Ognisko w obozie herosów tętniło życiem, a w powietrzu unosiła się atmosfera radości i euforii. Dzieci bawiły się, śpiewały piosenki i opowiadali historie przy dźwiękach trzaskającego ognia.
Nico jednak nie uczestniczył w tym wydarzeniu. Siedział na ziemi, ukryty w cieniach drzew i patrzył ponuro na bawiących się obozowiczów.
— Hej, Nico! Wszystko okej? Czemu nie siedzisz z innymi przy ognisku? — di Angelo podniósł głowę, słysząc głos Percy'ego. Stał przed nim, uśmiechnięty i pełen energii. Miał na sobie pomarańczową, obozową koszulkę i krótkie spodenki. Był wieczór, ale syn Posejdona najwyraźniej nie odczuwał zbytniego chłodu.
Nico westchnął cicho na ten widok. Percy nawet w zwyczajnych, codziennych rzeczach wyglądał cudownie... Stop, Nico, skarcił siebie w myślach. Nie myśl tak o nim. Nie zważając na to, co do niego czujesz, to niepodobne do ciebie.
— Dobrze wiesz, że nie lubię takich wydarzeń. — wymamrotał, szybko odwracając wzrok od chłopaka.
— Ale to tylko ognisko. — powiedział morskooki z uśmiechem. — Chodź, dołączysz do nas.
— Nie, dzięki. Nie mam ochoty...
— To nie było pytanie.
Nie czekając na odpowiedź Nico, starszy chłopak chwycił go za rękę i pociągnął w stronę ciepłych płomieni.
— Na Zeusa, jesteś cały przemarźnięty... Tym bardziej musisz siedzieć z nami. — Nico w ogóle nie słuchał tego, co Percy do niego mówi. Skupiony był na dotyku jego dłoni, na ciepłym uśmiechu, który mu posłał, na iskierce zmartwienia, którą dostrzegł w jego oczach.
W końcu dotarli do ogniska. Nikt nie zwrócił na nich większej uwagi. Percy puścił rękę chłopaka i podążył do stolika, na którym driady rozłożyły szaszłyki, kiełbaski, pieczywo i inne przekąski. Chwycił dwie bułki i paczkę chrupek, po czym usiadł na ziemi kilka metrów od ogniska. Uśmiechnął się zachęcająco do Nico, dając mu znać, żeby do niego dołączył. I syn Hadesa tak też zrobił.
di Angelo, choć początkowo był do tego sceptycznie nastawiony, nie żałował jednak, że Jackson go tu przyciągnął. Było naprawdę miło i zabawnie, rozmawiali na najróżniejsze tematy, Percy często rzucał jakieś żarty, sprawiając, że na twarzy młodszego pojawiał się uśmiech. Po czasie dołączył do nich także Jason. Ciągle droczył się o coś z Percym, ale było to iście przyjacielskie. I Nico się to podobało. Jedli razem przekąski i po prostu dobrze spędzali ze sobą czas.
Nagle ten sielankowy obraz został zburzony, bo pojawiła się osoba, której Nico zdecydowanie nie chciał widzieć.
— Cześć chłopaki. — Annabeth uśmiechnęła się do ich trójki, na co wszyscy, z wyjątkiem Nico, odpowiedzieli jej tym samym. — Ja tylko na chwilę porywam Percy'ego. — mrugnęła do nich, po czym delikatnie złapała zaskoczonego Percy'ego za rękę i pociągnęła go na drugą stronę ogniska, gdzie niektórzy obozowicze tańczyli ze sobą. I to samo też zaczęli robić oni. Percy, z początku dalej był zaskoczony, w końcu objął Chase w talii i razem zaczęli się kołysać w rytm piosenek śpiewanych przez dzieci Apolla.
Jason zaśmiał się lekko na ten widok.
— No, mówiąc "na chwilę", miała na myśli na resztę wieczoru. Cała Annabeth... — mówił blondyn, jednak Nico go nie słuchał. Jego wzrok wciąż był skupiony na tańczącej parze.
Widział, jak Percy trzymał Annabeth za rękę, uśmiechając się do niej. Widział, jak patrzyli na siebie z miłością, jakby byli jedynymi istotami na świecie.
Choć starał się ukryć swoje emocje, zazdrość płonęła w jego sercu jak ognisko znajdujące się przed nim. Złość mieszała się ze smutkiem, jednak najgorsza i tak była bezradność. Bo nie mógł zrobić nic. Nie miał na to żadnego wpływu. Mógł po prostu patrzyć na nich tańczących razem.
Obserwując ich, Nico poczuł się niewidzialny, jakby był tylko cieniem na tle ich szczęścia. Widok ich wspólnego tańca był jak sztylet wbijany mu w serce, przypominając mu, że nigdy nie będzie miał szczęścia, nie będzie miał tego, czego pragnie najbardziej - miłości Percy'ego.
Najwidoczniej to szczęście otrzymała tylko szarooka blondynka.