Rozdział 2 " Tyle mi wystarczyło"

2.4K 75 26
                                    

W swoim życiu nienawidziłam jednej rzeczy bardziej od wścibskich sąsiadek, które codziennie wgapiały się w moje okno. Nienawidziłam, a wręcz gardziłam porankami po dłuższych przerwach w szkole, a zwłaszcza po tej dwumiesięcznej, zwanej również wakacjami. Przypomniałam sobie jak tydzień temu o tej samej, wczesnej porze, spałam słodko w wygodnym łóżku, nie myśląc w ogóle o tym co będzie w późniejszych godzinach tego dnia, ponieważ nie miałam żadnych obowiązków i zobowiązań. Zachciało mi się momentalnie rozpłakać z widelcem w dłoni, który trzymałam jak broń, gotowa do zaatakowania kogokolwiek, kto śmiałby zapytać mnie o coś o siódmej rano, kiedy mentalnie jeszcze nie obudziłam się z pięknego snu. Zamrugałam kilkukrotnie na widok znajomej mi twarzy, na której z każdą sekundą kwitł większy uśmiech.

Pierwsza ofiara sama przyszła na ubój.

Nie miałam siły na choć małe uniesienie kącika ust, dlatego jedyne co zrobiłam, to przymknęłam powieki, odkładając w między sztuciec na bok, żeby człowiek przede mną nie ucierpiał. Nie chciałby pewnie chodzić z czterema dziurami na czole.

— Coś nie w humorze, siostra? — niski ton głosu bruneta rozbrzmiał w mojej głowie, która przekręciła jego zamiar rozbawienia towarzystwa w chęć ataku. Moje palec zacisnęły się ponownie na zimnym metalu, jednak nie na długo, ponieważ chwilę później został on wyrwany z mojej dłoni przez drugiego osobnika siedzącego obok mnie.

Spojrzałam wściekle na starszego brata, który uśmiechnął się w głupkowaty sposób, ukazując śnieżnobiałe zęby. Przeczesał bladymi dłońmi trochę za długie ciemne włosy, których kosmyki zaczynały wchodzić mu do oceanicznych oczu. Później przeniosłam wzrok na tego samego z wyglądu chłopaka, siedzącego naprzeciw mnie. Wywróciłam oczami, popijając łyk herbaty z ulubionego czerwonego kubka w małe stokrotki. Nie tak, że byłam wyrodną siostrą, która nienawidziła rodzinnych zjazdów na wakacje, święta, urodziny czy po prostu bez okazji. Naprawdę kochałam swoją dużą i lekko bardzo nienormalną rodzinę, która odkąd tylko pamiętałam zawsze była razem. Kochałam starszych ode mnie czworaczków, których pomimo upływu wielu lat nadal dokładnie nie rozróżniałam, chyba, że byli akurat ze swoimi partnerkami. Nie było słów również na uczucia jakie żywiłam do najstarszego brata i jego żony, ponieważ ich lubiłam chyba najbardziej z całej gromadki. Po prostu nienawidziłam, gdy ktokolwiek budził mnie z samego rana, a zaraz po tym musiałam rozmawiać z taką ilością osób.

Tym razem na moje zdenerwowanie zadziałała też szkoła, a właściwie jej początek. Nie chciałam wyładować swojego złego humoru na ostatnich dwóch niedobitkach po zjeździe rodzinnym, lecz po kolejnym podłym uśmiechu mojego brata oraz ponowieniu go przez drugiego, nie wytrzymałam.

— Tak, Axel. Nie jestem w humorze, w przeciwieństwie do ciebie, który skończyłeś szkołę dwa lata temu i nigdy już nie musisz tam wracać — odwróciłam się tym razem do kolejnego — Chcesz coś może dodać, Nate? Wiem, że całe życie o tym marzyłeś. W końcu wasze umysły mają wbudowany Bluetooth i łączą się za każdym razem.

Axel siedzący naprzeciw mnie nabrał na widelec kawałek jajecznicy, która nie wyglądała w ogóle jak jajecznica, ale nie wymagałam zbyt wiele po jego umiejętnościach gotowania. Nabrał, lecz zanim wziął cokolwiek do ust, parsknął głośnym śmiechem, spoglądając znacząco na swojego jedynego sojusznika w tym pokoju.

— Ona jeszcze nie wie, że jest w niebie, Nate! — znowu przeniósł oczy na mnie. — Dziewczyno, studia, to piekło. Zwłaszcza ekonomiczne. Nie idź nigdy na ten kierunek.

— I na prawo — dodał z przekąsem Nathaniel, wstając z krzesła, by podejść wolnym krokiem do wiszącej zabudowy kuchennej i następnie z wyjątkową lekkością zdjąć z ostatniej półki szklankę.

Melodia Nocnych Marzeń Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz