3. ten czas

578 19 11
                                    

Lea

Wpatrywałam się w raisa, który co chwilę oddawał ciosy w stronę drugiego chłopaka, nie były delikatne i celne. Walili na oślep, tak jakby zapomnieli jak się bije. Nasze przeczucia były trafne, poleciały już cztery kwiatki. Może pięć? Ale to mało istotne, przecież nic złego nie powiedzieli, dlaczego teraz przewracają się razem na podłodze. Dlaczego to tak wygląda, powinni współpracować. Niby powinnam się tego spodziewać. No ale kurwa, co to ma być? Obiją się i co? Nie dadzą rady nawet z łóżka wstać jeśli nadal tak będzie, jeśli nadal będą zadawać sobie ciosy zabija się. Z letargu wyrwał mnie głośny jęk, z łuku brwiowego Venoma ciekła krew. Co ja gadam nie ciekła, lała się. Z opóźnionym refleksem spojrzałam na Viv, była przerażona widziałam jak bardzo chciała to przerwać. Nie chciała na to patrzeć, bała sie, że coś mu się stanie. Cała się trzęsła, patrzyła na nich tak jakby wzrokiem chciała ich od siebie oderwać, jakby to coś dało. Jej mina była obojętna, ale oczy zdradzały wszystko. Gdy tylko zrobiła krok w ich stronę znieruchomiałam, ona chyba nie zamierzała?
Jeden krok, drugi krok, trzeci krok była dosłownie przed nimi. Chciałam zareagować ale nie mogłam, moje ciało całe zdrętwiało. Nie wiem kto był bardziej przestraszony, ona czy ja. Stało się. W ułamku sekundy doskoczyła do nich, nie zauważyłam kiedy oberwała.
-Do cholery, wy jesteście pojebani. Nie dość, że wam odwala to ja jeszcze dostałam.- Krzyknęła Viv drżącym głosem. Myślałam, że Raise nie odpuści ale się myliłam. W sekundę odskoczył tak samo jak Venom, spojrzałam na Vivian. O boże. Z jej nosa leciała krew a warga krwawiła, gdy Raise na nią spojrzał w jego oczach widziałam zdezorientowanie. Ja nadal stałam w miejscu, nie wiedziałam co robić czy krzyczeć.
-Viv!- Krzyknął Venom i odrazu do niej podszedł, złapał jej twarz między ręce i zaczął wycierać jej nos.
-Tak bardzo się przepraszam, tak bardzo bardzo.- Rozplaczliwie mówił chłopak wycierając jej nos.
-Zostaw mnie.
-Co!? Ale krwawisz! Viv!- Dziewczyna wstała i podeszła do mnie.
-Zadzwoń do szpitala, potrzebne są dwa łóżka.- Nakazała a ja się nie sprzeciwiłam. Odrazu wybrałam numer na tutejsze pogotowie, moje ręce się trzęsły a nogi uginały się pod moim ciężarem. Oni skończą w kostnicy, nie uda im się. Przegrają. Błądziłam myślami wokół chłopaków, z myśli wyrwał mnie głos kobiety z telefonu. Po długich 15 minutach Viv zawiozła tych idiotow, ona sama byla poszkodowana. Ale czy ona na to w ogóle zwróciła uwagę?! Miała to w dupie, jeśli na szali byłk zdrowie Venoma. Ja dopiero w szpitalu, ogarnęłam co się stało i doszłam do siebie. Dopiero wtedy zajęłam się Raisem. Może to dośc dziwne, ale nie wierzę w niego. A raczej w to, że im się uda. Jeśli się nie polubią to nie dadzą rady, nie dadzą i stracą. Nie wiem co mogłam zrobić, prawda była taka, że nic kompletnie nic. No bo co? Wezmę ich za rączki jak dzieci, albo będę prawić kazania. No niestety ale nie tym razem, tym razem muszę mu zaufać. Muszę. Po 2 godzinnych badaniach i szyciach oraz groźbach Raisa, że jeśli nas nie wypuści zabije mu rodzinę wyszliśmy cali ale nie zdrowi. Viv miała opatrunek na ustach i podbite oko, Venom miał opatrunek na ręce parę siniaków i zszyty łuk brwiowy, Raise również miał opatrunek na ręce i dłoni oraz zszytą ranę po wbitym szkle. Każdy na każdego był zły, szczególnie Venom na Raise. Najgorsze było to, że Viv mogła brać winę na siebie. Tłumaczyło to tym, że niby się wtrąciła i pogorszyła sprawę, niestety to nie była prawda. Gdyby tak było łatwiej moglibyśmy ocenić, ale wina była tylko i wyłącznie po stronie chłopaków. Jakby się ogarnęli i nie rzucili na siebie było by okej, ale wielce państwo gangsterów musiało się pokazać, który lepszy. No nie tym razem, i przyszłym razem też nie.
-Jakbyś kurwa zamknął ryj, nic by się nie stało.- Warknął Venom.
-A ty mógłbyś opanować swoją pannę, papla tyle bezsensu.
-A ty masz masz dojebanie wielkie ego.- Sarknela Vivian
