Rozdział siódmy

110 6 10
                                    


                                Kylie Jones

Kolejnego dnia również udałam się do pokoju Luciana, tym razem pamiętając o punktualności. Gdy przekroczyłam próg pokoju mężczyzny, poczułam zimno wywołujące gęsią skórkę na ciele. Balkon był szeroko otwarty pomimo że na dworze padał deszcz i grzmociło. Nie zastałam go w środku, dlatego rozważałam czy nie wyjść. Ostatecznie zdecydowałam się zostać i poczekać kilka minut, jeśli się nie pojawi to wyjdę.

Nie miałam pojęcia czy był w ogóle w domu, gdyż cały dzień spędziłam w kuchni. Ale otwarte drzwi dawały mi do myślenia, że mimo wszystko gdzieś tu się kręcił. Pokój Luciana praktycznie niczym nie różnił się od pozostałych. Duże pomieszczenie, ciemne ściany oraz meble. Kilkanaście obrazów zapewne warte miliony dolarów lub nie co mniej. Po lewej stronie rozciągał się balkon, a obok niego niewielkie biurko na których znajdowały się papiery. Gdybym była nierozważna, zapewne już teraz przeszukałabym je wszystkie, lecz z moim szczęściem zostałabym na tym złapana. Na przeciw drzwi wejściowych znajdowało się małżeńskie łóżko, obok po jednej stronie szafka nocna a po drugiej drzwi do łazienki.

Skrzyżowałam dłonie na piersiach i westchnęłam z każdą kolejną minutą denerwując się co raz bardziej. Podeszłam do ogromnej szafy z lustrem przez chwilę przyglądając się swojemu odbiciu. Pogrążone oczy, blada cera i suche usta. Całkowicie przestałam o siebie dbać. Włosy miałam związane bo ich długość strasznie mi przeszkadzała. Podskoczyłam i chwyciłam się za serce, gdy nagle rozebrzmiał głośny grzmot, a przez wiatr drzwi balkonowe gwałtownie się zamknęły, a do tego wszystkie światła zgasły. Ugh serio?

Podeszłam do włącznika i kliknęłam kilka razy czekając aż magicznie światło znów się zapali. Nie bałam się ciemności, lecz w tej rezydencji akurat miałam się czego obawiać. Minęło kilka sekund nim się zapaliło. Odetchnęłam z ulgą, niestety tylko na chwilę bo gdy się odwróciłam dostrzegłam przed sobą sylwetkę Luciana.

— Kurwa — krzyknęłam odrazu odwracając się plecami do niego.

Stał za mną. W samym ręczniku i mokrymi włosami. Chyba wszystkie moje wnętrzności wykonały piruet, a wraz z nim mózg który podpowiadał mi bym się odwróciła i przyjrzała mu się dokładniej.

— Odwróć się — rozkazał.

Nie czułam go tuż za sobą, a sam jego głos usłyszałam z oddali, więc odwróciłam się powoli ale zakryłam sobie oczy dłonią.

— Zachowujesz się jakbyś pierwszy raz mężczyznę widziała — burknął, a wtedy zrobił coś co całkowicie wmurowało mnie w podłogę.

Opuścił ręcznik odsłaniając siebie w całej okazałości. Nie patrzyłam, miałam oczy zakryte dłonią które za cholerę nic nie zakrywały!

— To nie było konieczne! — pisnęłam, jakakolwiek próbując nie brzmieć jak idiotka.

Nie moja wina! Zaskoczył mnie i cholera niech mnie ktoś zabije, bo pozytywnie. Luciano miał ciało prawdziwego mężczyzny, i to tyczy się każdego aspektu jego ciała.

— A mimo to wciąż tu jesteś i udajesz że nie patrzysz — odparł przyłapując mnie.

Już po raz trzeci, ale ten chyba był najgorszy z tego wszystkiego. Policzki mi płonęły, ale nie tylko one bo przez całe ciało przeleciał prąd począwszy od policzków, a kończywszy na wgłębieniu między moimi cholernymi udami.

— Nie patrzę! — zarzekłam się odrazu wykręcając głowę w drugą stronę. — Nic nie widziałam.

— Gdybyś nic nie widziała, nie zachowywałabyś się w ten sposób — odpowiedział sucho. Jakim cudem nawet w takiej sytuacji musiał zachowywać się jak totalny gbur?

Two words one love Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz