Noreen.Nigdy nie sądziłam, że stojąc twarzą w twarz z obcym chłopakiem będę się czuć przy nim naprawdę swobodnie. Mimo, że mogło się to wydawać idiotyczne - ufałam im. Wierzyłam w to, że naprawdę są moim rodzeństwem. Szczególnie widząc podobieństwo między mną i Carmen.
Zack i Aiden mimo mojego sprzeciwu trzymali mnie po moich obu stronach a Carmen wzięła moje rzeczy. Po tym jak Zack odebrał mój wypis wyszliśmy ze szpitala i zauważyłam, że zbliżamy się do białego Nissana Skyline'a. Aiden otworzył mi drzwi od strony pasażera i pomógł mi wsiąść. On sam okrążył samochód i usiadł za kierownicą a Carmen i Zack wpakowali się na tylne siedzenia. Zapięłam pasy po czym mój brat zrobił to samo i odpalił auto żeby zaraz odjechać z piskiem opon.
Usłyszałam śmiechy Carmen i Zacka przez co mimowolnie sama się uśmiechnęłam.
Ucieszyłam się, że polubili.— Nie pozabijajcie się tam — odezwał się rozbawiony Aiden obserwując tą dwójkę w lusterku wstecznym. Odwróciłam głowę by na nich spojrzeć. Po chwili sama wybuchnęłam śmiechem. Carmen łaskotała i szczypała Zacka po całym ciele a ten był tak czerwony, że wyglądał jakby miał się zaraz zapalić.
— Dzieci — prychnął mój brat wjeżdżając na jakąś posesję.
Nigdy nie byłam w tej części Los Angeles. Nie wyglądała ani na bezpieczną ani na niebezpieczną. Była gdzieś tak... pomiędzy.
Zauważyłam, że na skrzynce na listy widnieje nazwisko Hamilton. Domyśliłam się, że ten dom należał do nich.
Mogłam się tu wychowywać...
Poczułam jak łzy zaczęły mi się gromadzić pod powiekami przez co zamknęłam oczy nie pozwalając im wypłynąć. Nie chciałam się popłakać. Nie chciałam, by myśleli, że jestem słaba. Bo nie jestem.
Wysiadłam z auta.
Po chwili zauważyłam, że główne drzwi się otworzyły a w nich stanęła jakaś kobieta. Dostrzegłam podobne rysy twarzy do tych, które ma Aiden.To moja mama...
Uśmiech momentalnie zniknął z twarzy kobiety i po chwili po jej policzkach popłynęły łzy. Widząc, że ona się rozpłakała sama nie umiałam hamować łez.
Gorące łzy potoczyły się po moich policzkach a szloch wydobył się z ust zaraz po tym jak biegiem ruszyłam w stronę kobiety.
Wpadłam jej w ramiona zaciągając się przyjemnym zapachem. Szczelnie otuliła mnie ramionami przyciskając mnie mocniej do swojego ciała. Tak jakby nie wierzyła, że to ja.
Po chwili mnie puściła i odsunęła się na wyciągnięcie ramion. Przyglądała mi się z delikatnym uśmiechem. Wtedy zauważyłam, że mam takie same oczy jak ona.
— Tyle lat... — wyszeptała. — Tak długo na ciebie czekałam — mówiła wycierając mokre od łez policzki — czekałam aż wrócisz do domu.
Po moich policzkach cały czas toczyły się łzy.
Za dużo informacji jak na jeden dzień.— Chodź dziecko — mama zaprosiła mnie do środka.
Wchodząc do przedpokoju zwróciłam uwagę na ścianę całą pokrytą ramkami. Moją szczególną uwagę przykuła dość spora, w której było zdjęcie a na nim pięć osób. Dwójka dorosłych, chłopiec, który miał na oko cztery latka i dwie dziewczynki. Bliźniaczki. Ja i Carmen.