Siedzę przed toaletką ubrana i gotowa, żeby zejść na śniadanie. Wszystkie myśli które dręczyły moją głowę dzisiaj zamieniły się w gniew. Jakieś zasady i kary. Czy ja trafiłam do jakiś psychopatów? Chcą zrobić ze mnie laleczkę barbie. Nie ma sprawy, ale trochę podrasuję ich wersję demo.
Na oczach tym razem namalowałam kreski. Podkreślają największy atut mojej twarzy. Właściwie to jedyny element, który może się nie spodobać. Na swoje ciało nałożyłam białą bluzkę z długim rękawem i kremowo-szarą spódniczkę w kratę. Do tego naszyjnik z różą, który jest ze mną od małego. I oczywiście grube rajstopy. Jest marzec. Może i wydaje się być ciepło, to na gołe nogi jeszcze za szybko.
Dumna z siebie, że zebrałam w sobie siłę na sprzeciwienie się pierwszej zasadzie i uśmiechnięta wychodzę z pokoju. Równocześnie ze moimi drzwiami otwierają się drzwi po mojej lewej stronie. A z nich wychodzi zaspany brunet. Widać, że niedawno wstał. Jego włosy są roztrzepane na wszystkie strony. Wzrok ma zamglony. Właściwie wygląda jakby dalej spał. Jednak gdy tylko podnosi wzrok na mnie, jego oczy otwierają się szerzej. Tak jakby moja osoba rozbudziła go w trzy sekundy. Mierzy mnie od góry do dołu, a ja w tym czasie zamykam drzwi i ponownie się do niego odwracam przodem.
- Hej. Miło widzieć cię w ubraniach.- Mówi z lekką chrypką. Więc dalej ciągnie swój wczorajszy żart...Szkoda, że trafił na dzień w którym moja pewność siebie powróciła do łask.
- Wczoraj jakoś ich brak ci się podobał.- Po tych słowach wymijam go. Uśmiecham się dopiero gdy jestem kawałek przed nim. Tak aby nie mógł zobaczyć jak bardzo cieszę się z tego co powiedziałam.
Do jadalni wchodzę na czas. Wincent siedzi na swoim miejscu, macocha wygląda nienagannie. Chociaż jej piorunujący wzrok pewnie by mnie zabił gdyby nie goście którzy również są już na swoich miejscach. Jako ostatni do stołu zasiada Dean. Wtedy zostają podane jajka, sałatki i inne dobroci kuchni.
- Dzisiaj moja koleżanka organizuje posiadówkę w domku nad jeziorem. Może moglibyśmy się na nią wybrać?- Podekscytowana Luna zwraca się z pytaniem do wszystkich. Czy ja chcę iść na imprezę? Czemu nie. Prawdopodobnie nic ciekawszego mnie dzisiaj tu nie czeka.
-Oczywiście, że tak.- Zgadza się jej mama. Ja patrzę na reakcję moich opiekunów. Jednak szybko zmieniam obiekt obserwacji na dziewczynę, gdy wypowiada kilka ryzykownych słów.
- O i może zaprosimy twoich znajomych.- Patrzę na nią licząc, że po moim wyrazie twarzy zrozumie żeby zakończyć ten temat i się nie odzywać.- No wiesz tych z wczoraj.-Spoglądam w stronę ojczyma, który podnosi na mnie wzrok.
Wygląda na niezadowolonego. W jego oczach widzę bardziej utajoną wersję wzroku który miał przy pierwszym obiedzie. Pewnego rodzaju furię, którą siła utrzymuje na wodzy.
- Weźcie nasze auto. A dla starszych proponuję nocnego bilarda i karty.- Wszyscy zgadzają się z tym pomysłem. I tak rozwija się nowa dyskusja na temat limitowanych kart które chodzą za grube pieniądze na chińskim rynku. A ja oddycham z ulgą, że zapomną o tej małej wpadce. Po skończonym posiłku wracam na górę.
Moja stopa znajduje się już na pierwszym stopniu, ale nagle ktoś z gwałtowną siłą zaciąga mnie do pomieszczenia niedaleko schodów. Wepchnięta do kolejnego pokoju wyglądającego jak co drugi w tym wielkim domu odwracam się w stronę macochy.
- Co ty masz na sobie i jacy znajomi. Nie zapoznałaś się z listą?- Wydziera się na mnie, jeśli nikt tego nie usłyszy będzie to cud. - Odpowiadaj gówniaro.- Dalej stoję nie odzywając się słowem. Nie wiedząc co mam jej powiedzieć, bo widzi co mam na sobie i słyszała już prawdę.
