaniem, a zasypianie przychodziło mi z łatwością. Ale to już trzecia nieprzespana noc w rezydencji, podczas której doskwierało mi nieprzyjemne uczucia. Mimo iż w niewielkim pomieszczeniu było ciepło, to z któregoś konta wiał chłód i nieprzyjemny zapach. Ponadto wciąż słyszałam dziwne dźwięki, ale byłam zbyt bardzo zdenerwowana by odważyć się wyjść z pokoju i sprawdzić skąd dochodzą. W nocy mogłam tylko pójść do kuchni lub łazienki, jeśli zostałabym przyłapana gdzie indziej, to mogłoby się to dla mnie źle skończyć.

Zwlekłam się z łóżka i ignorując ból każdego mięśnia udałam się do łazienki, gdzie ogarnęłam się do pracy. Za rozkazem cioci musiałam wiązać włosy, i zakrywać każdą część ciała. Do wczoraj uważałam że to głupie, dopóki nie poznałam jędzowatej pani domu.

— Dzień dobry, ciociu — mruknęłam wchodząc do kuchni.

Nie miałam pojęcia o której ona wstawała, ale musiała robić to na prawdę wcześnie, skoro jest siódma a ona miała wysprzątane całą kuchnię.

— Dzień dobry, zjedz za nim wystygnie a potem powiem ci co masz zrobić.

— Dobrze.

Już na samą myśl o pracy zbierało mnie na wymioty. Wczoraj sprzątałam cały dół i miałam serdecznie dość. Myślałam że po całym dniu zasnę bez problemu, ale najwyraźniej coś w tym domu nie pozwalało mi spać.

— Tu masz listę pokoi które dzisiaj posprzątasz — podała mi do ręki niewielką kartkę. — Pana Thomasa i Gabriela nie ma w domu, więc ogarniesz ich przestrzeń.

— Pan Gabriel to ten najstarszy, prawda? — zapytałam, wciąż błądząc wzrokiem po kartce.

Nie znałam jeszcze dobrze rozkładu całego domu, ale mniej więcej wiedziałam już co znajduje się na pierwszym piętrze. Na drugim nie byłam ani razu, ale skoro miałam wysprzątać wszystko, to nie musiałam martwić się czy wejdę w niewłaściwe drzwi.

— Tak, ten najbardziej poważny.

Dopiero wczoraj miałam okazję wszystkich poznać, cóż jeśli przyglądanie się im ukradkiem można było nazwać „poznaniem". Gabriel faktycznie był poważny, ubrany w elegancki garnitur. Na moje oko był blisko czterdziestki, ale mimo to nie brakowało mu urody. Jak z resztą każdemu z nich, bo jeśli chodzi o wygląd, byli do siebie bardzo podobni.

— Dzień dobry, panie Morris — skinęła głową na osobę za mną.

Odłożyłam widelec i odwróciłam się w kierunku drzwi, gdzie kobieta zatrzymała swój wzrok. Lucas nie wszedł do środka, a przystanął opierając się o drzwi. Miał na sobie czarną bluzkę, która odsłaniała widoczne tatuaże na całych rękach.

— Potrzebuje czyjejś pomocy — oznajmił wprost, nie szczycąc się na miłe powitanie.

Miałam tylko nadzieję że nie dotyczyło to mnie, bo nie miałam ochoty pomagać któremuś z braci. Żaden z nich nie wzbudził mojej sympatii, ani zaufania.

— Ależ oczywiście, już pomagam...

— Jesteś zajęta Floriano — przerwał jej mężczyzna, po czym przeniósł wzrok na mnie. Patrzył na mnie takim samym błyskiem w oku co przy wczorajszym obiedzie. — Kylie, chodź ze mną.

Spojrzałam przerażona na ciotkę, ale ta skupiała się tylko na brunecie. Wstałam z westchnięciem. Nawet nie zdążyłam sobie zjeść i zapewne ominie mnie już dzisiejsze śniadanie. Gdy się odwróciłam Lucasa nie było już przy drzwiach.

Two words one love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz