Spojrzałam na twarz Leviego, którego wzrok utkwiony był gdzieś za mną. Był jednocześnie skupiony ale i zaskoczony. Szczerze chciałam wierzyć, że mam tylko omamy słuchowe, że coś mi się przesłyszało, że to kolejna złośliwość losu, która zniknie, kiedy tylko się odwrócę. A może, ześwirowałam już do reszty i mój mózg zaczął mnie oszukiwać. W końcu nie mogło być to aż tak prawdopodobne, prawda? Jednak życie od zawsze miało okropny sposób, by sprawić, że moje nadzieje rozpryskiwały się jak mydlane bańki. Po chwili wahania powoli odwróciłam się za siebie, a moje serce na moment się ścisnęło.
Milazzo stał oparty o maskę swojego niebieskiego, lśniącego Challengera. Jego postawa, jak zwykle, emanowała pewnością siebie i nonszalancją. Papieros, ledwie wypalony do połowy, tkwił między jego palcami, a unoszące się wokół jego głowy smugi dymu, nadawały całej scenie surrealistycznego wyglądu. Przełknęłam głośno ślinę, gdy podwinął rękawy swojej szarej bluzy do łokci, nie odrywając przy tym papierosa od warg. Mój wzrok, spoczął na jego wystających żyłach i tatuażach, które się na nich rozciągały. Każdy jego ruch był pewny siebie, mogłabym powiedzieć, że prowokacyjny. Czarnowłosy wpatrywał się w nas bez słowa, a ciężka cisza, która zapadła, wydawała się skutecznie tłumić odgłosy tętniącej życiem ulicy. Nie słyszałam niczego. Widziałam jedynie jego – Archera Milazzo, którego lodowate tęczówki przeszywały mnie niczym ostrze. Mimo że atmosfera gęstniała z każdą sekundą bardziej, on wcale nie wyglądał, jakby miał zamiar ją przerwać, bo wszystko działo się dokładnie tak, jak sobie to zaplanował.
— A ty to...? — zapytał Levi. Mimo że na pozór spokojnie, to w jego głosie mogłam wyczuć nutkę zawahania.
Milazzo, ze sporym ociąganiem, przeniósł wzrok na blondyna. Powoli przekręcił głowę, a jego ignorancka poza, w połączeniu z lekko zmrużonymi oczami, nabrała jeszcze większej wyrazistości. Spojrzenie, które posłał właśnie Leviemu, było pełne oceny, jakby dokładnie ważył, czy ten w ogóle zasługuje na odpowiedź. Na jego twarzy malowała się wyraźna irytacja, która niemal wylewała się z każdego rysu twarzy. Wyglądał, jakby traktował Leviego jako kolejną przeszkodę, którą trzeba szybko i bez zbędnych komentarzy usunąć z drogi. Po chwili znowu skierował wzrok na mnie, a ja od razu zrozumiałam, że za moment rozpęta się istne przedstawienie, kiedy jego wargi zaczęły się rozciągać w kpiącym uśmiechu, który nie zwiastował niczego dobrego. Ten uśmiech, pełen wyższości i ironii, sprawiał, że miałam ochotę zacząć rwać sobie włosy z głowy. Zostałam więc widzem, tego nieuniknionego spektaklu.
— Jestem bratem Jayli. — powiedział z takim przekonaniem, że gdybym nie znała prawdy, pewnie sama bym mu uwierzyła.
Zszokowana, wybałuszyłam oczy, czując, że nogi stają się jak z waty. Omal się nie przewróciłam. Levi spojrzał na mnie pytająco, jakby szukał we mnie potwierdzenia bądź zaprzeczenia. Mimo że chciałam coś powiedzieć, sprzeciwić się, wydusić jedno słowo, to nie mogłam. Otworzyłam usta, ale nie potrafiłam znaleźć odpowiednich słów. Jakby ugrzęzły mi w gardle, a wszystkie myśli opuściły moją głowę. Tymczasem Milazzo, jak gdyby nigdy nic, przydepnął butem papierosa. Spokojnie podszedł do nas i ku mojemu zdziwieniu wyciągnął rękę w stronę Leviego. Blondyn, choć wyraźnie zmieszany, po chwili, jakby odruchowo, chciał ją uścisnąć. Tyle że Archer jak zwykle miał inny plan. W ostatniej chwili cofnął rękę posyłając mu terroryzujący uśmiech.
— Nie, pozwól, że zgadnę. — przerwał mu, widząc, że ten otwiera usta, by coś powiedzieć. Z zaskoczeniem obserwowałam Leviego, który posłusznie zamilkł. Milazzo, najwyraźniej zadowolony ze swojego drobnego triumfu, zaczął krążyć wokół nas jak wygłodniała pirania, gotowa rzucić się na swoją ofiarę. Z każdym krokiem jego podły uśmiech wydawał się coraz bardziej poszerzać — William... Colins... Eryk... a może Viktor? — wyliczał z namysłem, obserwując nas kątem oka — Niech będzie William! — zadecydował w końcu, jakby to miało jakieś większe znaczenie. Zatrzymał się naprzeciwko chłopaka, wciskając się tym ruchem niemal na mnie. Levi szybko zrobił krok w bok, obracając się do mnie bokiem, co Milazzo natychmiast skopiował. Stałam z boku, patrząc z niedowierzaniem na całą tę scenę. Archer górował nad Levim – dosłownie, jak i w przenośni. Był nieco wyższy, ale to nie wzrost miał tutaj największe znaczenie. Jego spojrzenie, pełne chłodnej dominacji, wydawało się miażdżyć Leviego. Każdy jego ruch, choć subtelny i wyważony, miał w sobie siłę i pewność siebie, których Leviemu wyraźnie brakowało — Jakie masz intencje wobec mojej najdroższej siostry? — jego głos przybrał nieco teatralny ton, jakby odgrywał właśnie sztukę, w której on sam grał główną rolę — Powinniśmy chyba omówić tak ważną kwestię, prawda?
CZYTASZ
Crimson Vengeance
Teen Fiction"Zemsta to dobro słodsze niż samo życie." Jayla Verrnon, siedemnastoletnia uczennica renomowanego liceum w Decatur, na pierwszy rzut oka nie wyróżniała się na tle innych nastolatków. Jej życie krążyło wokół szkoły, beztroskich imprez z dwójką najl...