Rozdział 3

29 4 3
                                    

Mężczyzna szedł miedzy zgliszczami trzymając na rękach swoje znalezisko. Fili wydawał się być całkowicie zależny od siły i determinacji tego, który go niesie. Ręce niosącego są pewnie owinięte wokół jego ciała, zapewniając mu bezpieczeństwo i ochronę. Mimo ciężaru, kroki są stabilne.

Wokół nich unosiła się cicha melodia. Mężczyzna nucił pod nosem. Niskie tony zadziałały by kojąco na słuchaczy. Miarowy oddech chłopaka mieszał się z tymi nutami. Melodia usypiała go.

Słyszał w tym głos Uriela. Za młodu uwielbiał słuchać jego pieśni. Czasami śpiewał uwielbienia, innym razem o zwykłym życiu. Czasem po prostu mruczał tak jak teraz. Przyłożył policzek do jego ramienia. Miękki materiał otulił jego twarz. Poczuł się dziwnie. Gdy robił tak za dzieciaka czuł rzemień na jego ramieniu. Głos melodii zaczął się zmieniać. Wtulił się mocniej wyczekując przyjemniejszego brzmienia.

Poczuł kłujący ból w klatce piersiowej. Spojrzał na Uriela. Nie zobaczył niczego. Otoczony ciemnością zdał sobie sprawę, że musi otworzyć oczy. Wtedy ukazała mu się zupełnie obca twarz.

Nieznajomy patrzył przed siebie. Fili zauważył tylko płomienie w jego włosach i mocny makijaż. To wystarczyło, żeby odepchnął się gwałtownie. Wylądował na ziemi. Chciał poderwać się do ucieczki, ale poczuł kłujący ból w nodze. Z trudem dźwignął się do pozycji siedzącej.

Wysoki mężczyzna patrzył się na niego z uśmiechem. Jakby jego szamotanina przynosiła mu radość. Miał na sobie powłóczyste fioletowe ubranie. Bogato zdobione w orientalne wzory, przypominało mu ludzkie ubrania.

Gdy osunął się na ręce usłyszał cichy chichot. To utwierdziło go w przekonaniu o rozbawieniu nieznajomego. Wyprostował się znowu.

- Ktoś ty?- rzucił niegrzecznie.

- Ja?- spytał mierzwiąc płomienie ręką.

Zachowywały się jak normalne włosy? Fili stwierdził, że tym właśnie były. Zirytowany zachowaniem drugiego zaczął niezgrabnie wstawać. Mężczyzna widząc nieudolność tego działania postanowił pomóc. Złapał go mocno za ręce i podciągnął do góry. Fili cofnął się przestraszony. Na jego twarzy widoczne było lekkie obrzydzenie.

-Zgiń, przepadnij maro nieczysta!- Krzyknął osuwając się delikatnie na zmurszałym głazie za plecami.

- Przepraszam?- Mężczyzna pretensjonalnie położył dłoń na klatce piersiowej. -Ja jestem bardzo czysty. To ty się taplasz w błocie.

Mówiąc to zmierzył go spojrzeniem. Faktycznie był brudny po upadku, ale nie o to mu chodziło. Czuł ból w nodze, ale zaczął iść, byle być jak najdalej od niego.

- Jak nie miło... Bez żadnego "dziekuję"?

Fili szedł dalej ciągnąc za sobą bolącą nogę. Starał się nie zwracać uwagi na podążającą za nim osobę.

- No, tak pewnie. Taszczyłem go całą te drogę i nawet słowa podzięki, bo po co....

Faktycznie upadł, a raczej spadł na ziemię, bo był u tego mężczyzny na rękach. Przeszedł go dziwny dreszcz. Przyśpieszył kroku.

- Masz rację, dziękuję- rzucił mimo wszystko uprzejmie.- A teraz wybacz, ale muszę iść.

- Dokąd?

Fili nie odpowiedział, bo nie znal odpowiedzi. Skąd miał wiedzieć dokąd idzie? Jest tutaj pierwszy raz. Poszuka jakiegoś zacisznego miejsca i spędzi resztę życia jako asceta. Nie mógł tego osiągnąć z tym ogonem za sobą. Odwrócił się wściekle ze zmarszczonymi brwiami.

- Nie będę z tobą rozmawiał.

Nieznajomy nic nie odpowiedział, słyszał jednak za plecami kroki. Przez dłuższy czas szli w takiej ciszy. Fili słyszał tylko jak ich buty ciapkają w wilgotnej ziemi. Nie mógł już tego znieść. Myślał, że mężczyzna znudzi się i zostawi go samego. Rozmyślał nad tym jak pozbyć się swojego utrapienia, gdy usłyszał pogwizdywanie.

- Idź sobie!- krzyknął stając.- I zostaw mnie w spokoju!

Mężczyzna zaśmiał się radośnie i popatrzył na chłopaka. Cały czas był uśmiechnięty.