Niespodziewanie wyprowadza uderzenie płaską dłonią w mój policzek. Nie mam jednak czasu myśleć o tym jak bardzo piecze mnie teraz to miejsce, bo kobieta łapie mnie mocno za nadgarstki i ciągnie w stronę innych drzwi, niż te którymi tu weszłyśmy. Okazuje się, że jest za nimi łazienka w której już znajduje się Olivia. Strach narasta razem z bólem w klatce piersiowej. Przecież nic złego nie zrobiłam. Nic takiego się nie stało. Nie ma teraz miejsca na złość którą nazbierałam przez cały ranek.
Olivia przytrzymuje mnie nad zlewem. Natomiast Kasandra nalewa gorącej wody do zlewu. Widzę jak zaczyna ulatniać się para z białej misy stojącej kawałek przede mną. Próbuję się wyrwać. Moje próby na nic się zdają. Chcę zacząć krzyczeć o pomoc. Ale wtedy kobieta zaciska mi usta swoją dłonią. Jak to możliwe, że ma tyle siły. Wygląda przecież tak niepozornie. Jej dłonie zaciskają się na moim nadgarstku co raz bardziej z każdym moim szarpnięciem. Matka kończy nalewanie wody i zmierza w moim kierunku. Obie trzymają mnie w szczelnym uścisku, podchodząc ze mną do zlewu. Zanurzają mi głowę w wodzie tak ciepłej, jakby co najmniej była wlana z dopiero co zagotowanego czajnika.
Pieczenie i ból rozchodzi mi się po twarzy od czoła po uszy aż po szyję. Staram się wyciągnąć głowę, ale są zbyt silne. Wstrzymywane przeze mnie powietrzę zaczyna mi się kończyć. Wtedy kobiety wynurzają mnie z wody. Tylko po to by ponownie poddać mnie tej torturze. Ból jest niesamowity. Czuję tylko go. W mojej głowie nie istnieje żadna myśl. Jedna wielka pustka. Ponawiają tą czynność jeszcze dwu krotnie. Po czym obie wychodzą z pomieszczenia. Macocha rzuca jeszcze do mnie żebym nikomu się nie pokazała bo spotka mnie coś gorszego.
Nie tracę czasu. Spuszczam wrzątek i nalewam lodowatej wody. Wsadzam tam głowę czując ulgę. Ból staje się słabszy. Mimo to dalej pali mnie cała twarz. Moje płuca nieprzyjemnie się ściskają. Nienawidzę mojego życia jeszcze bardziej. Jeszcze trzy dni temu wydawało mi się, że życie sieroty to piekło. Ten dom jest najgorszym co mnie spotkało.
Opadam na ziemię nie mając sił podnieść się z niej. Niekontrolowany szloch wydobywa się z mojego gardła. Jedna za druga łza kapie z moich policzków. Koją one ból duszy i ciała. Zabierają też kolejną cząstkę mojego serca daleko od tego miejsca. Niedługo zostanie po nim jedynie organ pompujący krew i utrzymujący mnie na tej planecie. Resztka uczuć zniknie z niego tak samo jak para ulatniająca się z białej misy chwilę wcześniej.
Olivia. Łudziłam się, że będzie moim wsparciem. Jak bardzo było to złudne. Jest moim oprawcom jak każda inna osoba zamieszkująca ten dom.
Jak mam teraz wyjść do ludzi. Jak mam się podnieść i udawać idealną córkę z poparzeniami twarzy. Chcę wierzyć, że to jednorazowa sytuacja. Ale byłoby to co najmniej naiwne.
Rzeczywistość jest taka, że będą próbowali złamać mnie do końca. Mimo dzisiejszej przegranej bitwy nie odpuszczę im w tej wojnie. Nie zniszczą mnie do końca. Mogą zabierać mnie z tego świata, ale powoli i tylko wtedy gdy na to pozwolę. Tak zrobię. Nie poddam się. trzech psychopatów mnie nie zabije. To po prostu kolejna przeszkoda na drodze do samodzielnej przyszłości. Wizji nowej rodziny nie udało mi się spełnić, ale w tym nikt mi nie przeszkodzi.
Nawet oni. Nie mam rodziców od sześciu lat. Ta dwójka potworów nigdy ich nie zastąpi. A ja mam już cel, który utrzyma mnie przy życiu w tym więzieniu.
CZYTASZ
Fikcja marzeń
RomanceOsierocona dziewczyna, która trafia do wymarzonej rodziny, ale czy ci ludzie dadzą jej szczęście jakiego się spodziewa? Czeka ją wiele cierpienia na drodze do wymarzonego celu. Przyjaciele dostarczą jej wiele wsparcia. Jednak przełomową osobą...