Rozdział 3

456 86 26
                                    

Rozdział 3

Ignazio

Siedziałem w loży Vipowskiej i patrzyłem na swojego kontrahenta. Rodriguez ślinił się na widok kelnerki, która obsługiwała nasz stolik i w ogóle nie zwracał na mnie uwagi. Wkurwił mnie brak szacunku z jego strony. Nie byłem przyzwyczajony do tego, że ktoś tak jawnie mnie ignorował. Musiałem delikatnie przypomnieć mu, kto tu rozdawał karty.

Odstawiłem głośnym hukiem na stół, do połowy wypitą szklaneczkę z alkoholem i zwróciłem się do dziewczyny, która nadal kręciła się obok stolika, chociaż już dawno powinna odejść:

– Zabierz puste szkło i spierdalaj. Jego kutas jest zaobrączkowany, więc sobie na nim nie poskaczesz.

Na policzkach kelnerki pojawił się rumieniec. Miała przynajmniej w sobie na tyle przyzwoitości, że się zawstydziła. Nie patrząc w moją stronę zabrała szklanki i szybkim krokiem i ruszyła w stronę baru. Patrzyłem na jej kołyszący się tyłek i nabrałem ochoty by ją przelecieć. Za nim jednak mój plan wcielę w życie musiałem rozmówić się z mężczyzną, siedzącym naprzeciwko i wbijającym we mnie wściekłe spojrzenie.

– Jak dostawa? – zapytałem kładąc dłonie na oparcie kanapy. W przelocie spojrzałem na zegarek. Nasze spotkanie przedłużyło się już o jakieś dziesięć minut. Postanowiłem szybko je zakończyć. Lubiłem, gdy wszystko odbywało się zgodnie z wyznaczonym planem. Małe uchybienie mogło spowodować, że dobrze przemyślana strategii legnie w gruzach.

– Nie musiałeś być takim chujem i ją odstraszać. Liczyłem na udany wieczór w jej towarzystwie.

Zamiast odpowiadać konkretnie na zadane mu pytania, on zbaczał z tematu. Złość krążyła w moich żyłach, ale udało mi się ją jakoś poskromić.

– Przypominam ci, że nie spotkaliśmy się, tu dla przyjemności, tylko by omówić ważną dostawę, która może przynieść mi wielomilionowe profity, więc proszę cię byś przestał myśleć fiutem i się skupił. Naprawdę myślenie nie boli.

Zacisnął usta w wąską kreskę i sięgnął po alkohol. Zakołysał nadgarstkiem wprawiając w ruch zawartość szklanki, po czym uniósł ją do góry i wypił jednym haustem.

Nie odzywałem się, tylko w spokoju czekałem aż zacznie dzielić się informacjami. Moja cierpliwość jednak miała swoje granicę i po przedłużającej się ciszy w końcu wyciągnąłem broń i położyłem ją na stole, gdzie miałem do niej swobodny dostęp.

Mężczyzna wbił w nią przerażony wzrok i głośnio przełknął ślinę. Słyszał o mnie przeróżne plotki, większość z nich była prawdziwa. Wiedział, że nie miałem oporów by wymierzyć i strzelić mu prosto w łeb. Tylko tłumy w lokalu mnie przed tym powstrzymywały.

Poluzował krawat, który ciasno otulał jego szyję, po czym zerkną ponownie na broń. W jego oczach czaił się strach. Na ten widok moje usta rozciągnęły się w szerokim uśmiechu. To był rzadki widok, więc powinien czuć się wyróżniony, że dosięgnął tego zaszczytu.

– Mów, co z dostawą? – ponowiłem pytanie.

Rodriguez potrząsnął głową, wybudzając się z transu, w jaki wpadł na widok spluwy. Zachowywał się tak, jakby sam nigdy nie nosił broni. Zdusiłem w sobie parsknięcie i splotłem palce na brzuchu.

– Nie spodoba ci się to co powiem – zaczął. Potarł dłonią zarośnięty podbródek. – Leonardo dogadał się z Meksykanami. Zapłacił więcej, przez co zerwali naszą umowę. Towar jest już w jego rękach.

Między nami zapanowała napięta atmosfera. Mężczyzna czekał na nagły atak szału z mojej strony. Musiałem go rozczarować, nie zamierzałem demolować lokalu. Ostatnio zacząłem panować nad nerwami. Impulsywność była moją słabością. Leonardo – mój przyrodni brat, piastował pierwsze miejsce na liście moich wrogów. Odkąd dowiedział się o naszym pokrewieństwie, kręcił się wokół mnie i przejmował biznesy, na których najbardziej mi zależało. Chciał utrzeć mi nosa, pokazać, że to on jest królem miasta, tylko że posiadał jedną malutką słabość – Emily. Kobiety stanowiły zagrożenie w naszym świecie, i nie tylko człowiek tracił przez nie kontrolę, ale również mogły posłużyć, jako przynęta.

Królowa zabójcówOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz