10. Pobudka.

184 14 3
                                    

Po przeczytaniu wszystkich informacji z ksiąg Lucyfera, byłem gotów rozwalić wszystko, wściekłość jaką poczułem po dowiedzeniu się tego wszystkiego była tak ogromna, że nie rozumiałem sam siebie, w tym momencie. Chciałem krzyczeć, wyrywać włosy z głowy, Chciałem żeby to wszystko okazało się głupim snem.

Prawda jednak była inna, to jawa a ja byłem zmuszony się do niej dostasować, inaczej nie wrócę do siebie. Cios poniżej pasa, tak mocny że odbierał mi trzeźwość umysłu. Myśli kotłowały się w mojej głowie, nie mogłem złapać się jakiegokolwiek koła ratunkowego, muzyka nie działała, próby rozmów, między mną a kaczolubnym królem, również spełzały na manowce. Jedynym wyjściem był sen lub całkowita separacja. Wybrałem to drugie.

Zamknąłem się w jednym z wolnych pokoi i wychodziłem tylko po to by sprawdzić co z dziewczyną,  niestety byłem jej to winny, uratowała mnie, znowu. Zmieniałem okłady na jej czole, sprawdzałem opatrunki oraz w razie potrzeby Zmieniałem je.

Byłem zmieczony, bardzo zmęczony, chciałem już tylko usiąść i nie wstawać, z nerwów nabawiłem się tików lewej powieki a moje palce poruszały się samoistnie, nie miałem nad nimi władzy.

Zdjęty monokl leżał na stoliku kawowym, wszystko mi się rozmazywało, nic nie pomagało moim zszarganym nerwom. Stukanie do drzwi sprawiło że podskoczyłem na fotelu w którym się usadowiłem.

- Wejść.- powiedziałem a drzwi się otworzyły, stanął w nich Lucyfer, był dziwny, rozmyty przez brak trzeciego oka. To 3 dzień jego pobytu a rozmawialiśmy że sobą w ciągu tego czasu może ze trzy razy odkąd się obudziłem z koszmaru, z jednej strony było mi głupio ale z drugiej miałem iskrę nadziei że mnie rozumie.

Podniosłem monokl i założyłem go spowrotem, wizja się mocno wyostrzyła, twarz dalej ozdabiał szpetny pół usmieszek, oczy mówiły same za siebie " Odejdź i zostaw mnie w spokoju" jednak on był nie zrażony, jak zawsze z resztą.

Spojrzałem na niego już chcąc go wygnać z mojej samotni gdy wypowiedział parę słów, które postawiły mnie momentalnie na nogi.

- Ona dalej się nie budzi. Wiesz co to znaczy prawda? Ma czas do wieczora, inaczej już nigdy się nie obudź a ty nigdy nie wrócisz do swojego prawdziwego domu.- powiedział to tak chłodnym głosem że przeszły mnie dreszcze, oczy zaczęły mnie boleć od szerokiego rozwarcia powiek, jak i poliki od coraz to bardziej sztucznego napinania uśmiechu.

Czułem jak źrenice zmieniają się w pokrętła, jak szwy na uśmiechu ukazują się światu, jak pororze się rozrasta do monumentalnych rozmiarów, poczułem jak mój kark łamie się w kilku miejscach.

Złapałem nagle kontakt wzrokowy z moim drogim druchem, jego oczy były dalej tak samo chłodne jak wcześniej, nie myśląc wiele, Złapałem go w szponiastą rękę i zmieniając się w cień przedostałem się do sypialni, w której spała Tina.

Rzuciłem nim o ścianę, z dużą siłą, moment później znowu go dopadając i łapiąc za włosy, przeciągnąłem go przez cały pokój, nie panowałem nad sobą,  straciłem kontrolę. Rzucałem nim jak szmacianą lalką jednak jemu to nic nie robiło. Zaryczałem, tak mocno że powaliłem go tym na kolana, nie czekając aż się podniesie, Złapałem go w macki.

-Czemu to musiała być ona? To nie demon żeby się zregenerowała. Wiesz jak to wygląda Lucyferze. To ty powinieneś mnie wybudzić.- Mówiłem Radiowym głosem, przerywanym trzaskami oraz szumem.- Jak mogłeś ją tam wpuścić! Przysięgałeś mi coś!- Wrzasnąłem a następnie rzuciłem nim z ogromną siłą o ziemię. - Ona śpi od 3 dni. Jeśli się nie Obudź,  stracę jedyną szansę by wrócić! Sam tak powiedziałeś!!- znowu uderzyłem nim o podłogę,  trzaski i szumy były coraz głośniejsze a moj głos stawał się coraz bardziej przerażający.

PIEKŁO NA ZIEMI  [ ALASTOR ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz