przyjechałam na mój oczekiwany koncert. ale ON występował dopiero za 6 godzin. siedziałam 6 godzin w pełnym słońcu, bez kremu, umrę na raka skóry. chciało m isię szczac, kupiłam szklankę wody za 25 zł. po 5 godzinach siedzenia w pełnym słońcu ujrzałam Jezusa we własnej osobie.
a nie, to był tylko jared leto. a za nim jakiś chłopak w piżamie. jared leto wylądował obok mnie a pizamaboy zrespil się obok jak zlagowany bot w fortnite.
- jestem jared leto keto a to mój syn lalo sralo (xd pisze to o 5 rano i nie mogłam wysmyslic rymu do lalo)
lalo sralo uśmiechał się do mnie w tej swojej piżamce. niebieska piżamka w pentagramy.
- jared leto keto idź sb bo czekam na mojego meza - zaczęłam simpowac do moich filmików w telefonie. (ale szykuje plot twist nawet sobie nie wyobrazacie)jared leto keto miał na sobie sandały. zauważyłam go i myślałam ze mnie cofnie bo widziałam jego stopy.
- jared leto keto usuń swoje stupki
jared wtedy wyczarował swoje normalne buty. damn on naprawdę był jezusem.
jared leto keto i lalo sralo stali cały czas za mna. nie chciałam ich za mna bo byli przerażający ale byli za mna wiec trudno.
potem wszedł on na scenę. pistolet maszynowy keli. poplakalam się i obsralam, uderzyłam przypadkowo leto keto łokciem w głowę.
cały koncert tak darłam mordę ze pistolet maszynowy aż się do mnie odwracał. mój samsung a12 wypadł mi za barierki. ochroniarz zmuszał mnie do picia wody ale powiedziałam mu że ma spierdalać bo teraz śpiewam. (tak naprawde tak nie było, trochę się męczył ale napilam się grzecznie wody. pozdro panie ochroniarzu)
pod koniec koncertu jared leto keto stojąc za mną zaczął jeść śledzie. stwierdziłam że to nie dieta keto więc mu je zabrałam i zakopałam w trawie kontynuujac słuchania em gee kay.
pod koniec rewolwer kompaktowy kelly był koło mnie. nie pamiętam nic z tego prócz tego że patrzyłam na jego dziary. dziary lalo to twój stary.
po koncercie myślałam że umrę. podtrzymywałam się leto keto bo miałam ciemno przed oczami. wyszłam barierkami, stąpałam po tej samej ziemi co nóż tasak keli.
potem szukałam kibla. nie wiem czemu ale jared i lalo ciągle za mna chodzili. stwierdziłam że mam własne pieski i poszłam dalej.
zrobiłam się głodna. chciałam kupić sobie zapiekankę ale kosztowała 30 zł a była mniejsza niż ilość chromosomów lalo. w budce z zapiekankami pracował cillian. cillian m, if you know you know. przestraszył mnie więc na niego nakrzyczałam
- DLACZEGO SORZEDAJESZ ZAPIEKANKI ZA 30 ZŁ I STRASZYSZ KLIENTÓW!????!! - cillian brazilian patrzył mi w głąb duszy. tym swoim ciałem bez duszy. jego forma fizyczna patrzyła w moją formę duchową. stwierdziłam że nie mogę przegrać tego pojedynku.
- CILLIAN M BRAZILLIAN SORZEDAJE NAPROMIENIOWANE ZAPIEKANKI - zaczęłam ostrzegać ludzi. cillianowi zaczęły świecić się oczy
potem za moimi plecami pojawił się on...
granatnik odrzutowy keli.
**moja poezja jest specyficzna. interpretacje pozostawiam widzom.**