Joy obudziła się... W zasadzie nie wiedziała gdzie. Ze wszystkich stron otaczała ją ciemność. Pod stopami czuła zimny beton. Ściany były równie zimne i lekko chropowate, a powierzchnia tego pomieszczenia wynosiła zaledwie kilka metrów. Brunetka w czterech krokach mogła pokonać odległość od jednej ściany do drugiej. Na jednej z nich wymacała drzwi. Zamknięte od drugiej strony oczywiście. Towarzyszyły jej dziwne zawroty głowy, ale poza tym wydawała się być w dobrym stanie. Przynajmniej fizycznie.
Jeśli chodzi o psychikę... Czuła się znacznie gorzej. Nie wiedziała, gdzie była i została porwana przez seryjnego mordercę. Te słowa brzmiały źle, ale nie odzwierciedlały całej okropności takiego położenia. Próbowała krzyczeć, ale po chwili uświadomiła sobie, że to nic nie daje. Nie słyszała żadnych odgłosów z zewnątrz, już nie mówiąc o ludzkich głosach. Morderca musiał zadbać o wybór miejsca. Mogła krzyczeć do woli, a i tak nikt by jej nie usłyszał. Zresztą po chwili już zaczęła czuć, że robi jej się chrypka. Nie chciała zedrzeć sobie gardła i nic móc nie mówić później. Głos jeszcze mógł jej się przydać.
Łzy same pociekły po jej policzkach. Nie wiedziała czy to bardziej ze strachu, bezsilności czy ze względu na Marka. Przypomniała sobie, co dokładnie stało się tuż przed tym jak straciła przytomność. Niemal w zwolnionym tempie widziała jak kij zapewne boleśnie i cholernie mocno uderza w czaszkę białowłosego. Widziała jak Mark upadł. Wtedy podjęła desperacką próbę ucieczki, która na nic się nie zdała. Morderca dopadł ją, przyłożył jej nasączoną jakimś świństwem szmatkę do ust i przywiózł lub przyniósł tutaj. Mark już pewnie nie żył, chociaż taka ewentualność była okropna i niesprawiedliwa. To była jej wina, że Mark nie żył. Gdyby tylko nie wyciągała go z pokazu, aby pobawić się w policję, wtedy ciągle byłby żywy. Nie byłby narażony na spotkanie z zabójcą.
Brunetka usiadła na posadzce, nie przejmując się bijącym od niej zimnem i objęła zgięte nogi rękami. Zastanawiała się, czemu ją to spotykało. Chciała dobrze. Od zawsze. Tym razem też próbowała pomóc i jaka nagroda ją za to spotkała? Została porwana przez mordercę w nie wiadomo jakim, z pewnością chorym celu. Dlaczego właściwie jeszcze żyła? Mark został zabity na miejscu. Poprzednie ofiary też raczej nie były nigdzie więzione, przynajmniej nic takiego nie słyszała podczas swoich nielicznych wizyt na komisariacie czy rozmów z Jace'em, Corrie i Albertem. Mógł ją zabić na miejscu, ale z jakiegoś powodu tego nie zrobił. Nie liczyła na nagłe objawienie sumienia. Przecież ten ktoś już i tak zabił kilka osób. Kolejna różnicy by mu nie zrobiła.
Przeszedł ją dreszcz. Być może z powodu zimna, a może dlatego że uświadomiła sobie w pełni grozę swojego położenie. Była zdana na łaskę lub raczej niełaskę mordercy, który mógł z nią zrobić wszystko, co tylko chciał. Czy ona mogła cokolwiek zrobić? Raczej nie, mogła jedynie próbować się bronić, ale napastnik był od niej dużo silniejszy, o czym zdążyła się już przekonać. Był również szybszy. W zasadzie jej próby były z góry skazane na porażkę.
Czuła się tak przerażająco bezsilna, zagubiona i rozczarowana. Nie była gotowa na śmierć. Kto na jej miejscu byłby? Nie miała nawet dwudziestu pięciu lat, do jasnej cholery! Od dziecka słyszała od dorosłych, że całe życie było jeszcze przed nią. Wierzyła w to, chociaż z roku na rok widziała, że życie różniło się od jej wyobrażeń. Negatywnie czy pozytywnie, tego nie potrafiła stwierdzić. Ono było po prostu inne. Może to kwestia tego, że doświadczenie czegoś różniło się od jedynie słuchania na dany temat.
Niemniej nie tak sobie je wyobrażała. Myślała, że skończy życie w inny sposób za kilkadziesiąt lat. Myślała, że pożyje jeszcze długi czas, do starości. Dla niej tak samo jak dla każdej innej młodej osoby starość wydawała się bardzo odległa. Tymczasem jej życie miało się zakończyć dużo wcześniej w jakiejś wilgotnej piwnicy. Czy Lisa i inne ofiary również czuły się tak paskudnie na myśl o tym, co je czekało, a może ich śmierć była szybsza i mniej spodziewana?
CZYTASZ
Projektant
Mystery / ThrillerJoyce Clarke razem z przyjaciółką pracowała w domu mody o nazwie Luciano. Prowadziła zwyczajne, może nieco chaotyczne ze względu na charakter jej pracy życie. Do czasu aż całą firmą wstrząsnęła przerażająca wiadomość o śmierci jednej z pracowniczek...