-Dojebanie wielkiego to ja mam fiuta.- Z dumą na twarzy uniósł wzrok na Viv
-Kolega chyba ma problemy ze wzrokiem, najwidoczniej nie zdaje sobie sprawy, że zamiast kutasa ma małego cukiereczka. Niby taki słodki ale jednak mały.- Wruszyla ramionami Viv z obojętnym wyrazem twarzy, Raise nie był taki szczęśliwy. Z pogardą spoglądał na Viv mrucząc coś pod nosem, za to Venom świetnie się bawił. Ryknął śmiechem trzymając się za brzuch, dławiąc sie własną śliną.
- Masz duże poczucie humoru.- Prychnął Raise.
- Napewno większe niż twój fiu...-
-Dobra zamknij mordę.- W końcu zakończył ten durnowaty temat, skąd w Viv taka nienawiść i chęć naśmiewania się z kogoś. Raise wcale nie miał... dobra nie. Koniec.
-Chce do domu.- jęknął Raise, wyglądał jak nacpany.
-A co ty się tak szczerzysz?- Zapytałam
-A co nie można?- Wyszczerzył się jeszcze bardziej, a ja przewróciłam oczami.
-Będę wymiotować.- Rechotał Raise, a ja z paniką spojrzałam na Viv, obłąkanym wzrokiem szukała stacji na drodze, którą jechaliśmy.
-Japierdole.- Przetarłam twarz dłonią- mowilam żeby go zostawić na obserwacji, mocna oberwał doniczką.
-A to moja wina tak?- Spytał Venom kierując swój palec na siebie
-To nie moja wina, że ten pajac ma wielki łeb. Wymsknęło mi się po prostu.- Wzruszył ramionami czarnowłosy, tak jakby ten temat go nudził. I wcale mu się nie dziwiłam.
-Wiesz co Venom?- Zapytał śmiejąc się w niebogłosy
-Co?
-Spierdol się ze schodów.- Prychnął Raise i zaczął śmiać się jeszcze bardziej. Viv spojrzała na mnie z politowaniem a Venom zaczął się śmiać, że co zorbil?
Śmiał się? Raczej dusił.
-Jeśli upadnę na dno to pociągnę cię za sobą, obiecuję.- Venom powiedział to tak spokojnie, że aż sama w to uwierzyłam.
-A wiesz co ja zro...- Nie dałam mu dokończyć.
-Zamknij mordę błagam cię, mam już dość waszych przepychanek. Wy idioci boże jak można coś takiego zrobić?- Zapytałam wyrzucając ręce w powietrze- jeśli, który kolwiek z was zechce wymiotować to przez okno. Mam was tak cholernie dosyć, a to dopiero pierwszy dzień. Obiecuję uduszę was poduszka w czasie snu.- Wycedzilam przez zaciśnięte zęby, jeśli im się nie uda? co wtedy? czy będzie jeszcze gorzej?
-Lea, uspokój się.- Wymamrotała spokojnie Viv, chciałam być spokojna, bardzo chciałam.
-Boże drogi Viv, nie widzisz, ze oni to jakaś porażka życiowa? I że niby oni to postrach wielu osób, gdzie oni mają oczy?- Prychnęłam.
-Lila, oni mają prawo się mnie bać.- Wzruszył ramionami Raise z cwaniackim uśmieszkiem, miała ochotę go wyrzucić przez okno. Może będę tego żałować, cóż. Życie no nie?
-Boże jak ty mnie wkurwiasz.- Krzyknęłam i rzuciłam się na chłopaka, wbiłam paznokcie w jego ręce, a nogą próbowałam kopnąć go w brzuch.
-Japierdole, dlaczego ja? Dlaczego ja muszę się męczyć, dlaczego po prostu nie porozmawiacie i czegoś nie zrobicie? Wy pierdoleni zapatrzeni w siebie idioci.- Szarpałam się i drapalam chłopaka, chyba go bolało bo pojawił się grymas na jego twarzy. Wpatrując się we mnie, przyciągnął mnie do siebie i zakleszczył w mocnym uścisku.
-Obiecuję moya malenkaya, że coś zrobimy.- Spokonie szeptał- ale kurwa nie licz na to, że go polubię.- prychnął a ja miałam ochotę przewrócić oczami, nie zrobiłam tego bo wiedziałam, że tak musi być. Nie polubią się ale muszą coś zrobić, jak nie to... Jak nie to zobaczymy, nie będę się teraz tym zadręczać. Serio miałam nadzieję, że się uda. Że dadzą radę, muszą.
-Gdzie teraz?- Spytała Vivian a nasze spojrzenia się skrzyżowały, Raise nawet nie spojrzał na dziewczynę.
-Najbliższy hotel, albo wypuść nas pojedziemy sami.
-Nie możecie jechać w takim stanie, pojebalo cię?
-Mówisz to, ale sama wskoczyłaś w bójkę dwóch mężczyzn.- Prychnął Raise.
-Boże...- wysyczala Viv pod nosem.
-Możecie iść.- Skinęła głową w moją stronę, a ja blado się uśmiechnęłam. Wysiadłam z samochodu kierując się w stronę wozu chłopaka, gdy oboje zajęliśmy miejsce odrazu zasnęłam. Droga do hotelu była przyjemna, prawdopodobnie dlatego, że spałam.

Nazarov czy Venom?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz