GRZECH 2: AVARITIA

4 1 0
                                    

Czarnowłosy chłopiec ze zmieszaniem przyglądał się wnętrzu pomieszczenia do którego go wprowadzano. Nie czuł jednakże lęku, zwykł bowiem przyzwyczaić się do chłodu jaki emanował z każdego mijanego kąta czy odwiedzanego budynku. Był jeszcze młody jednakże jako jeden z nielicznych zdążył w dosadny sposób zaznać definicji słowa pustka oraz głusza. Nie miał pojęcia, co skłoniło administrację do ponownego przyprowadzenia go w to miejsce jednakże potrafił domyślić się iż ta wizyta miała być jedną z wielu jego lekcji. Niejednokrotnie bowiem nakładano na niego zadania, zsyłano na męczarnie czy chłostano pokutami by ten wyciągnąć mógł z nich wnioski mające stworzyć go najlepszą wersją bezdusznego potwora. Nikt niczego nie mówił, jednakże Nashton wiedział jak wyglądały zasady mające miejsce przy takowych spotkaniach. Miał zaledwie dziesięć lat, jednakże ta trudna dekada była dla niego niezwykle pouczająco bolesna. Nigdy nie zaznajamiano go z procedurami, nie wyjaśniano mu powodów dla których przyprowadzany był do takich miejsc ani nie informowano o kolejnych odwiedzinach. On sam wiedział, iż nie miał prawa o to pytać. Miał ulegać ich woli bez sprzeciwu. Bez wahania.

Bywał tam często, dzielnica stawała się jego drugim domem chodź wcale tego nie pragnął. W rzeczy samej – chłopiec nienawidził tego miejsca, chodź nigdy nie mógł wyrazić swego niezadowolenia czy zgłosić niechęci. Robił to, co zostało mu rozkazane. Wiedział, że bunt na nic miał się nie zdać, niejednokrotnie zasmakował goryczy kary jaką obarczano osoby protestujące poleceniom.

Przestronne pomieszczenie utrzymane zostało w ciemnych, mocnych a także głębokich barwach. Ten jednakże zdawał się nie zważać na to, jak przerażającym wydawało się być to pomieszczeniem. Gabinet Rykera był dla niego bowiem niczym prywatny konfesjonał.

Po drugiej stronie nie znak było jednakże kapłana mającego za zadanie rozliczenie młodzieńca z ciążących jego sumieniu grzechów. Za kratką znajdował się sam szatan który sycił się karami które nakładać mógł na naiwnego grzesznika. Obłapiał się swą silą, sycił oraz rozkoszował możliwością zdobycia dóbr za sprawą jego cierpienia. Uważał się za sędziego mającego możliwość rozliczyć skazanego ustalonymi jedynie przez swój spaczony chciwością umysł zasadami.

Ściany jego prywatnego czyśćca miały odcień głębokiego karminu. Złote kandelabry zdobiły ich powierzchnie a zapalone świecie umieszczone w ozdobach stanowiły jedyne źródło światła w pozbawionym okien pomieszczeniu. Podłogę wyłożono czarnymi płytkami których powierzchnia odbijała się w suficie wyłożonym ogromnym lustrem. Ciągłość suchości wnętrza przecinał masywny mebel ustawiony na samym środku okazałego oraz kipiącego ekstrawagancją gabinetu. Nigdzie nie zauważał żadnych ozdób, wszystko zaprojektowane zostało powściągliwie i z jak największa skromnością. Jednym wyjątkiem było biurko. Ogromne oraz postawne, wykonane ze starego mahoniu, na którego blacie porozwalane były kartki. Stosy papierów, a pośrodku nich zakrzywiony nóż z ozdobą rękojeścią. Była złota, mieniła się w półmroku rzucanym przez świece oraz wyróżniała spośród jednolitości bieli dokumentów. Chłopiec kojarzył narzędzie gdyż niejednokrotnie miał zaszczyt dzierżyć go w dłoni. Był ono jego zmorą, jego pokutą oraz pokuszeniem. Sprowadzało go na ścieżkę której nigdy nie chciał obrać, jednakże nie miał wyjścia gdy czający się wewnątrz niego demon karmiony był kroplami karmazynu. I nienawidził się za to tak mocno jak mocno nikt nie potrafił znienawidzić samego siebie.

Za blatem mebla ustawiono rząd krzeseł. Był ich trzy, a na każdym z nich zasiadał odziany w perfekcyjnie skrojony garnitur mężczyzna. Ich spojrzenia były oschle, chodź każde kolejne różniło się od poprzedniego. Komponowały się jednakże z oziębłością jaką przepełniono gabinet. Przypominał on bardziej komnatę niżeli pokój służący do spędzania wolnego czasu czy poświęcania się pracy. W środku było chłodno i nie chodziło jedynie o surowe wystylizowanie wnętrza. Temperatura panująca w tamtych czterech ścianach musiał być wiele niższa niż na korytarzu z którego to Asher został przyprowadzony. Włoski na ciele chłopca zaczynały stawać dęba w reakcji na owe doznanie jednakże wyraz jego twarzy pozostawał równie kamienny oraz beznamiętny co zwykle. Gdy stawał oko w oko ze swoim najgorszym koszmarem oraz kalającym za błędy odkupicielem nie miał prawa pozwolić sobie na jakiekolwiek ludzkie reakcję.

SECUNDA PAGINAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz