Rozdział 14
Ignazio
Sądziłem, że uda mi się uciec z rezydencji przed przyjazdem ojcem. Niestety, gdy zmierzałem do swojego samochodu, on właśnie parkował mercedesa na podjeździe. Odkąd ponad trzy lata temu dowiedziałem się prawdy o zdradzie matki, starałem się go unikać jak diabeł świeconej wody. Czasami jednak pojawiały się pewne sytuacje, w których musieliśmy się spotkać. Przeważnie wtedy omawialiśmy bieżące sprawy firmy i naszych nielegalnych interesów. Tylko na tym polu, potrafiliśmy znaleźć nić porozumienia, wszystko inne nas różniło. Już wcześniej zanim dowiedziałem się, że Stefan nie był moim prawdziwym ojcem, trzymałem go na dystans. Chyba podświadomie wiedziałem, że nie łączyły nas więzy krwi.
– Ignazio zaczekaj.
Cicho przekląłem pod nosem i odwróciłem się do mężczyzny, którego przez blisko trzydzieści lat nazywałem ojcem. Teraz był dla mnie tylko Stefenem, nikim więcej. Życie czasami w najmniej spodziewanym momencie potrafiło obrócić się o sto osiemdziesiąt stopni, zaskakując scenariuszem, który dla nas przygotowało.
– O co chodzi? – Stałem już przy samochodzie. Naprawdę niewiele brakowało, a nie musiałbym z nim rozmawiać.
– Słyszałeś co się stało Leonardowi? – zapytał, posyłając mi podejrzliwe spojrzenie. Znał mnie doskonale i wiedział, jakie żywiłem uczucia w stosunku do swojego przyrodniego brata.
– Coś obiło mi się o uszy.
– Mam nadzieję, że nie masz z tym nic wspólnego. – Zmrużył powieki.
– Ranisz, mnie ojcze. – Przytknąłem teatralnie dłoń do serca. – Nie potrafiłbym skrzywdzić brata. – Uśmiechnąłem się kpiąco.
– Nie mam do ciebie siły, Ignazio. – Potarł ręką pomarszczone czoło.
Był sporo starszy od matki i można powiedzieć, że jedną noga był już w grobie. Oczywiście po jego śmierci całe imperium jakie zbudował przez lata wpadnie w moje ręce. Nie cieszyła mnie ta perspektywa. Nie chciałem nic co należało do niego. Ale byłem oficjalnie jedynym spadkobiercą. I chcąc nie chcąc musiała zająć się biznesem, by uchronić naszych pracowników przed ewentualnymi zwolnieniami.
– Jestem dorosły i nie musisz mnie niańczyć. Wiem co robię. – Zacząłem się coraz bardziej irytować i wątpić we własne słowa. Już dawno straciłem kontrolę nad sytuacją, ale nie zamierzałem się mu do tego przyznawać.
– Leonardo ma dojścia do wielu osób, które mogą tobie zagrozić. Przypominam ci, że nie jesteś Bogiem i nie jesteś nieśmiertelny. Szanuj swoje życie, bo masz tylko jedno – wygłosił swoją cenną radę.
– Naprawdę? – Uniosłem wysoko brew. – Żyję trzydzieści trzy lata i dopiero dzisiaj dowiaduję się prawdy?
– Przestań kpić. – Podszedł bliżej. – Zachowujesz się jak nieodpowiedzialny gówniarz, który życie uważa za ciągłą zabawę. Ale tak nie jest, Ignazio, i niech to w końcu do ciebie dotrze.
Kompletnie mnie nie znał. Wierzył w obraz, jaki sam utrwaliłem w naszym świecie. Chciałem by większość ludzi uważała mnie za osobę, która nie bierze niczego na poważnie. Wtedy łatwiej ukryć się w cieniu i obserwować wszystko z boku. Liczyłem jednak, że Stefano widział we mnie coś więcej, ale mogłem domyślić się, że dla niego zawsze byłem rozczarowaniem.
– Skończyłeś? – zapytałem, napinając ciało, i kręcąc poirytowany głową. – Śpieszy mi się, planuję pojechać do klubu i zobaczyć na własne oczy żywego Leonarda. Muszę się upewnić, że nic mu nie jest – powiedziałem z udawaną troską.
CZYTASZ
Królowa zabójców
Storie d'amoreLena, uwikłana w niekończący się labirynt cierpienia i zła od najwcześniejszych lat życia, staje się cieniem samej siebie. Z trudem przemykając między zawiłymi zakamarkami ciemności, zyskuje niechlubną reputację jako płatna zabójczyni. Jej serce twa...