- Ja tylko idę w swoim kierunku, a ty?

Żartował sobie. Drwił z niego. Fili skręcił w lewo. Miał doskonały pomysł: Zacznie kluczyć i go zgubi. Plan jednak nie wypalił, ponieważ mężczyzna za nim nie poszedł.

- Na twoim miejscu bym tam nie szedł. - usłyszał ciszej.

- Wiem dokąd idę! - Rzucił kuśtykając prawie na jednej nodze.

Odprowadził go wzrokiem. Uśmiech znikł z jego twarzy. Był zaciekawiony tą osobą, ale nie na tyle żeby pójść TAM za nim.

-Szkoda.- Powiedział sam do siebie i zawrócił.

Filipiel cieszył się samotnością. Nikt go nie rozpraszał. Zaczął oglądać scenerię dokoła niego. Wysokie, czarne skały tworzą tu labirynt korytarzy i jaskiń, z których każda wydaje się być bardziej ponura i przerażająca niż poprzednia. Panuje duży mrok, przerywany jedynie światłem z dziwnych porostów. Co jakiś czas mijał jamy, z których wydobywał się nieprzyjemny odór. Czasami po za nieprzyjemnym zapachem wyrywały się stamtąd jęki. Fili mógłby przysiądz, że coś tam gnije. Nie zdobył się jednak na sprawdzenie.

W końcu doszedł do grubej ściany. Wydawała się ciągnąć w nieskończoność. Spojrzał w górę, ale nie widział nic przez wydobywającą się znikąd mgłę. W końcu zdecydował się wspiąć. Ku jego zaskoczeniu ściana nie okazała się wysoka. Na jej wierzchu odkrył, że skała ma kolor czerwony. Poniżej zmieniała kolor od braku światła.

Góra skały była płaska, tak jakby znalazł się na zupełnie innym poziomie. Płaski teren dalej usiany był głazami, nie był one jednak tak niepokojące. Poczuł, że smród jest tutaj bardziej znośny. Po swojej lewej zobaczył kamienie obrośnięte bluszczem. Podszedł bliżej i usłyszał cichy szum wody. Pomiędzy liśćmi znajdowało się źródło wody, tworzące wąski potok.

Klęknął przy nim i szybkim ruchem ochlapał twarz, żeby ją przemyć. Woda nie miała żadnego zapachu. Wziął trochę do ust. Dopiero teraz poczuł pragnienie. Gdy już je zaspokoił poczuł jak bardzo się lepi. Przypomniał sobie o błocie na ubraniach. Nie zastanawiając się długo ściągnął z siebie ubranie. Wszedł w wodę po kostki i zamoczył ubranie, ocierając o siebie materiał spłukiwał z nich brud.

Trzymając w rękach zmięte ubranie zaczął się zastanawiać co dalej. Stał półnagi w strumieniu ściskając kurtkę. Stracił wszystko łącznie z drugim kompletem ubrań. Nie miał co robić, gdzie spać czy jeść. Założył mokre ubranie i siadł na występku skalnym.

Przymknął oczy myśląc co dalej. Nie wiedział od czego zacząć. Czy powinien zbudować szałas? A może poszukać jedzenia? Pocieszał się myślą o czystej wodzie. Jego przemyślenia przerwało szturchnięcie w ramię. Zignorował je, twierdząc, że to znowu ten dziwak. Szturchacz nie dał jednak za wygraną i potrząsnął go za ramię. Fili z niezadowoleniem otworzył oczy.

Zobaczył chłopaka o bardzo delikatnej urodzie. Gdyby nie jego budowa ciała pomyślał by, że to kobieta. Długie białe włosy lśniły od spodu kolorami tęczy. Jedno oko zasłonięte miał ściętą krzywo grzywką. Mimo to wpatrywał mu się z iskierkami w oczach. Jego ubranie przypominało komplet Filiego. Było jednak ciemniejsze i ozdobniejsze.

Jego buty zakrywały tylko palce i pięty. Spodnie w paski miały te same wzory co jego lampas. Miał na sobie identyczną koszulę. Jedynie kamizelka odróżniała się od reszty. Na szyi zawiązaną miał kokardę. Tym co najbardziej zainteresowało Filipiela była torba, którą chłopak miał na ramieniu. Ten zauważył jak na nią patrzy i podał mu ją.

- Tak... to twoje... - Uciekł od niego wzrokiem.

Fili wygrzebał z torby suche ubranie i z ulgą odchylił głowę do tyłu.

- Dziękuję -powiedział krótko.

Białowłosy chłopak wydawał się zawstydzony. Stał z dziwnym grymasem wpatrując się.

- Ja jestem Ariel - powiedział wyciągając rękę.

Fili popatrzył na rękę nieufnie, ale podał mu ją.

- Filipiel.

- Wiem!- oznajmił Ariel wesoło.- Pewnie jesteś zagubiony. Pozwól, że wszystko ci wytłumaczę.

LamentOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz