Kiedy ścisnęliśmy sobie ręce, przeszedł mnie lekki dreszcz pomieszany z bólem. Krąg wokół naszych rąk zaczął się iskrzyć, a w pokoju wszystkie światła zgasły. Na twarzy Ivory zaczęły pojawiać się szwy, które układały się w uśmiech, a na jej oczach pojawiły się krzyżyki. Zamarłem, ale tylko na chwilę.
Puściłem jej rękę, a wszystko znikło. Dziewczyna poprawiła włosy, patrząc na mnie lodowatym wzrokiem.
- Nie zastanawia cię jakim stworzeniem jestem? – przerwała ciszę.
- Nie za bardzo. Jednakże wiem, że nie jesteś ani wilkołakiem ani wampirem.
- Brawo, Sherlocku.
- Czy informacja, jakim stworzeniem jesteś, jest mi potrzebna? - zerkam na nią, patrząc w jej niebieskie oczy.
- Chciałabym, żeby nie była, ale w tym przypadku jest potrzebna.- unoszę pytająco brew, przez co wzdycha ciężko. – Jestem upadłym aniołem.
Szczęka mi opada. Przecież te anioły trafiały od razu do piekła, a nie mieszkały sobie w mieście jak gdyby nigdy nic. Ivory zaczyna się śmiać, co trochę mnie denerwuje.
- Ciesz się, że ograniczam przeklinanie, ale co cię śmieszy?! JESTEŚ ANIOŁEM, A TE OKAZY NIE BEZ POWODU TU SĄ – siadam na kanapę, opierając głowę na rękach. Dziewczyna przestaje się śmiać i podchodzi do mnie.
Przez mała szparę widzę jej strój. Ma długą czarną spódnicę, gorset i koszulkę z długimi, luźnymi rękawami, a jej ramiona nadal okrywa płaszcz. Tym razem jej twarz nie jest zasłonięta.
Lekko przekręcam głowę w jej stronę, mierząc ją wzrokiem. Teraz na jej twarzy maluje się powaga. Siada obok mnie, zaczynając głaskać mnie po plecach, więc lekko się spinam, bo nie jestem przyzwyczajony do czułości.
- Słuchaj, Sam. – zaczyna. Tylko ona użyła mojego skróconego imienia. – Wiem, że jest ciężko i musisz się przyzwyczaić, ale potrzebuję cię. ONI wiedzą, z kim teraz siedzę. Albo tu zostanę i zacznę gnić, albo z twoją pomocą wrócę tam, gdzie moje miejsce i ty uzyskasz magiczne moce. Nie chcesz ich? – Podnoszę głowę, widząc na jej twarzy troskę.
- Oczywiście, że chcę. Ale wiesz, że jestem zwykłym człowiekiem bez żadnych zdolności. Po co wybrałaś mnie?
- Wiesz... Każdy jest zapatrzony w swoje mocy itp., a ty taki nie jesteś.
- Bo nie mam mocy.
- Nie. Wiem, przez co przeszedłeś, ale masz dobre serce. – podnosi wzrok i razem utrzymujemy kontakt wzrokowy.
Mam wrażenie, że przez chwilę patrzyła na moje usta. Chrząkam i wstaję powoli, klaszcząc w dłonie.
- To co robimy? – pytam, uśmiechając się lekko. Dziwię się, bo nie za bardzo lubię się uśmiechać, ale przy Ivory... Ona ma w sobie coś, co sprawia, że chcesz się śmiać. Bawić. Kochać.
Dziewczyna cieszy się, że o to pytam, bo również wstaje i mówi mi:
- Zabierz pieniądze, a resztę ogarnę ja. – uśmiecha się promiennie i rusza w stronę drzwi.
Ruszam do sypialni i zabieram kluczyki, pieniądze i telefon. Zastanawiam się czy zabierać książkę, więc wyciągam Wielkie Nadzieje i wychodzę. Ivory stoi na zewnątrz, więc jeszcze upewniam się czy wszystko jest wyłączone.
Zaczynam iść, ale Dziewczyna łapie mnie za nadgarstek i szepcze:
- Nie musimy iść. Złap mnie za nadgarstek.
Delikatnie się czerwienię ale wykonuję polecenie. Zamyka oczy, a jej usta lekko się otwierają, więc musi coś mówić. Chwilę potem czuję jakbym został kopnięty w brzuch, więc zaciskam zęby i zamykam oczy. Nie czuję jednak gruntu pod stopami.
CZYTASZ
Anioły upadły cz. 1
FantasySamuel Larques jest 19 latkiem, który ma dość nieciekawe życie. W świecie, w którym wszyscy to wiedźmy, wilkołaki czy wampiry, on jest zwykłym człowiekiem. Chłopak nie powinien tu być, ale rodzice porzucili go tu, kiedy miał 13 lat, bo uważali że je...