Rozdział 4. Efekt motyla.

20 6 0
                                    

Efekt motyla, był czymś, co fascynowało mnie od zawsze. Mały gest, nagła decyzja, podjęta pod wpływem impulsu, słowa wypowiedziane lub przemilczane albo przypadkowa rozmowa z nieznajomym. Czy nie było to czarujące, jak niewiele potrzeba do całkowitej zmiany biegu wydarzeń? Jak łatwo mogliśmy obrócić wszystko w popiół? Nieprzewidywalność tego procesu jest jednocześnie fascynująca ale i przerażająca. Każdy wybór, nawet ten pozornie błahy i nic nie znaczący, mógł być krokiem w złym kierunku i ściągnąć na nas lawinę wydarzeń, których nigdy nie oczekiwaliśmy, że doświadczymy. To sprawiało, że zastanawiałam się jak wiele zależy od przypadku, a jak wiele od wyboru.

Jest środek nocy, a ja kręcę się nerwowo na łóżku, nie mogąc zasnąć. Z irytacją poprawiłam poduszkę, uderzając w nią dłonią, jakby to mogło cokolwiek zmienić. Dźwięki dobiegające z dołu skutecznie wyrywały mnie z płytkiego, niespokojnego snu. Miałam wrażenie, że śmiechy i stłumione rozmowy Lukasa i jego kumpli wyryły się w cegłach domu i potrząsały nim jak galaretką. Zapewne siedzą w salonie, popijając tanie piwo i oglądając mecz albo grając na konsoli. Kiedy wróciłam do domu, taty nie było. Dostał niespodziewany telefon, że wzywają go do Montgomery, przez co spędzi tam dwa dni. Nienawidziałam okresu który trwał od września do marca, z jakiegoś powodu, Ryan miał największy zapierdziel w prokuraturze. A widywanie go w domu, graniczyło z cudem. Zresztą wtedy powierzał opiekę nade mną Lukasowi, starszemu bratu, który w jego oczach był odpowiedzialnym synem. W praktyce było nieco inaczej, ale nie zamierzałam wyprowadzać go z tego błędu. Lukas postanowił w pełni skorzystać z wolności, jaką dawała mu jego nieobecność. W zasadzie powinnam się tego spodziewać, nie była to przecież żadna nowość.

Przekręciłam się na drugi bok i spojrzałam na okno, po którym leniwie spływały ciężkie krople deszczu. Ich dźwięk, odbijał się echem w nocnej ciszy. Pokój spowity ciemnością, co jakiś czas rozjaśniały złote błyskawice które przecinały niebo, tworząc surrealistyczny obraz dla moich oczu. Uwielbiałam burze. Od dziecka spostrzegałam je jako coś magicznego, podobnie jak gwiazdy. Niezależnie, jak długo na nie patrzyłam, nigdy się nimi nie nudziłam.
Zasłony pozostawiłam odsłonięte, a teraz nie mogłam się zmusić, by wstać i je zasunąć. Choć wcale nie chciałam tego robić.

Czas kiedy leżałam bezczynnie wpatrując się w okno, płynął mozolnie do przodu. Zegar, który wskazywał godzinę pierwszą trzydzieści trzy, zdawał się stać w miejscu, choć w rzeczywistości minęło już niemal pół godziny. Przewróciłam się na brzuch, jęcząc cicho z irytacji. Bezsenność wydawała się mnie opleść tej nocy niczym wełniany sweterek. Na siłę zamykałam oczy i próbowałam nie myśleć o niczym, co mogłoby mi przeszkodzić we śnie.

Nagle, moje serce zatrzymało się na ułamek sekundy, kiedy rozległ się cichy, niepokojąco znajomy dźwięk melodii Lullaby z Rosemary Baby.
Odwróciłam się powoli na plecy, a wzrok, już w pełni przyzwyczajony do ciemności, spoczął na drzwiach zza których wydobywała się ta przerażająca melodia. Serce podeszło mi do gardła gdy zauważyłam, jak klamka drzwi powoli opada, ustępując pod czyimś naciskiem. Zastygłam, czując, jak oblewa mnie chłodny pot. Drzwi otworzyły się na tyle, by przez szparę wślizgnęło się słabe światło z korytarza. Ale nic więcej się nie wydarzyło. Czekałam w napięciu, słysząc jedynie swoje przyspieszone bicie serca.

— Lukas?— zawołałam niepewnie. Ale nikt się nie odezwał, widziałam tylko jak czyjś cień znika spod moich drzwi — To nie jest śmieszne!— dodałam, tym razem głośniej, moja ręka gorączkowo zaczęła poszukiwać  włącznika lampki nocnej.

Gdy w końcu go znalazłam, pokój zalało białe światło, które wcale nie sprawiło, że poczułam się pewniej. Zacisnęłam kurczowo palce na pościeli, oddychając ciężko. Niespodziewany huk, który rozległ się na korytarzu, sprawił, że podskoczyłam na łóżku, zrywając się gwałtownie do siadu.
Ostatnia kropla odwagi, odpłynęła z mojego ciała w momencie, kiedy zgasło światło. Pierw zastygłam z przerażenia, niezdolna, do jakiegokolwiek ruchu, a później, jak za dotknięciem magicznej różdżki wydarłam się głośno, wyskakując z łóżka. Koc zaplątał się o moje nogi, prawie przewracając mnie na ziemię. Złapałam w ostatniej chwili równowagę, dopadłam do drzwi, i nie oglądając się w stronę gdzie zniknął cień, ruszyłam w przeciwnym kierunku.

Crimson VengeanceOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz