Rozdział 2.2

300 15 2
                                    

Harry przyglądał się w uwielbieniu dwóm małym bobasom, śpiącym spokojnie w kołysce. Minęło już prawie pół dnia, odkąd jego dzieci przyszły na świat, a on nadal był w stanie zdumienia i niedowierzania.

-Harry- usłyszał głos Hermiony dochodzący z łóżka.

Jego głowa błyskawicznie odwróciła się w jej stronę, a on sam podbiegł do łóżka.

-Co się dzieje? Wszystko w porządku? Czujesz się...

-Nic mi nie jest. Jestem wyczerpana i zdecydowanie przeciwko zachodzeniu w ciążę w najbliższym czasie, ale nic mi nie jest- Hermiona prychnęła.- Chodziło mi o to, że stoisz nad tą kołyską już wieki. One nie znikną.

Harry przeczesał włosy palcami i uśmiechnął się speszony.

-Po prostu chciałbym je znowu potrzymać, ale nie chcę ich budzić, kiedy dopiero co zasnęły. Więc tylko patrzę. Są takie piękne, Hermiono.

Hermiona się rozluźniła i uśmiechnęła się dumnie.

-Tak, są.

Rose Lily Potter miała takie same kręcone, brązowe włosy jak jej matka i już przejęła także jej uparty wyraz twarzy, który był widoczny, kiedy marszczyła twarzyczkę do płaczu. Ale jej zielone oczy były jego.

James Syriusz Potter miał natomiast niesforne, czarne włosy ojca i był tym cichym z bliźniaków, prawie że nie płakał. Po Hermionie odziedziczył ciepłe, brązowe oczy.

Kiedy jakiś czas później się obudzili, Harry ostrożnie uniósł Rose w swoich ramionach i podał ją Hermionie, po czym sam wziął Jamesa i usadowił się z nim w krześle.

Pocałował Jamesa w czoło, trochę przytłoczony tym, jak mały i delikatny się wydawał w jego ramionach. Jak małe były jego paluszki w odróżnieniu do jego własnych.

-Witajcie w rodzinie- Hermiona wyszeptała do Rose i spojrzała na męża z uśmiechem. Jego serce wypełniło się szczęściem na te słowa.


Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.


Rodzina. To zawsze wydawało mu się tak nieosiągalnym celem. Czymś, co inni ludzie posiadali, ale czymś, co nigdy miało do niego nie należeć.

Ale teraz ją miał i nigdzie się nie wybierał.

-----

Harry skradał się do domu późno w nocy, próbując cicho stąpać i modląc się, żeby Hermiona już spała.

Nie miał szczęścia. W dziecięcym pokoju nadal paliło się światło i po chwili wyszła z niego Hermiona z Jamesem zawiniętym w koc i leżącym w jej ramionach. Jej brwi zmarszczyły się w zmartwieniu.

-Harry, jesteś cały pokryty krwią!- podbiegła do niego, ale on się cofnął.

-Nie chcę, żeby dzieci widziały mnie takiego- wymamrotał, wiedząc, że to trochę głupie, ale mimo wszystko starając się zasłonić czerwone plamy na szacie Aurora.- Nie martw się, nic mi nie jest. Misja poszła źle, ale wszyscy wydostaliśmy się w jednym kawałku.

Hermiona nic nie powiedziała, czekając.

-Odszedłem z pracy- przyznał, a potem słowa wyleciały z niego jak powódź.- Dlatego tak długo mnie nie było. Musiałem podomykać wszystkie sprawy.

-Co cię do tego skłoniło?- zapytała cicho. Przełknął ślinę.

-Niewiele brakowało, a uderzyłoby mnie zbłąkane zaklęcie. Już przywykłem do takich sytuacji, tyle razy tego doświadczyłem, że praktycznie mnie to nie rusza, ale tym razem było inaczej. Myślałem tylko o tym, że gdyby to zaklęcie mnie uderzyło, to nie mógłbym wrócić do domu. Nie mógłbym jeszcze raz zobaczyć ciebie i dzieciaków. Całe życie spędziłem, próbując postępować słusznie i kiedyś było to pomaganie ludziom i spełnianie oczekiwań jako bohatera.

James zagulgotał wesoło i Harry spojrzał na niego z małym uśmiechem.

-Ale teraz postępowanie właściwie oznacza zostanie przy życiu dla mojej rodziny.

-Oj, Harry- Hermiona chwyciła go za rękę, splatając ich palce.

-Nie masz nic przeciwko?- wolał zapytać, mimo, że znał już odpowiedź.

-Że wreszcie odszedłeś z tej okropnej pracy, do której byłeś zmuszony, mimo że to nigdy cię nie uszczęśliwiało? Jestem dumna. Poza tym, wybrałeś odpowiedni moment- jej oczy zajaśniały wesołością.- Mój urlop macierzyński wkrótce się kończy, i nie musimy już szukać niańki.

Prychnął.

-Nie ciesz się tak, jeszcze nie skończyłem. Ministerstwo proponowało mi inne opcje, nie byli zachwyceni moją decyzją. Powiedzieli, że mogę zająć pozycję w pewnym sensie reprezentatywną, albo nawet zaangażować się w Wizengamot. Moje wezwania byłyby rzadkie, ale to jest coś do rozważenia.

-Wygląda na to, że chcą zaklepać dla ciebie stanowisko, gdybyś jednak zdecydował się wrócić- Hermiona poprawiła Jamesa w ramionach i zagryzła dolną wargę w zamyśleniu.- Cóż, to ma sens. Nawet nie licząc tej całej sprawy z Chłopcem, Który Przeżył, twoja praca jako auror była przykładem dla innych. Jesteś legendą w więcej niż jednym znaczeniu, Harry.

Przez całe swoje życie miał wiele przydomków: Chłopiec, Który Przeżył; Ten, Który Wygrał; Bohater, Który Zwyciężył; Wybraniec; Zbawca Magicznego Świata. Większość z nich była przesadzona, przechwalona i pompatyczna, ale te, które wolał, były dużo prostsze. Był Harry'm Potterem.

Mężem.

Ojcem.

[T] Tam jest dom mój, gdzie serce moje (Harmione)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz