PROLOG

37 5 0
                                    


Idę ciemną leśną ścieżką. Nade mną lśnią gwiazdy które przyćmiewa blask księżyca. Jest pełnia, czyste niebo, a ja płacze mimo pięknego widoku przed moimi oczami. Wylewam z siebie emocje, które tłumiłam cały dzień. Czuje ogromny ból w klatce. To serce, ono pęka chociaż myślałam, że już bardziej nie może. Czy ludzie mogą złamać je mimo, że już raz to zrobili. Jak widać tak, bo ja się czuję jakbym umierała...


Widzę światła samochodu wyłaniającego się za zakrętu. Wiem, że to on. Wiem, że znowu mnie ukarze, a ona poklepie go po plecach w geście pochwały. Niecałą godzinę temu poczułam ten sam znajomy ból, tym razem jednak boli on z dwojoną siłą.

Od przeskoczenia przez płot ich posiadłości do momentu w którym czekam aż do mnie dojedzie zdążyłam rozmyć łzami resztki makijażu, który swoją drogą został dosadnie skomentowany przez nią.


Samochód staje, nikt z niego nie wysiada. Muszę do niego wsiąść. Nie mam nikogo innego, a jako siedemnastolatka wrócę do domu dziecka. Tam też nie czekam mnie nic lepszego. Słyszę dźwięk opuszczania szyby. Wtedy orientuję się jak długo stoję w miejscu. Za nim zdąży się odezwać ruszam dookoła samochodu i bez wahania wsiadam. Patrzę na niego chcąc doszukać się cienia człowieczeństwa. Jego oczy są zielone porównać je mogę do świeżo wyrośniętej trawy. Są przepełnione złością, nienawiścią. Nie ma w nich żalu lub troski. Mój zakrwawiony nos i łuk brwiowy nie robią na nim wrażenia. Patrzymy na siebie już dobrą chwilę. Stoi w miejscu samochodem, którym powinien dawno temu odwieźć mnie do domu i tam ukarać. Czemu dalej na mnie patrzy, zaczyna się uśmiechać. Mrok w jego oczach jest namacalny. Nawet się nie zorientowałam kiedy zamknął drzwi. Nie ma ucieczki. Już nigdy jej nie będzie.

Fikcja marzeńOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz